Rozdział 14

Obejrzałem resztę kaset. Były tam moje narodziny, koncerty mamy i wycieczki rodziców. Po wszystkim odłożyłem je spowrotem do pudełka i starannie zakleiłem taśmą.
Klęczałem na podłodze patrząc na nie, ale jakoś nie mogłem się zdobyć na to, by odnieść je spowrotem na strych.
Rozdarłem taśmę, wyjąłem kasety, po czym ponownie zakleiłem pudełko taśmą. Było lżejsze, o wiele lżejsze, ale tata i tak nigdy go nie ruszał. Zaniosłem puste pudełko na strych, wróciłem do pokoju i ukryłem kasety pod łóżkiem. Poszedłem jeszcze, by zamknąć drzwi na strych i odłożyłem klucz na miejsce. Zupełnie jakby nic się nie stało.
Długo nie mogłem znaleźć sobie zajęcia. Chodziłem po domu nie mogąc przestać myśleć o filmach. Nie mogąc przestać myśleć o mamie.
Odkąd dowiedziałem się, że mam brata, zacząłem znacznie częściej o niej myśleć. Nie rozumiałem tego. Nigdy wcześniej nie domagałem się informacji na jej temat, nie chodziłem na jej grób, z rzadka o niej myślałem.
Czułem co prawda, że czegoś mi brakuje, ale funkcjonowałem normalnie. Nie pamiętałem jej, więc za nią nie tęskniłem. Do teraz.
W końcu przestałem chodzić w tę i spowrotem po domu i poszedłem zrobić sobie kolację. Była 18.
Zjadłem, obejrzałem film, a przynajmniej próbowałem, bo zamiast się na nim skupić, dalej myślałem o mamie. Umyłem się, przebrałem i wszedłem do łóżka.
Wszystkie myśli szalały w mojej głowie jak huragan. Gabo i znaczek, mama i kasety. Nie mogłem skupić się na jednym, bo każda myśl chciała być pierwsza. Rozbolała mnie od tego głowa. Łyknąłem tabletki i spróbowałem wyłączyć myślenie. Puściłem sobie jeszcze piosenkę mamy i zasnąłem...
Zobaczyłem sufit i kratki po bokach. Chwilę później nad kołyską pojawiła się czyjaś uśmiechnięta twarz. Mama.
- Spokojnie Lores. Już wszystko w porządku - powiedziała...
Obudziłem się. To był chyba najkrótszy sen w moim życiu.
Spojrzałem na zegarek i okazało się, że jest dopiero 2. Usiadłem na łóżku i rozmasowałem skronie.
Jakim cudem ja to pamiętam?- pytałem samego siebie.
Byłem mały, bardzo mały. Nie powinienem był wiedzieć, że coś takiego miało miejsce. Jednak to pamiętałem. Pamiętałem mamę.
Przypomniałem sobie co powiedziała. Lores. Skądś znałem tą nazwę.
Nagle mnie oświeciło. Wstałem, otworzyłem szufladę i wyjąłem z niej starą bransoletkę. Widniał na niej właśnie taki napis. Odskoczyłem jak oparzony, wywracając przypadkiem krzesło. Znalazłem tą bransoletkę dawno temu w rzeczach taty. Spodobała mi się, więc po prostu ją wziąłem. Nie powiedziałem mu o tym.
Gdy o tym myślałem, jak na zawołanie w drzwiach pojawił się tata.
- Lorenzo, co to za hałasy? - spytał - Czemu leżysz na ziemi?
Przez chwilę patrzyłem na niego oszołomiony, ale w końcu udało mi się odzyskać panowanie nad sobą.
- Lores? - spytałem.
Tata wydawał się przez chwilę jeszcze bardziej zdezorientowany niż ja, ale gdy rzucił okiem na biurko i zobaczył leżącą na nim bransoletkę, wszystko zrozumiał.
Zaśmiał się.
- Nazywaliśmy cię tak z mamą - wyjaśnił - To był jej pomysł. Stwierdziła, że do twojego imienia przydałby się jeszcze jakiś pieszczotliwy skrut.
- Nie mówiłeś - mruknąłem.
- Nie pytałeś. Lili miała dziwne pomysły, ale po prostu nie umiałem jej odmówić.
- A bransoletka?
- Zrobiła ją dla ciebie.
- To czemu mi jej nie dałeś?
- Nie wiem. Może nie chciałem, żeby coś mi o niej przypominało, ale skoro już ją znalazłeś to ją zatrzymaj.
Chwilę nic nie mówiłem, patrząc w stronę biurka.
- Dobrze synu, wracaj do łóżka! Musisz mieć siły na mecz z Orłami.
Skinąłem głową. Tata ruszył w stronę drzwi, ale go powstrzymałem.
- Tato?
- Tak?
- Dziękuję.
Skrzywił się lekko.
- Nie ma za co - powiedział i wyszedł.
Wstałem z podłogi i podszedłem do biurka. Chwilę oglądałem bransoletkę i widoczny na niej napis, zastanawaiając się, ile czasu jej to zajęło. Uśmiechnąłem się nieznacznie, a po policzku spłynęła mi łza.
Założyłem bransoletkę na rękę, wróciłem do łóżka i ponownie zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top