Rozdział 2.39

Myślałem, że stres spowodowany możliwym stypendium od Juwe będzie moim największym problemem, ale okazało się, że nie jest tak łatwo. Tą samą szansę otrzymywali ludzie z całego świata, a nawet jeden zawodnik Orłów, o czym uprzejmie poinformował mnie Dede. Oczywiście starałem się nie dać po sobie poznać napięcia jakie mi towarzyszyło i wmawiałem całemu światu, że tylko ja zasługuję na takie wyróżnienie, ale dwóch osób nigdy nie zdołałbym oszukać. Tymi osobami, byłem oczywiście ja sam i przeklęty Gabo.
- Wszystko wporządku? - spytał gdy wracaliśmy z fabryki - To przez to, że nie zgodzili się na prośbę Francisco?
Pokręciłem głową. Trener prosił mnie jakiś czas temu, żebym porozmawiał z organizatorami i namówił ich na spotkanie, ale odmówili. To co zaprzątało mi głowę było jednak znacznie gorsze.
- Czyli martwisz się stypendium - domyślił się - a ja myślałem, że wielkiego Lorenzo nie da się wystraszyć.
Spochmurniałem natychmiast, a brunet widząc to odpuścił sobie złośliwości. Może i odcieliśmy się od taty oraz wszelkich związanych z nim nieprzyjemności ale to nie znaczyło, że świat zacznie nam to wszystko tak nagle wynagradzać. Nie żyliśmy w bajce.
- Nie stresuj się - powiedział brunet poprawiając trzymaną na ramieniu torbę - Cokolwiek się stanie, damy sobię radę. Jesteśmy w końcu dróżyną!
Uśmiechnąłem się nieznacznie. Cieszyłem się że chłopak jest przy mnie i stara się mnie wspierać ale prawda była taka, że to było moje marzenie. Gdybym teraz przegrał (a odziedziczyłem po ojcu nienawiść do porażek) nie wiem co bym zrobił. To było nie do zniesienia.
- Łatwo powiedzieć - mruknąłem - Nie mogę przecież tak po prostu wyrzucić z głowy tych wszystkie wątpliwości i ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej. To ogromna szansa i jeśli otrzyma ją ktoś inny to chyba zapadnę się pod ziemię. Zwłaszcza jeśli tym kimś będzie zawodnik Orłów.
Brunet zaśmiał się cicho, a ja zdałem sobię wreszcie sprawę, że brzmię jak rozchisteryzowana nastolatka. To nie było przyjemne odkrycie.
- Żaden Orzeł cię nie pobije - zapewnił - Nie panikuj Lorenzo. Nie masz powodu. Jesteś świetnym piłkarzem i taki klub z pewnością to doceni.
Pokręciłem głową.
- Nie panikuję - mruknąłem krzyżując ręce na piersi i starając się wyglądać pewnie. Brzmiałem jednak tak bardzo nieprzekonywująco, że nawet siebie nie zdołałbym oszukać. Co dopiero Gabo.
- Ta jasne - prychnął - A ja jestem Maria Antonina.

