Rozdział 3.14
Najpierw wywiad z chłopakami i piękną hiszpanką. Potem dziwna rozmowa z Delfiną. Nie miałem pojęcia o co poszło tym razem, ale że dała mi do zrozumienia, że cały świat nie kręci się wokół mnie, to postanowiłem na razie odpuścić. Wolałem nie myśleć o teorii Gabo, że zarówno zniknięcie opaski, jak i uwięzienie w windzie, zostało zaplanowane. Dopiero wygraliśmy mecz. Podejrzewanie o wszystko Martina, zaczynało mnie męczyć. Chciałem chociaż na chwilę oderwać się od tego wariactwa, ale do tej pory niespecjalnie mi to wychodziło. Telefon rozdzwonił się na dobre. Tata nie odpuszczał nawet na chwilę. Mimo starań nie nadążałem z blokowaniem coraz nowych numerów, więc by ostatecznie go uciszyć postanowiłem wyjąć baterie.
- Przepraszam, czy ty jesteś Lorenzo?
Odwróciłem się zaskoczony i zobaczyłem nieznanego chłopca, mniej więcej w wieku Eloya. Miał długie, kręcone włosy. Niebieskie oczy błyszczały z podekscytowania. W rękach trzymał stary plakat zachowany w idealnym stanie, a ja jęknąłem cicho, rozpoznając skąd go kojarzę.
- Jesteś fanem Diego - stwierdziłem wskazując na kartkę - Pewnie skojarzyłeś nazwisko i postanowiłeś się przywitać?
Blondyn zmarszczył brwi. Rzeczywiście mogłem odpowiedzieć na zaczepkę w bardziej życzliwy sposób, ale tak dawno nie spotkałem fanklubu ojca, że zapomniałem jak to się robi.
- To mój idol - odpowiedział lekko speszony - Tata nagrywał wszystkie mecze i przez to znam każdą jego zagrywkę. Jesteś do niego bardzo podobny. Marzę by poznać go osobiście.
Westchnąłem w odpowiedzi. Ojciec nie lubił spotykać swoich fanów, a ja nie znosiłem tego jeszcze bardziej. Patrzyłem na tę naiwną nadzieję. Na ślepe wierzenie, że tak dobry piłkarz musi być również dobrym człowiekiem. Ja wiedziałem, że to nie prawda nawet gdy byłem w niego wpatrzony jak w obrazek. Był w końcu moim tatą.
- Słuchaj młody - mruknąłem, przykucając obok dzieciaka - Dam ci pewną radę która z początku wyda ci się głupia. Znajdź sobię takiego idola, przy którym będziesz miał pewność, że nigdy cię nie zawiedzie. Może być mało znany, słaby, paskudny. To nie ma najmniejszego znaczenia. Gdy jednak inne dzieciaki będą się nabijać, że wybrałeś kogoś takiego, pamiętaj o jednej ważnej rzeczy. Zdolnym piłkarzem może być każdy, ale dobry człowiek to w tym świecie ogromna rzadkość. Mój ojciec nie zasługuję na twoje uznanie.
Blondyn otworzył usta, po czym szybko je zamknął. Powtórzył to jeszcze cztery razy, a ja czekałem cierpliwie w nadziei, że coś powie. W końcu podniosłem się do pionu. Odwróciłem z zamiarem odejścia. Stanąłem jednak jak wryty gdy zobaczyłem za sobą całą dróżynę Juventusu przysłuchującej się temu wyznaniu.
- Jak to nie zasługuje? - odezwał się Marco.
***
Kto myślał, że ta książka umarła ręka w górę 🖐
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top