Rozdział 2.27
Słowa "tata nas potrzebuje" i moja późniejsza odpowiedź, odbijały się echem w myślach, tak długo, aż nie przyszła pora na kolejne zmartwienie. Byłem oczywiście świadom, że tata wciągnie bruneta w kolejną ze swoich intryg, ale nie sądziłem, że stanie się to tak szybko.
Powiedziałem bratu, że Diego już o mnie zapomniał i miałem rację. Teraz to jego próbował wpakować w kolejne kłopoty.
Pod naciskiem Gabo, powiedziałem dróżynie o moim wyjeździe, wcześniej odbywając niesamowicie długą rozmowę z Francisco, któremu pogodzenie się z nim, zajęło więcej czasu niż zakładałem. Z chłopakami, sytuacja wyglądała o wiele gorzej. Nie zamierzali się z tym pogodzić.
- To niesprawiedliwe! - zawołałem gdy trener, już drugi raz ograł mnie na konsoli - Przecież nie jestem w tym, aż taki zły!
- To prawda - odparł Velazquez uśmiechając się złośliwie - Jesteś naprawdę dobry. Problem tkwi w tym, że ja jestem lepszy.
Zaśmiałem się cicho, słysząc te słowa, a mężczyzna natychmiast do mnie dołączył. Po dwuch godzinach gry, bolały nas już brzuchy, ale był to przyjemny ból, więc nie mogliśmy się powstrzymać. Szkoda, że z tatą nie miałem nigdy tak dobrego kontaktu.
- Myśli pan, że dróżyna w końcu to zaakceptuje? - spytałem z nadzieją gdy rozpoczęliśmy kolejną rundę.
- Nie wiem Lorenzo - wyznał drapiąc się po głowię - To nie jest najlepsza wiadomość.
Graliśmy i rozmawialiśmy jeszcze dziesięć minut, a potem zjawiła się Zoe i chcąc nie chcąc musieliśmy skończyć. Dowiedziałem się jednak wielu ciekawych rzeczy, a imię piłkarza, który sfaulował Francisco nie dawało mi spokoju. Czy ta zbierzność imion, na pewno jest przypadkowa?
- Słyszałam, że powiedziałeś chłopakom - mruknęła Zoe gdy wycieraliśmy naczynia - To wymagało odwagi. Jak zareagowali?
- Nie najlepiej - wyznałem niechętnie, wkładając talerz na najwyższą półkę.
Odkąd powiedziałem dziewczynie prawdę odnośnie moich koszmarów, starałem się trzymać między nami dystans. Problem polegał na tym, że ona o tym wiedziała i nie zamierzała pozwolić mi znowu się odsunąć. Najwyraźniej, tak jak Francisco stał się dla mnie ostatnio drugim ojcem, tak i ona zapragnęła stać się kimś w rodzaju młodszej siostry. Nie wuchodziło jej to jednak jakoś specjalnie.
- Dziwisz im się? - prychnęła, widząc, że nie zamierzam niczego dodać - W końcu porzuca ich ich własny kapitan.
Skrzywiłem się nieco, słysząc te słowa, ale jakby nie patrzeć miała trochę racji. Gdybym miał wyjście, postąpiłbym inaczej.
- Niczego to nie zmienia Zoe - mruknąłem - Niedługo wyjeżdżam i nic mnie od tego nie odwiedzie. To najlepsze co mogę zrobić.
Blondynka posmutniała, a ja chcąc nie chcąc poczułem się winny. Nie powinienem być tak oschły, ale prawda była taka, że nie wiedziałem za bardzo jak z nią rozmawiać. Znała w końcu mój największy sekret.
- Wybacz - westchnąłem pocierając kark w nerwowym odruchu - To przez to co ci powiedziałem. Dziwnię się teraz czuję.
Siatkarka skinęła głową, ale po raz pierwszy odkąd zaczęliśmy rozmowę, dostrzegłem na jej twarzy niewielki uśmiech. To zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego.
- Wiesz co Lorenzo? - zaczęła - Nigdy nie przypuszczałam, że potrafisz być tak dobrym aktorem. W końcu byłam święcie przekonana, że nie obchodzi cię nic poza czubkiem własnego nosa, a tu proszę! Zjawia się Gabo i nagle on oraz dróżyna na pierwszym miejscu. Jak to możliwe?
Westchnąłem cicho i spuściłem wzrok. Czułem, że ten temat prędzej czy później się pojawi ale liczyłem na to, że zdołam spławiać dziewczynę przynajmniej do wyjazdu. Ona jednak, najwyraźniej uparła się, żeby wyciągnąć ze mnie jak najwięcej się da i to zdecydowanie nie tylko z dobroci serca. Była po prostu ciekawa.
- Gabo dowiedział się pierwszy - odpowiedziałem dalej na nią nie patrząc - Wcześniej dusiłem w sobie wszystkie uczucia i wydawało mi się że tak jest dobrze. Myślałem, że skoro wedłóg taty nic poza zwycięstwem nie ma znaczenia, to również nic innego nie powinno mnie obchodzić. Gabo zmienił nieco moje poglądy.
Zoe zamilkła, ale i tak czułem na sobie jej zaskoczone spojrzenie. Chyba nie sądziła, że postanowię jej odpowiedzieć.
- W takim razie, cieszę się że to zrobił - powiedziała w końcu - Stałeś się naprawdę wartościowym człowiekiem. Kiedyś to doceni.
Uśmiechnąłem się lekko i wróciłem do poprzedniego zajęcia, mając w głowie jedno istotne zdanie: Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to usłuszeć.
Udało się! Jeszcze 2 rozdziały i może dogonię fabułę 🤗 W każdym razie trzymajcie kciuki 👻
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top