Dos
Luna
Jesteśmy już na miejscu. Za chwilę przyjedzie po nas taksówka która zawiezie nas pod dom pani Benson. Ma ona córkę chrzestną. Mam nadzieję że się z nią zaprzyjaźnie.
Po dwudziestu minutach byłyśmy na miejscu. Ten dom, nie przepraszam to jest willa. Po chwili byłyśmy już w środku. Zaniemówiłam, ten dom jest jeszcze piękniejszy niż myślałam.
- Jestem asystentem pani Sharon. Jestem Rey. Tak ja sie juz umawialiśmy ty Miquel będziesz szefem personelu. A ty Monico będziesz kucharką.Gdzie wasza córka?
- Gdzieś tu jest. Luna?
- Tu jestem.- odpowiadam
- Okej Luna - mówi Rey - panienka Ambar oprowadzi cię po domu. Ambar?!
-Już jestem.
-O prowadź Lune po domu i pokaż jej jej pokój.
-Okej. Chodź Lunita.
-Idę.
Gdy tylko weszłyśmy po schodach i zniknelismy z pola widzenia rodziców i Rey'a, Ambar stała się nie miła.
- Słuchaj smarkulo. Nie próbuj nawet nic kombinować bo twoje życie będzie jeszcze gorsze niż miało by być. - powiedziałam poczym wyszła.
A ja? Ja stałam w osłupienie przez jakieś 10 minut dopóki moja mama nie przyszła i nie spytała co tu robię. Na szczęście wybrnęłam z tej sytuacji.
~~~
Jutro mam iść do nowej szkoły. Boję się. Nie dlatego że nowa szkoła tylko że Ambar też chodzi do Blake Sought Collage. Zdążyłam rownież poznać jej chłopaka - Matteo. Ta dwójka to chyba jakiś koszmar. Wywyższają się, manipulują innymi, dręczą innych. A na mnie to się chyba uwzięli. Schowali mi wrotki, szukałam ich przez dwa dni. Ambar powiedziała że odda mi je jak nie pisnę słówka nikomu co oni mi robią. Może robię źlę nie mówiąc nic nikomu, ale boje się że coś mi zrobią. Oni są do wszystkiego zdolni. Jest jeszcze ich przyjaciel, Gaston. On też dręczy innych, ale nie tak bardzo jak "idealna para". Według mnie robi on to z przymusu.
Teraz siędzie w swoim pokoju. Czekam tylko aż ten dzień minie. Nie chce wejść Ambar w drogę. Ale niestety muszę iść do kuchni. Umieram z głodu. Musze powiedzieć tez coś rodzicą.Wyszłam. Idę. Mam wielka nadzieje ze jej nie spotkam. Ale na moje nieszczęście Ambar była w kuchni.
-Cześć córciu. Chcesz coś zjeść? - spytała moja mama
- Tak. Poproszę płatki z mlekiem. - rzekłam i po chwili przede mną stała miska płatków z mlekiem. Gdy tylko Ambar wyszła zaproponowałam rodzicą moją propozycję. Nie wiedziałam tylko w tedy, że Ambar wszystko podsłuchuje.
- Tato? Jutro pojadę do szkoły na wrotkach. Chciałam się jeszcze przewietrzyć przed szkołą. Wiec nie musisz mnie zawozić.
- To super. Muszę załatwić jutro jeszcze dużo spraw. Zresztą panienka Ambar też pojedzie na wrotkach. Mi to na rękę. - odpowiedział mój tata.
Super. Niedość ze chodzę do tej samej szkoły co Ambar. To jeszcze jutro mam z nią jechać do szkoły na wrotkach. Mam nadzieje że nic mi nie zrobi. Ona jest nieprzewidywalna.
-Okej. Super bardzo się cieszę. Będę miała kogoś do towarzystwa. - skłamałam
- Widzę ze się zakolegowałyście z panienką Ambar. - powiedziała z entuzjazmem moja mama.
- Tak bardzo. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Ja lecę. Muszę się wyspać. Do jutra.
- Do jutra Luna - rzekli obydwoje
Gdy tylko znalazłam się w moim pokoju zrobiłam codzienną rutynę i poszłam spać. Ustawiłam jeszcze budzik na moim telefonie na godzinę 6.30 i poszłam spać. Po minucie już spałam.
Sen Luny
Jeździłam na wrotkach. Światła były przygaszone. Nikogo innego nie było. Nagle pojawił się jakiś chłopak. Brunet o brązowych oczach. Nie widziałam jego twarzy. Nagle ujrzałam ze trzyma coś w ręce. Był to...nóż! Zaczęłam krzyczeć. Gdy tylko brunet przybliżył się do mnie ujrzałam jego twarz. Był to...Matteo! Już miał mi wbić nóż w serce gdy się obudziłam.
- Nieeeee! - obudziłam się cała spocona. Do mojego pokoju wbiegła mama.
-Luna co się stało? - spytała zmartwiona.
-Miałam koszmar. To nic wielkiego. - uśmiechnęłam się sztucznie. W głębi duszy bardzo się bałam. Bo kto normalny ma takie sny ? I to jeszcze z Matteo? Bardzo się boje. A jeżeli wydarzy się to naprawdę ? Nie wiem co wtedy zrobię - Idź juz spać.
- Okej dobranoc Luna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top