Rozdział 8

Info na końcu rozdziału.

Wróciłem do domu koło 21.
Sylwia zatrzymała się w hotelu na 52 ulicy i już jutro miała lecieć spowrotem do Włoch. Zaproponowałem jej wprawdzie, żeby zatrzymała się u nas, ale odmówiła. Wylatywała z samego rana, co mnie bardzo zdołowało. Miałem cichą nadzieję, że jednak zostanie w Buenos Aires trochę dłużej. Taty jeszcze nie było, ale za bardzo mnie to nie zdziwiło. Poszedłem do pokoju i położyłem się wygodnie na łóżku. Patrzyłem w sufit zastanawiając się nad tym wszystkim co się działo, gdy zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Lorenzo! Chyba cię nie obudziłem mistrzu?- Adriàn.
- Nie. Co jest?
- Nic takiego, tylko chciałem się dowiedzieć, czy te plotki co krążą po instytucie to prawda. Serio mogą cię wyrzucić?
- Niestety to prawda - odparłem - a to wszystko dzięki Camilo.
- Rany mistrzu! Myślałem, że to tylko plotki. Przecież bez ciebie nie mamy żadnych szans w finale.
- Nic na to nie poradzę. Mam tylko nadzieję, że Izabel w końcu przejrzy na oczy.
- Ja też na to liczę. Trzymaj się!
- Nara.
Rozłączyłem się i ponownie wpatrzyłem w sufit. Mój telefon zabrzęczał, a ja zacząłem się zastanawiać ile jeszcze osób mi przeszkodzi. Jedyne czego chciałem dzisiaj od życia, to poleżeć sobie na łóżku i porozmyślać. Mimo to, ponownie wziąłem telefon i zerknąłem na ekran. Gabo?
G: Masz jakiś pomysł jak z tego wybrnąć ? - pisał.
L: Nic mi narazie nie wpadło do głowy, ale coś wymyślę. Zgaduję, że ty też nie masz pomysłu?
G: Nie. Trochę mam już tego dość.
L: Chyba nie zamierzasz się poddać?
G: Nie wiem. Wkurza mnie, że nikt nam nie wierzy. Propozycja Filipe
naprawdę wydaje się teraz idealna.
L: Gadaliśmy już o tym. Gabo daj spakuj! Jesteś jastrzębiem i nie możesz się tak po prostu poddać.
G: A czemu ci zaczęło tak nagle na tym zależeć? Naprawdę cię nie poznaję.
L: Słuchaj! Zagramy w tym meczu. Obaj. Masz moje słowo.
G: Chciałbym, żeby tak się stało. Kończę już. Nara.
L: Część.
Odłożyłem telefon na szafkę nocną i poszedłem się umyć. Gdy wróciłem do pokoju natychmiast zagrzebałem się w pościeli. Było mi ciepło i przyjemnie, ale kąpletnie nie chciało mi się spać. Zacząłem się zastanawiać jak nas wyciągnąć z tej sytuacji i mimowolnie przypomniał mi się szantaż Camilo. Może gdybym wtedy po prostu odszedł, to nic z tych rzeczy, by się nie wydarzyło? - przeszło mi przez myśl.
Nie chciałem jednak się tym dołować.
Co się stało, to się już nie odstanie.
Przypomniałem sobie też plan Gabo i uśmiechnąłem się pod nosem. Chłopak chciał odejść z instytutu, gdyby plan się nie powiódł tylko dlatego, żebym nie był sam. Czułem, że muszę się mu jakoś za to odwdzięczyć, tylko nie wiedziałem jeszcze jak. W końcu zmęczenie zaczęło ze mną wygrywać. Wtuliłem się więc w poduszkę i zasnąłem.

Możliwe, że wstawię dzisiaj jeszcze jedną część, ale niczego nie obiecuje ;) .

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top