~~"SLYTHERIN!"~~
Tu na górze macie wygląd kota Victorii
Wychodząc przywołałam kotkę do siebie i wyszłam z pociągu.
Wzięłam swoje rzeczy i... I podniosłam głowę do góry. Nad nami lśnił piękny księżyc. Tej nocy nie było praktycznie żadnych chmur, więc dało się zobaczyć piękne gwiazdy błyszczące na tle granatowo-fioletowego nieba. Dziś była pełnia. Wyjątkowo piękna pełnia.
- Co Collins? Gwiazdy se oglądasz? Zakochałaś się czy co? - Odezwał się Blondyn, takim głosem, że aż się wzdrygnęłam.
- O! Pan Draco-wszystko-wiedzący-Malfoy się odezwał. - Powiedziałam wrednie, starając się, by moje słowa przesiąkneły jeszcze większą ilością jadu.
Usłyszałam ciche śmiechy z tyłu. Malfoy też je słyszy.
To pewnie Gryfoni. Muszę go jeszcze bardziej upokorzyć to da mi spokój.
- A ty co?! Królewna?! Wszyscy muszą ci do nóg padać?! - wysyczał Draco. Pożałujesz tego dnia, kiedy wszedłeś mi w drogę.
- Nie wszyscy. - Chwila przerwy. Iiii... - Tylko ty! - dokończyłam podkreślając ostatnie słowo.
Wszyscy wokół zaczęli buczeć na Malfoya, a ja machnęłam chłopakowi włosami w twarz i dumna odeszłam w stronę szkoły.
- Frajerka! - E. Słabe. Powiedziałbym coś, ale się powstrzymam.
Nagle Eli* stanęła i obróciła się w stronę chłopaków. Po chwili morderczego wzroku kotki, najeżyła się i syknęła na Dracona. A ten odskoczył, jak przerażone dziecko.
- Ej, wiedźma! Zabierz stąd tego małego demona! - A spierdalaj.
- Ej! Fretka! Ty pewnie pierwszy raz masz styczność z jakimkolwiek zwierzęciem, więc się w tym temacie nie wypowiadaj. - dokończyłam i wsiadłam z kotką do wozu
_
Po dotarciu pod zamek zabrałam swoje bagaże i kota. Weszłam do środka. Od razu po wejściu do szkoły powitał mnie, jakże przemiły Severus Snape i pociągnął mnie za ramię z dala od innych uczniów.
- Dzień dobry, panno Collins. - no siema. Szampon ci się skończył?
- Dzień dobry. - tak, tak, jestem bardzo grzeczną dziewczynką, prawda?
- Zaprowadzę panią do Dumbledore'a, by Tiara przydzieliła pani dom, w którym będzie pani do końca swojej edukacji w tej szkole. - no przecież wiem.
- Oczywiście. - odpowiedziałam, starając się mówić tak jak on, bez emocji, lecz niestety mi nie wyszło.
Szliśmy razem przez szkołę, do czarodzieja w przerażającej ciszy. Ani ja, ani nauczyciel nie odważyliśmy się, by się do siebie odezwać. Kiedy doszliśmy do przejścia Snape przełamał barierę ciszy.
- Miętowe kremówki. - Kurde, mam teraz ochotę na kremówki. Na chuj oni dają takie nazwy? - Powodzenia. - No nie wiem czy takie "powodzenia" coś mi pomorze, Snape.
Przejście się otworzyło, odsłaniając kręcone schody.
Idę. Noo... To... Ten...
- Witaj, Victorio. - Siema Drops.
Staruszek obrócił się i szczerze uśmiechnął.
Boże, ale on jest straszny. Mniej straszny od Snape'a, ale nadal straszny. Mimo iż uśmiechnięty.
- Bardzo się cieszę, że ktoś taki jak ty będzie się uczył w naszej szkole. - Boję się Ciebie. Daj mi spokój.
Dlaczego akurat ja?
- Pani, swoją obecnością tutaj może zmienić bieg historii. - Mów dalej. - Ale jestem tego pewien, że będąc w Hogwarcie zmieni pani komuś życie.
Co? Komu? Ja? Dobra nie ważne. Przejdź do rzeczy, bo jestem głodna.
