Rozdział 2.28
Do Martiny nic jednak nie dociera. Już tyle razy mówiłem jej, żeby zostawiła mnie w spokoju, ale ona nie daje za wygraną. Wciąż obwinia też o wszystko Martina. Gdyby tylko potrafiła wziąźć odpowiedzialność za swój błąd i przestała udawać niesłusznie oskarżonej, może ludzie nie chcieliby jej unikać. Teraz jednak nikt z nią nie rozmawia i gdy wyjadę, nie zostanie jej już ani jedna osoba. Mało mnie to jednak obchodzi. Popełniliśmy poważny błąd, który zniszczył wszystko co było dla mnie ważne. Straciłem dom, zaufanie Jastrzębi i co najgorsze brata, który od pół roku był również moim powiernikiem. Przyszła pora, żeby odpokutować.
~ Lorenzo co Ci odbiło? - zawołała Paula, gdy odebrałem wreszcie natarczywy telefon - Czemu odchodzisz z IRS-u?
Uniosłem brwi, bo nie miałem bladego pojęcia skąd dziewczyna o tym wie, ale niedługo miałem wszystko pojąć. Nigdy nie zostawie już telefonu na blacie.
- Skąd o tym wiesz? - spytałem, obawiając się odpowiedzi.
~Od Zoe - powiedziała po prostu - Zostawiłeś telefon, więc odebrała i trochę sobie pogadałyśmy. Chyba ją polubię.
Wzniosłem oczy ku niebu, a stojący obok Florencjo zmarszczył brwi i spojrzał na mnie jak na wariata. Najwyraźniej stanie na środku korytarza i robienie dziwnych min do telefonu, nie klasyfikowało się do powszechnie przyjętej normy.
- Co jej powiedziałaś? - jęknąłem chwytając się za włosy - To przez ciebie patrzyła na mnie przy śniadaniu takim dziwnym wzrokiem?
W wyobraźni widziałem jak dziewczyna uśmiecha się głupkowato, nawijając na palec pukiel czarnych włosów. Zdecydowanie coś powiedziała.
~ Cooo? Ja? Skądrze - zaśmiała się - Nigdy bym ci tego nie zrobiła mój drogi kuzynie.
Mój drogi kuzynie? Oj Paula. Co ty znowu wymyśliłaś?
~ No dobra - westchnęła, czując że jej nie wierzę - Może napomknęłam coś o naszych wakacjach. Może nawet wspomniałam przypadkiem o konkursie? No ale to przecież nic takiego.
Zacisnąłem pięści.
Obiecuję kuzynko. Kiedyś cię uduszę.
***
Plan zemsty na Pauli bardzo szybko zszedł na dalszy plan, gdy okazało się, że mój ojciec znowu bawi się w pranie muzgu. Dowiedziałem się o tym, jednak nie prywatnie, ale niestety za pośrednictwem wydarzenia organizowanego przez Czternastkę, na którym wyświetlono trening Gabo z naszym największym wrogiem, czyli Orłami. Byłem w szoku. Martina może i słusznie stwierdziła, że ten filmik to robota Martina, ale prawdziwym winnym wciąż pozostawał Diego Gevara, którego techniki manipulacji były mi doskonale znane. W końcu sam im kiedyś ulegałem.
Dróżyna była wściekła na mojego brata, a Lucas i Adrian nawet go dręczyli, przez co miałem przez chwilę myśl, dotyczącą, pourywania im głów. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że brak zrozumienia ze strony Jastrzębi zaowocował tym, że brunet poważnie zaczął rozważać propozycje ojca, dotyczącą zmiany szkoły. Musiałem jakoś temu zapobiec.
- Jakim prawem wpadasz tu bez zapowiedzi? - warknął tata gdy pojawiłem się w jego biurze, wypędzając przy okazji Giovaniego, którego zdecydowanie nie powinno tu być. Mogłem się jednak domyślić, że ci dwaj intryganci zawiąrzą w końcu spółkę, przeciwko Jastrzębiom. Byli siebie warci.
- Nie pozwolę, żebyś zniszczył Gabo, tak jak zniszczyłeś mnie - powiedziałem chłodno, dziwiąc się własnej odwadze - Chcesz tylko, żeby grał dla twojej dróżyny, a jego szczęście w ogóle cię nie obchodzi. Zawsze taki byłeś.
- Jego szczęście? - prychnął mężczyzna odgarniając włosy - Chyba spędzasz zbyt wiele czasu z Francesco. Mam ci przypominać, kto go bardziej skrzywdził? Mam ci przypominać, że ty i ta dziewczyna okłamaliście i jego i mnie? Powinieneś błagać mnie teraz o wybaczenie, a nie robić mi wyżuty, że chcę zabrać syna ze szkoły, w której traktują go jak zdrajcę. Nie jestem jednak pamiętliwy synu i dlatego dam ci szansę. Porzuć wreszcie ten idiotyczny pomysł wyjazdu do Meksyku i przejdź do Orłów razem z bratem. Może wtedy zrozumiesz, że chcę dla was jak najlepiej.
Z trudem stłumiłem prychnięcie, które idealnie zwieńczyłoby jego absurdalną przemowę. Może prawdą było, że skrzywdziłem brata, a mój wyjazd do Maksyku był niedorzeczny, ale nigdy w życiu nie uwierzę, że przejście do Orłów byłoby dla nas czymś dobrym. Ojciec chciał mieć tylko nad nami władzę.
- Już nigdy nie pozwolę, żebyś mnie zmanipulował - oświadczyłem - Nigdy więcej.
Po tych słowach opuściłem pachnący zdradą gabinet i trzasnąłem bez wysiłku potężnymi drzwiami. Poczułem ulgę. Wiedziałem wprawdzie, że jest to dopiero pierwszy krok i że muszę jeszcze wiele zrobić, ale jednocześnie wiedziałem, że mi się uda. Przeciwstawiłem się ojcu. Teraz niczego się już nie boję.
Tadam! Nadrabiam! 🤗
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top