Dies (1/6)
Matteo
Wokół mnie zebrała się spora grupka ludzi.
-Co się tak patrzcie?! Nie macie nic innego do roboty ?! - krzyknąłem
Wziąłem Lune na ręce i zaprowadziłem czym prędzej do domu. I co ja powiem jej rodzicą? -Dzień dobry. Luna jest nie prztomna ponieważ zacząłem bić się z jej niedoszłym chłopakiem a ona weszła pomiędzy nas i ja uderzyłem.
Przecież to brzmi bezsensu. Nie wiem coś się wymyśli. Na szczęście nie leciała jej krew. Weszłem właśnie do kuchni gdzie znajdowali się jej rodzice.
-Boże! Luna! Co się stało?! - krzyknęła spanikowana mama Luny
-No bo wie pani. Taki chłopak zakochał się w Lunie i był natretny i ona odmówiła jak się jej zapytał czy chce być jej chłopakiem i wtedy ją uderzył- powiedziałem na poczekaniu. Oj będą kłopoty. - Tak, tak właśnie było. - zrobiłem głupia minę. Mam nadzieję że mi uwierzy.
-Dziękuję Matteo. Mógł byś zanieść ją do pokoju ? Tutaj i pierwsze dzwi na prawo. Dobrze? - spytała Monica
-Tak jasne. Już idę.
Po dosłownie 15 sekundach znajdowałem się w jej pokoju. Ostrożnie położyłem Lune na łóżku.
-Co się dzieje ? - usłyszałem głos zielonookiej.
-Luna pamiętasz cokolwiek ? -spytałem z nadzieją za odpowiedź jest negatywna.
- Jaka Luna ? Co ja tu robię? Kim jesteś? - spytała a ja dostałem zawału
*****
Maraton czas zacząć. Będzie dzisiaj może jeszcze 1 rozdział. Jutro dodam 4. Może jeszcze coś w sobotę. Jak ładnie skomentujecie oczywiście.
Next 4 gwiazdki 1 kom
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top