- Oczywiście, panno Collins. Trzeba było mówić tak od razu. - powiedział Drops i się uśmiechnął.
Wait. Czy on właśnie odczytał moje myśli?! O kurde. No to niezły czarodziej.
- Nie, panno Collins, ja nie czytam w myślach. - Co jest?! - Ja to widzę w oczach. Oczy mówią wszystko. - powiedział i tajemniczo się uśmiechnął. Podkreślił ostanie zdanie... Hmmm...
- Rozumiem. - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
- Dobrze, to teraz usiądź tutaj, a ja nałożę ci Tiarę Przydziału. - powiedział staruszek.
Nareszcie.
Dumbledore nałożył mi Tiarę Przydziału.
- Hmmm... - zamyśliło się nakrycie głowy.
Błagam, tylko nie Gryffindor.
- Niech będzie.... SLYTHERIN! - krzyknęła Tiara, a Drops ściągnął mi ją z głowy.
Uff. Ale... Kurde. Tam jest Malfoy. O jezu. To będą najgorsze 4 lata mojego życia.
- Gratuluję, panno Collins. - powiedział, wyraźnie zadowolony Drops. - Może już pani iść. Severus czeka na panią na dole.
- Dziękuję - muszę być miła. Bo on jest miły.
- Tylko niech pani nie zapomni moich słów. - Tylko nie to. - Może zmienić pani komuś życie. Ale tylko od pani zależy, czy na dobre, czy na złe.
Powiedział czarodziej, a za mną otworzyły się schody. Pewnie zeszłam na dół, gdzie jak można się było spodziewać, stał Snape.
- Możemy iść. - powiedział i ruszyliśmy w stronę dormitoriów.
Szliśmy chwilę w milczeniu, ale kiedy mieliśmy skręcić w stronę konkretnego dormitorium, w końcu musiałam przerwać tą niezręczną ciszę.
- Slytherin. - powiedziałam, a Snape skręcił w stronę lochów.
Nauczyciel odprowadził mnie do dormitorium. Wymamrotał coś pod nosem, ale nic nie dało się zrozumieć. Tajemne przejście się otworzyło, a ja z walizkami i kotem weszłam do Pokoju Wspólnego.
Gdy się obejrzałam, Snape'a już nie było.
Wszyscy patrzyli się prosto na mnie, po tym co odwaliłam na peronie. Astoria Greengrass, Pancy Parkinson i reszta ślizgonek, czyli tak zwany "fanclub Draco Malfoya" patrzył się na mnie, z wrogością.
Crabbe i Goyle, gdy mnie zobaczyli delikatnie uśmiechnęli się pod nosem, a "Pan Draco-wszechwiedzący-Malfoy" patrzył się prosto w moje oczy.
Tylko...
Nie takim wrednym ślizgońskim wzrokiem.
On...
Patrzył jakby że współczuciem.
Bez krzty wredoty.
A jego spojrzenie mówiło "współczuję".
Oczywiście zimnokrwiście olałam go, i nie patrząc na te idiotki przeszłam obok.
Ale nie tak zwyczajnie.
Specjalnie udałam, że coś zagrodziło mi drogę i "przez przypadek" nadepnęłam Pancy na nogę.
- Co robisz?! - wściekła się dziewczyna. Ups. Zaraz się na mnie rzuci z pazurami. Tragedia. Wszyscy. Tu. Zginiemy.
- Idę odłożyć moje rzeczy. - syknęłam z dwa razy większą ilością jadu, niż Malfoy na peronie.
Pięknie.
To będzie cudowny rok.
Witam,
Mam nadzieję że rozdział się wam spodobał.
Ogólnie mam zajebisty pomysł na te książkę.
Więc mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca.
Uwaga! Spojler!
Okładka też ma coś wspólnego z książką!!! To nie jest zwykła okładka, której ma tylko przyciągnąć uwagę. Tam też będzie się odgrywać cześć akcji. Radzę się jej przyjrzeć. 😉
Koniec spojlerów!
Zachęcam do zostawienia czegoś po sobie. (Czyt. Gwiazdkę i komentarz lub kilka)
A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top