Rozdział 2.6

Bardzo się zdziwiłem, gdy zobaczyłem nieodebrane połączenie od Gabo, ale odsłuchawszy wiadomość stwierdziłem, że to dla niego coś bardzo ważnego. Spotkałem się więc z brunetem na świetlicy, gdy reszta dróżyny próbowała po raz czwarty przekonać Jacquina do zdradzenia szczegółów o naszych przeciwnikach.
- Jak podróż do Alamo Seco? - spytałem z pretensją.
- Wybacz - mruknął stukając palcami o blat - Musiałem to na spokojnie przemyśleć.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i zająłem miejsce obok brata, który zdawał się poważniejszy niż kiedykolwiek. Nie wiedziałem o czym chce rozmawiać, ale z każdą chwilą niepokoiłem się coraz bardziej.
- Możesz mi opowiedzieć o Diego? - wymamrotał - Chciałbym dać temu szansę.
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc te słowa i zacząłem opowieść, nie pomijając żadnych zabawnych sytuacji, czy miłych chwil. Nie było ich wprawdzie zbyt wiele, ale Gabo doskonale o tym wiedział. Tata popełnił wiele błędów przy moim wychowaniu, ale miał swoje momenty i dlatego chciałem, żeby chłopak poznał go również z tej lepszej strony. Opowiedziałem brunetowi o czasach kiedy uczył mnie grać i tych, gdy przychodził na wszystkie mecze żeby mi kibicować. Pominąłem jednak fakt, że to drugie trwało zaledwie rok, bo później odkrył "interesy". Przecież nie musiał wiedzieć o wszystkim.
- Jednego nie rozumiem - wyznał Moretti gdy skończyłem opowiadać  - Gdy u was byłem powiedział, że poznał moją mamę, krótko po tym jak rozwiódł się z twoją, a ona przecież...
Skrzywiłem się, a brunet widząc to natychmiast przerwał swoją wypowiedź. Nie wiedziałem jak zareagować, więc po prostu zamilkłem i wbiłem wzrok w swoje dłonie. Nie lubiłem o tym rozmawiać.
- Wybacz - wymamrotał Gabo po dłuższej chwili - To był głupi pomysł.
Chciał wstać i odejść, ale w ostatniej chwili zdecydowałem się go zatrzymać.
- To nic - odparłem  - Po prostu nie spodziewałem się, że o to zapytasz.
Chłopak skinął głową i zajął spowrotem swoje miejsce. Westchnąłem cicho.
- To dość skąplikowane - zacząłem - Tata zawsze miał problem z przyznaniem, że jej już nie ma i dlatego wmówił ludziom, że po prostu się rozstali. Mnie też próbował do tego przekonać, ale miałem zdecydowanie zbyt wiele pytań.
Brunet uniósł brwi tak wysoko, że jeszcze trochę i zlałyby się z włosami. Nie zdziwiłem się jednak taką reakcją, bo to wyjaśnienie było absurdalne nawet dla mnie.
- Wiem jak to brzmi, ale dzięki tej jego bajeczce, ludzie przestali w końcu pytać co się z nią stało - wyznałem - Było to trochę łatwiejsze.
Chłopak skinął głową jakby wreszcie pojmując o czym mówie i właśnie wtedy do pomieszczenia wbiegł czternastka prawie przewracając się przy tym o próg.
- Chłopaki zaczyna się! - krzyknął wymachując zabawnie ramionami.
Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.
- Co się zaczyna? - spytał Gabo podnosząc się z krzesła.
- Jak to co? - zawołał Apolodoros - Losowanie!
Więcej nie musiał nic mówić, bo razem z bratem rzuciliśmy się do drzwi tym razem już naprawdę go przewracając.

***
Po losowaniu, na którym okazało się, że gramy ze strażnikami, Martina wzięła mnie na bok i powiedziała, że tata znowu pojawił się w IRS-ie. Bardzo mnie to zdziwiło, zwłaszcza, że ostatnim razem po takiej wizycie nazwano go zdrajcą, dlatego gdy tylko wrócił do domu, postanowiłem go o to zapytać. Jak się jednak pewnie domyślacie nie uzyskałem odpowiedzi, a tata niemal natychmiast zmienił temat, po raz kolejny przypominając mi, że mam przekonać do nas Gabo. Nie wiedziałem czemu, aż tak mu na tym zależy, ale w końcu odpuściłem i po prostu poszedłem się umyć. Ciepła woda sprawiła, że prawie zapomniałem o tym jak bardzo irytują mnie te jego ciągłe tajemnice i to, że w tym roku z niewiadomych przyczyn zaczęły jak głupie się rozmnażać. Prawie.
A ludzie wciąż się dziwią, że jestem taki skryty!
Przykryłem się kołdrą, zgasiłem światło i zasnąłem niemal natychmiast. Nie wiem, czy było to spowodowane treningiem, czy stresem ostatnich dni, ale w połączeniu z ciepłem bijącym od koca działało podobnie jak środki nasenne. Szkoda tylko, że nie potrafiło wyłączyć moich snów...
Nie wiem ile mam lat, ani gdzie jestem ale widzę obok siebie chłopca, który bawi się ze mną w piasku.
- Lorenzo? - słyszę za sobą głos ojca - Co ty wyprawiasz? Musimy już jechać.
- Ale przecież dopiero przyjechaliśmy - oburzam się.
- Trudno.
Smucę się i zaczynam pakować do plecaka rozrzucone po piasku zabawki.
- Gdie idies? - pyta mój towarzysz sepleniąc.
- Tata mówi, że już jedziemy - wzdycham.
- Gdie?
- Nie wiem - wzruszam ramionami - Pewnie do hotelu. Przyjechaliśmy bo musiał coś załatwić.
- Co?
Ponownie wzruszam ramionami.
- Nie powiedział.
Wstaje, nakładam plecak na ramię i uśmiecham się do chłopca niepewnie.
- Pewnie już się nie spotkamy - mówię - Ale było fajnie.
Nieznajomy również się uśmiecha.
- Pa Lolenzo...
Otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku przecierając dłonią wilgotne czoło. To było jedno z tych wspomnień, które wracały do mnie w snach, a których wcześniej w ogóle nie pamiętałem. Różniło się ono jednak trochę, bo nie mogłem skojarzyć ani miejsca, ani czasu w jakim mogłoby się to dziać.
Westchnąłem cicho rezygnując z prób przypomnienia sobie jeszcze czegoś i opadłem spowrotem na poduszkę. Gdy spojrzałem na zegar okazało się, że jest dopiero 4.15.
Jęknąłem w duchu.
Pięknie! Czyli znowu się nie wyśpię.

Heja hej! 😁
Oto mamy tu tajemniczy sen Lorenzo, który może nie jest aż tak tajemniczy, ale to już zależy od was.
Jak się podoba rozdzialik? 😎

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top