***
O tym, że Ezequiel przekazał Diego poufne informacje dowiedziałem się przypadkiem i nie w najlepszym momencie. Próbowałem przekonać wówczas Martinę, że zemścimy się na Martinie w odpowiednim czasie i że musi zwyczajnie być cierpliwa. Nie wiem jednak czy osiągnąłem swój cel. Zobaczyłem Gabo i wściekłą Zoe, a bezsilność w oczach brata kazała mi ruszyć za nimi, by odkryć co się stało. Naraziłem się w ten sposób na pretensje ze strony siatkarki, bo znowu chłopak był dla mnie na pierwszym miejscu, ale nie mogłem nic na to poradzić. Gabo zawsze był dla mnie na pierwszym miejscu.
Z początku byłem wściekły, że nasz bramkarz dopuścił się kolejnej zdrady i gdy Francisco poprosił żebyśmy nikomu o tym nie mówili miałem ochotę krzyczeń. Po pewnym czasie emocje jednak opadły, ja zrozumiałem, że mężczyzna ma rację, a poczucie wstydu uniemożliwiło mi skupienie się na lekcjach. Nie mogliśmy przecież dopuścić, by taka informacja znowu podzieliła dróżynę na dwa oddzielne obozy. To byłoby bardzo nieodpowiedziale.
- Od kiedy to jesteś rozsądny? - spytał Gabo, gdy po zebraniu dróżyny sprzątaliśmy porozrzucane po szatni rzeczy. Jastrzębie za sprawą Camilo dowiedziały się jednak o zdradzie Correi i tak jak przypuszczałem część z nas chciała się go jak najszybciej pozbyć. Razem z Valentino i młodszym Gevarą przekonaliśmy ich jednak, że nie możemy się teraz podzielić. Montero chciał nas skłócić i osłabić, a że nie mogliśmy na to pozwolić, to ostateczną decyzją dróżyny było danie Ezequiel'owi ostatniej szansy. W końcu do trzech razy sztuka.
- No wiesz - ciągnął ignorując moje milczenie - Chciałeś rozszarpać naszego bramkarza na strzępy, gdy dowiedziałeś się o zdradzie, a teraz...
- A teraz zmądrzałem - przerwałem mu - Do czego zmierzasz?
Brunet uśmiechnął się lekko, a ja upewniłem się przez to co do swojej racji. Chłopak rzadko rozpoczynał taki temat, bez ukrytego motywu i pewnym było, że odziedziczył to po naszej rodzinie. Typowy przebiegły Gevara.
- No wiesz...- kontynuował dalej głupio się uśmiechając - Skoro pozwoliłeś Ezequiel'owi zostać, to znaczy chyba że wybaczyłeś mu to co zrobił, prawda?
Pokiwałem głową niepewnie, ale dalej nie wiedziałem o co mu chodzi. Gabo był mistrzem owijania w bawełne i czasem gdy się rozkręcił, sam gubił pierwotny watek, który nie raz musiałem mu wówczas przypominać. Nie powiem jednak, żeby mi to w jakiś sposób przeszkadzało. Lubiłem patrzeć jak pląta się we własnym wywodzie i bezskutecznie próbuje przypomnieć sobie od czego zaczął. To była ciekawa rozrywka.
- Skoro wybaczyłeś mu to że nas zdradził- nieustępował - to jestem pewien, że wybaczyłeś mu również poprzednie przewinienia i że nie uważasz go już za swojego wroga. W końcu to by było bez sensu.
Znowu skinąłem głową, ale tym razem zapaliła mi się czerwona lampka. Takie omawianie wszystkiego mogło prowadzić tylko do jednego.
- A skoro mu wybaczyłeś - dodał szczerząc się zwycięsko- to znaczy, że możesz mi powiedzieć, co was tak poróżniło, prawda?
Przeklnąłem cicho zmyślność brata i własny niewyparzony język. W przypływie irytacji palnąłem kiedyś, że przeniesienie się czarnowłosego do Orłów było tylko wierzchołkiem góry lodowej i zapomniałem, że młodszy rejestruje dosłownie wszystko co piszę, czy mówię. Byłem stracony.
- No powiec - nalegał - Obiecuję, że nawet nie pisnę. Nie będę się śmiał czy coś, a wiem że to zabawne, bo gdy o tym wspominam Valentino i Ezequiel natychmiast wybuchają śmiechem.
Skrzywiłem się. Zdecydowanie wolałbym pominąć tę część mojej biografii, ale ponieważ wiedziałem, że brat nie odpuści byłem zmuszony jeszcze bardziej się ośmieszyć. Czego się nie robi dla świętego spokoju.
- Wpóścił strzał jednego pierwszaka, a mój obronił - westchnąłem.
Gabo parsknął śmiechem.
I tyle z obietnicy.

Trochę dłuższy, ale mam nadzieję, że dobry. Uwierzycie, że jeszcze tylko 3 odcinki? 😢

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top