Rozdział 2.26

Powiedziałem Martinowi, że idę na wyzwanie już ostatni raz i że nic nie zmieni mojej decyzji. Nie zrozumiał oczywiście, bo nie wiedział, że zamierzam wyjechać, a nawet on, nie jest na tyle domyślny. Gdy jednak poszliśmy do fabryki, zobaczyłem tych wszystkich ludzi i przywitałem się z bratem, który odkąd wyznałem co zamierzam, robił wszystko by mnie zniechęcić, naprawdę zacząłem się wachać. Gabo miał rację. Istniało wiele powodów by zostać.
W sumie nie wiedziałem co myśleć, bo z jednej strony czułem, że brunet nie chce, żebym wyjeżdżał, a z drugiej, byłem świadom, jak ogromnie się zmienił. Już nawet mówił jak rodowity Gevara. Wprawdzie gdy mieszkaliśmy razem, nie było tak źle, bo starałem się odciągać go od intryg ojca, ale gdy zniknąłem, wszystko się posypało.
- Lorenzo słuchasz mnie? - denerwujący głos Martina wyrwał mnie wreszcie z zamyślenia, a jego mina świadczyła o tym, że trwa ono już zbyt długo - Teraz my.
Podniosłem się z miejsca, spojrzałem na tablicę wyników i przeklnąłem w duchu swoją nieuwagę. Gdybym się nie zamyślił może bym dostrzegł, w którym momencie zaczęli przegrywać. Dróżyna Gabo grała jako pierwsza.
Założyliśmy zabawne odblaskowe stroje, przeszliśmy przez bariarki i rozpoczęliśmy mecz, który wcale nie przypominał tego, czego uczą nas w IRS-ie. Trawę zastąpił kałczug, bramki monitory, przerwy wyzwania, a na domiar złego, nieobowiązywały tutaj żadne reguły. Nic więc dziwnego, że skończyło się to w taki, a nie inny sposób.
Patrzyłem na całą akcję, jak w zwolnionym tempie. Odebrałem piłkę, podałem do Juliana, a Martin podbiegł do chłopaka i brutalnie powalił go na ziemię. To nie mógł być przypadek. Na 100% zrobił to celowo.

***
Wiadomość o poszkodowanym Julianie rozeszła się błyskawicznie i dlatego nawet przy śniadaniu, nie mogłem przestać o tym myśleć. Francisco zarzucał mnie i Zoe domysłami, na temat tego, jak to się mogło stać i mówił tak długo, aż blondynka nie wypomniała mu, że istnieją również inne tematy. Wtedy zamilkł zupełnie, a ja wysłałem dziewczynie dziękczynne spojrzenie, na które odpowiedziała delikatnym uśmiechem. Oboje wolelibyśmy pozostać nieświadomi.
- Hej Lorenzo, dokąd idziesz? - spytała siatkarka, gdy podziękowałem za śniadanie i ruszyłem ku drzwiom - Przecież tata nas podrzuci.
- Wiem - uśmiechnąłem się niepewnie - Po prostu chciałem się trochę przejść. Jest ładna pogoda.
Zoe pokiwała głową i chwyciła pozostawioną przy krześle torbę. Byłem zaskoczony, że chce iść taki kawał, ale nie miałem nic przeciwko. Po ciężkiej nocy, niemal pozbawionej snu, towarzystwo spostrzegawczej nastolatki nie było jednak najlepszym pomysłem.
- Co ci się śniło? - spytała w pewnej chwili - Rzucałeś się na łóżku, chyba przez całą noc. Z resztą nie pierwszy raz.
Milczałem zawzięcie, ze wzrokiem wbitym w ziemię, jednak dziewczyna nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Chciała wiedzieć co się ze mną dzieje, ale mimo, że brakowało mi ostatnio takiej otwartej rozmowy, to nie potrafiłem tak po prostu wszystkiego jej wyznać. Nie była przecież Gabo.
- Martwię się Lorenzo - westchnęła - Przechodzisz ostatnio ciężkie chwile i dlatego nie dziwi mnie, że miewasz koszmary, ale przyznaj, że to trochę niepokojonce. W końcu masz je każdej nocy.
Nie odpowiedziałem, ale szczera troska w głosie blondynki trochę mnie zaskoczyła. Nie sądziłem, że komuś poza Gabo może na mnie zależeć. Jako syn Diega Gevary, nieraz spotykałem się z fałszywymi ludźmi, którzy udawali przyjaciół, by móc pochwalić się znajomościami. Przywykłem do tego, więc była to jedna z przyczyn dystansu, z jakim traktowałem życzliwych mi ludzi. Prawda była jednak taka, że zarówno Zoe, jak i trener, odkąd się sprowadziłem, traktowali mnie jak członka rodziny i zdecydowanie nie mieli ku temu ukrytych powodów. Czy to nie zasługuje na odrobinę zaufania?
- To nie przez to - mruknąłem gdy doszliśmy do skrzyżowania - To nie przez Gabo mam te wszystkie koszmary, choć muszę przyznać, że ta sytuacja zdecydowanie nie pomogła.
Siatkarka uniosła brwi, najwyraźniej nie rozumiejąc ani słowa z tego co powiedziałem i mając nadzieję, że zdołam wyjaśnić jej to nieco inaczej. Trudno się z resztą dziwić. Nigdy nie byłem w tym szczególnie dobry.
- Od małego cierpię na bezsenność, a jest to spowodowane irytującą nadwrażliwością, która spada na mnie w postaci koszmarów - wyjaśniłem niechętnie - Jesteś drugą osobą, której mówię to dobrowolnie i mam nadzieję, że nie porzałuję.
Nastolatka zamrugała zaskoczona, ale widząc, że nie żartuję, cofnęła się o krok, omal nie wpadając pod koła samochodu. Brakowało ledwie centymetra.
- To straszne Lorenzo - wychrypiała odzyskując równowagę - Czemu nie mówiłeś?
Przewróciłem wymownie oczami, ale moje poirytowanie i tak niczego by nie zmieniło. Czy tak absurdalne pytanie, naprawdę wymaga odpowiedzi?
- To mój sekret - wyjaśniłem podprowadzając ją kawałek dalej - Nie chcę żeby ktoś wiedział.
Blondynka pokiwała głową i usiadła na ławce, chcąc zebrać w całość wszystkie podane jej informacje. Nie było to łatwe zadanie.
- Nikomu nie powiem - odezwała się w końcu - ale muszę przyznać, że wiele mi to wyjaśnia. Komu powiedziałeś jako pierwszemu?
Skrzywiłem się nieznacznie, ale to najwyraźniej w zupełności jej wystarczyło. Ta reakcja była dla mnie dość charakterystyczna.
- Czyli Gabo - wymamrotała - To ma jakiś sens.

Pam pam pam! 🤓
Jak rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top