Rozdział 2.13

Ucieszyłem się, gdy tata wyznał mi po powrocie, że wyniki badań potwierdziły moje pokrewieństwo z Gabo. Żałowałem tylko, że nie było mnie przy tym, bo dalej nie byłem pewien co brunet o tym myśli. Co do poziomu drugiego, to myślałem, że się załamię gdy okazało się, że muszę współpracować z Martinem.
Czemu to musiał być akurat on?! Gorszy mógł być już tylko Ezekiel!
Nie powiedziałem bratu za dużo, ale chyba dostrzegł, że zacząłem bacznie obserwować nowego.
- Coś nie tak? - spytał gdy usiedliśmy w czytelni z dala od ciekawskich uszu.
- To nic - zapewniłem - Lepiej mów co myślisz o wyniku badań. Ja nie ukrywam, że się ucieszyłem.
Chciałem zmienić temat, bo poza sytuacją z dziwnymi zawodami, miałem też problem z Martiną, która panikowała za każdym razem gdy coś przypominało jej o akcji ze znaczkiem.
- Też się cieszę - powiedział niepewnie - ale dlatego, że jesteśmy braćmi, a co do Diego...
- Wiem - przerwałem mu - Jest skąplikowany. Mogę ci jednak obiecać, że w końcu przywykniesz.
Moretti pokiwał głową i rozejrzał się po raz trzeci, upewniając się, że nikt nas nie słyszy.
- To...- odezwałem się znowu - Powiesz Rickiemu i Dede?
- Wolałbym się wstrzymać - wyznał.
Skrzywiłem się nieznacznie. Przewidziałem, że brunet będzie zwlekać i wcale mi się to nie podobało. Szanowałem jednak jego decyzje, bo jakby nie patrzeć, łatwe to nie było.
- A powiedziałeś tacie, żeby tego nie rozgłaszał? - spytałem.
- Nie, ale myślę, że nie powie.
Pokręciłem głową nie zgadzając się z jego zdaniem.
- Ja myślę, że będzie chciał wykrzyczeć to całemu światu - mruknąłem.
Właśnie wtedy do sali wpadł zdyszany Ricki, oznajmiając, że Diego dodał filmik na stronie Orłów, a ja spojrzałem wymownie na przerażonego brata.
- A nie mówiłem?
Rzuciliśmy się biegiem w stronę stołówki, gdzie chłopaki mieli oglądać relacje, a gdy tam dotarliśmy Gabo bezskutecznie próbował ich powstrzymać. Kamień spadł mi z serca, gdy okazało się, że to nie to o czym myśleliśmy, ale i tak nie byłem szczęśliwy. Wolałbym, żeby dróżyna pozostała jeszcze trochę w niewiedzy, że tata pracuje u Orłów.

***
Gabo przekonał Izabel, żeby od następnego meczu Jacquin mógł z nami opuszczać lekcje, a ja przypomniałem sobie wreszcie o czym zapomniałem.
No...może ktoś mi przypomniał.
- Dzwoniłam do ciebie 10 razy - mruknęła Paula uderzając mnie w głowę grubą książką - Jak mogłeś zapomnieć, że mieliśmy się spotkać i miałeś pokazać mi najlepsze miejsca?!
- Ał? - jęknąłem - Przecież już przepraszałem! Wylatujemu jutro po szkole, więc teraz pokaże ci wszystko.
Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy do Hat Tricka, który był pierwszy na mojej liście. Byłem trochę smutny wiedząc, że gdy wrócę z meczu zostanie nam tylko jeden dzień razem, dlatego musiałem pokazać dziewczynie jak najwięcej.
Odwiedziliśmy jeszcze kawiarnie Lagunę, teatr letni, który odwiedzałem pokryjomu i po chwili wachania zabrałem kuzynkę na wzgórze.
- Jak tu pięknie - zachwycała się czarnowłosa patrząc na miasto prawie że z lotu ptaka.
- No ja myślę - mruknąłem- Jesteś tu pierwsza.
Dziewczyna odwróciła się  gwałtownie i spojrzała na mnie dziwnie. Westchnąłem cicho domyślając się pytania.
- To takie moje sekretne miejsce - wyznałem - Przychodzę tu, jak muszę pomyśleć i gdyby wszyscy o nim wiedzieli, to z pewnością nie miałbym spokoju.
- To czemu mi je pokazujesz? - nie rozumiała.
Wzruszyłem ramionami.
- I tak zaraz wyjeżdżasz - mruknąłem - Co mi szkodzi?
Paula uśmiechnęła się pod nosem i jeszcze raz przyjżała się oświetlonym przez gwiazdy i latarnie uliczne budynkom. To było naprawdę wyjątkowe miejsce.
- Dziękuję - wyszeptała - Warto było przyjechać.

Tsa wiem... spóźniam się😕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top