Rozdział 2.17

Odkąd Gabo pokłócił się z przyjaciółmi, staliśmy się sobie bliżsi niż kiedykolwiek, a fakt, że się pogodzili niczego nie zmienił. Dalej twierdziłem jednak, że chłopak podjął pochopną decyzje i że mimo wszystko powinien z nami zamieszkać. To chyba najbardziej zdziwiło moich przyjaciół, którzy dalej wierzyli, że brunet jest moim wrogiem. Przecież minęło już tyle czasu!
Oglądaliśmy właśnie mecz rywali na Jacquesport ( nie jestem pewna czy tak to się pisze ), gdy Ádrian odciągnął mnie na bok i powiedział co usłyszał z ust Ricki'ego i Dede.
Nie byłem zdziwiony. Ta dwójka nigdy specjalnie za mną nie przepadała, ale mimo wszystko byłem nie mogłem uwierzyć, że byli tacy pewni, iż Gabo jest załamany, mając mnie za brata.
Dobra, może nie jestem święty, może w zeszłym roku faktycznie nie zachowywałem się jak powinienem, ale od tego czasu bardzo dużo się zmieniło. Brunet był teraz moją rodziną i nie zamierzałem patrzeć bezczynnie jak dzieje mu się krzywda, a oni robili to przez ostatnie kilka dni i nie mieli prawa mnie oceniać.
- Podobno jestem zadufanym w sobie egoistą! - warknąłem atakując chłopaków pod wpływem złości.
- Jasne, że jesteś! - krzyknął Ricki odskakując do tyłu - Gabo zasługuje na lepszego brata.
Coś ścisnęło mnie za serce, ale złość nie ustąpiła. Była więc teraz moją jedyną osłoną przed światem, który postanowił po raz kolejny wbić mi nóż w serce i to w najwrażliwszym miejscu.
- Jak możecie! - wydarł się na nich brunet stając pomiędzy nami - Nawet go nie znacie. Nie tak jak ja.
Wciągnąłem ze świstem powietrze, ale chyba nikt tego nie dostrzegł, bo wszyscy patrzyli na rozzłoszczonego Gabo, próbującego opanować sytuację.
To co powiedział było prawdą. Czy tego chciałem czy nie, brat wiedział o mnie najwięcej ze wszystkich i dlatego cieszyłem się, że próbuje mnie bronić.
- Gabo jest moim bratem - mruknąłem- A wy zostawiliście go wtedy, gdy najbardziej was potrzebował.
- Nie zgrywaj teraz rycerza! - warknął Flores - To ty zamieniłeś jego życie w piekło zaledwie rok temu!
Kolejne ukłucie.
Lawina emocji próbowała przygnieść mnie do ziemi, ale wokół było zbyt wielu światków, żebym jej na to pozwolił. Oczywiście zdawałem sobie sprawę ze swoich błędów i bardzo ich żałowałem, ale usłyszenie tego z ust kogoś innego...To było zbyt wiele.
- Dość tego! - krzyknął Moretti - Lorenzo ma racje. To wy się ode mnie odwróciliście i nie pozwole, żebyście obrażali mojego brata!
- Sam się odwróciłeś kiedy nas okłamałeś!
Po tych słowach zapadła cisza, a ja byłem pewien, że chłopak poczuł się dokładnie tak samo jak ja przed chwilą. To był cios poniżej pasa.
- Nie mówiłem? - wyszeptałem - Dlatego właśnie powinieneś mieszkać ze mną. My jesteśmy rodziną.
Potrąciłem Rickiego w ramie i ruszyłem do wyjścia, a brunet po chwili wachania ruszył moim śladem.
- Lorenzo zaczekaj - poprosił łamiącym się głosem.
Przystanąłem posłusznie, ale nie byłem w stanie się odwrócić, nie wybuchając przy tym emocjami.
- Wporządku? - spytał.
Zaśmiałem się nie wesoło.
To pytanie było tak absurdalne i nie na miejscu, że tylko on mógł je w tej chwili zadać. Nikt inny.
- Chyba to ja powinienem cię o to pytać - zauważyłem - To w ciebie uderzyli bardziej.
Dziesiątka pokiwał głową niepewnie i obszedł mnie tak, bym musiał na niego spojrzeć, czy tego chciałem czy nie.
- W ciebie też - odparł.
Usiedliśmy na ławce przed instytutem ignorując dzwonek, który właśnie zapraszał uczniów na ostatnią lekcje. Patrzyliśmy w przestrzeń. Nauka była teraz mało istotna.
- Wiem, że robisz wszystko, żeby się zmienić - zaczął - Nie musisz udawać, że cię nie rusza, gdy ktoś wypomina ci twoje dawne błędy.
- Odezwał się chłopak, który dla tych idiotów próbował zagłuszyć w sobie poczucie niesprawiedliwości - prychnąłem
Moretti uśmiechnął się lekko, ale nie był to wesoły uśmiech. Był gorzki oraz pełen rozczarowania i smutku. Był odpowiedni.
- Zdecydowanie, coś jest z nami nie tak - stwierdził - Zdecydowanie.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, słuchając ciszy, zakłócanej tylko przez świergot ptaków i przejeżdżające obok samochody. Żaden z nas nie chciał wracać.
- Chyba masz racje - odezwał się w pewnej chwili brunet wyrywając mnie tym samym z transu - Powinienem z wami zamieszkać.
Otworzyłem szerzej oczy nie wierząc w to co słyszę, ale wyglądało na to, że chłopak nie żartuje.
- Tak po prostu, zmienisz zdanie? - niedowierzałem - Dlaczego?
- To moi przyjaciele - mruknął - ale ty jesteś moim bratem. Nie mogę mieszkać z kimś kto cię i mnie tak potraktował. Byłbym wtedy równie winny. Nie chcę już udawać Lorenzo.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, kładąc bratu dłoń na ramieniu.
- Wreszcie zmądrzałeś  - zaśmiałem się.

Mówiłam, że jestem Teem Lorenzo 😎 Jak się podoba rozdział?
Nie wiem jak dla was, ale moim zdaniem ta scena kłótni chłopaków, była aż nader istotna, więc postanowiłam skupić się głównie na niej👻 Mam nadzieję, że to nie problem. Do następnego! 😘
Ps. Nie chciało mi się już sprawdzać, więc za błędy bardzo przepraszam😬

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top