Rozdział 2.22
Nigdy nie podejrzewałem, że moje relacje z Gabo będą tak dobre i wiem, że się powtarzam, ale wciąż nie mogę w to uwierzyć. To zgranie na boisku, ta dziwna przyjaźń, świadomość, że zawsze możemy na siebie liczyć...jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Nic więc dziwnego, że z każdym kolejnym anonimem, o którym mówiła mi Martina, coraz bardziej bałem się, że mogę to stracić. Przez moją nieostrożność prawie się z resztą wydałem.
Najgorsze jest to, że mój brat w końcu to odkryje, nie mam wątpliwości. Do głupich on przecież nie należy, a nie mogę wykręcać się niespodziankami od taty, ani niczym takim w nieskończoność. To pierwsze z resztą i tak było ryzykowne, bo tata nieźle się zdziwił i mało brakowało, żeby wydał mnie przed brunetem.
- Coś nie tak? - spytał Moretti, gdy rozkładaliśmy talerze na obiad.
Właśnie wróciliśmy z dziwnego wyzwania, które robiliśmy w szóstkę, dwoma dróżynami, ale teraz nie chciałem o tym myśleć. Przed Martiną grałem obojętnego, ale w rzeczywistości sprawa z anonimami męczyła mnie bardziej, niż dałem po sobie poznać. Najgorsze było jednak to, że chyba straciliśmy podejrzanego, bo gdy naskoczyłem na Martina, żeby z tym skończył, moja dziewczyna dostała kolejną wiadomość.
- Nic mi nie jest - westchnąłem cicho - Po prostu mam dużo na głowie.
Brunet zmarszczył brwi, co świadczyło o tym, że ani trochę mi nie wierzy, a ja przeklnąłem w duchu fakt, że tak dobrze mnie zna. Kiedyś, takie kłamstwo byłoby dla niego niezauważalne.
- Coś ci nie wierzę - mruknął.
- Myślisz, że Skorpiony są tak dobre jak mówi Leo? - zmieniłem temat.
Gabo pokręcił znacząco głową i już nie miałem wątpliwości. Zamierzał zmusić mnie do mówienia.
- Nie zmieniaj tematu Lorenzo - ostrzegł - Słyszałem o tym co się stało w szkolę. Czemu naskoczyłeś na Martina?
Spiąłem się, co natychmiast dostrzegł i udałem, że szukam czegoś w szufladzie, mimo że wszystkie sztućce były już rozłożone.
- To nic takiego - zapewniłem.
- W takim razie możesz powiedzieć - zauważył.
Prawie przegrzałem umysł szukając odpowiedniej wymówki, ale jedyną rzeczą na jaką wpadłem była półprawda.
- Martina dostaje jakieś dziwne wiadomości - wyznałem - Pomyślałem, że to jego sprawka, bo dalej się mści, że go wystawiłem z zadaniem.
- Jakie wiadomości? - spytał zaniepokojony.
Machnąłem niedbale ręką, nie odwracając się, by nie zdradzić wyrazem twarzy, że kłamię. Chłopak chyba to kupił.
- Jakieś głupoty - mruknąłem - Zresztą Martinę praktycznie to nie ruszyło, ale że anonim ciągle coś wysyła, to dziewczyna ma już dość.
- Ale to nie groźby? - upewnił się.
- Nie - skłamałem.
Rozmowa dobiegła końca, bo pojawił się tata, a zaraz za nim pani Amelia. Zjedliśmy więc przygotowany przez kobietę obiad, pożartowaliśmy trochę i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Brunet poszedł się uczyć na test z Geografii, a ja rzuciłem się na łóżko obiecując sobie, że znajdę tego kto wysyła siatkarce anonimy i nauczę go pokory.
***
Gdy kupiliśmy już prezent na urodziny babci bruneta i ukryliśmy go w bezpiecznym miejscu, razem z Gabo postanowiliśmy przejść się do Hat Tricka. W sumię był to mój pomysł, bo potrzebowałem czegoś co pozwoli mi przestać myśleć o anonimie. Nie udało się.
- Co musiałbym zrobić, żebyś znowu mnie znienawidził? - spytałem nie mogąc już wytrzymać.
Moretti uniósł brwi zaskoczony i odłożył na stolik zaczęty koktajl. Najwyraźniej takiego pytania się nie spodziewał.
- Czemu pytasz? - zdziwił się.
- Tak z ciekawości - skłamałem.
Było to płynne kłamstwo, bo chłopak go nie wykrył, a muszę przyznać, że z dnia na dzień był w tym coraz lepszy. Skinął więc tylko głową, zastanawiając się nad moim pytaniem, a ja stukałem nerwowo o blat stołu czekając co powie.
- Nie mam pojęcia - wyznał - Chyba musiałbyś stać się tamtym sobą.
- Tamtym sobą? - zmarszczyłem brwi.
Brunet uśmiechnął się pod nosem.
- Chodzi mi o Lorenzo sprzed roku - sprecyzował - Tego który wszystkich okłamywał, uważał się za niewiadomo kogo i był zdolny praktycznie do wszystkiego, by osiągnąć swój cel.
Spuściłem wzrok i przez chwilę bawiłem się branzoletką. Nie byłem z tego dumny, ale prawda była taka, że pierwszy warunek już spełniłem. Nie powiedziałem bratu o Lopezie.
- Coś nie tak? - spytał zmartwiony Gabo.
- Nie nic - mruknąłem - Lepiej kończ ten koktajl. Impreza dla twojej babci sama się nie zrobi.
Rany! Tyle co zajął mi ten rozdział to jeszcze nic mi nie zajęło😕
Mam nadzieję, że nie zawiodłam.
Do następnego! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top