Rozdział 2.19
Ten dzień był dla mnie wyjątkowo zabawny, ale żebyście to zrozumieli muszę zacząć od początku. Najpierw przyszedł do mnie Martin, chcąc przeprosić za swoje zachowanie.
Zabawne prawda?
Czy on myśli, że jestem na tyle głupi, żeby uwierzyć w szczerość jego intecji? Jeśli tak, to na prawdę nie wie z kim zadziera, bo mimo że teraz tego żałuję, to zaledwie rok temu byłem do niego bardzo podobny. Ciągłe intrygi, niszczenie każdego kto stanął mi na drodzę i udawanie, przez długi czas było nieodłączną częścią mojej osobowości. Dlatego właśnie wiem, gdy ktoś próbuje mnie oszukać i na jego miejscu zastanowiłbym się dwa razy, zanim bym czegoś spróbował.
Ta umiejętność bardzo się przydaje, gdy musisz przekonać człowieka, że on jest górą, a tak naprawdę trzymasz go w garści. Tak właśnie ja miałem w garści Martina.
- Wiem czemu to robisz - mruknąłem wymijając chłopaka i idąc w kierunku klasy - Potrzebujesz mojej części wiadomości, żeby wziąść udział w wyzwaniu. Inaczej nigdy w życiu byś mnie nie przeprosił.
- Ale mówiłeś, że usunąłeś wiadomość - oburzył się.
- I tak było - zaśmiałem się - Więc daruj sobie te udawane starania.
Zostawiłem nowego i ruszyłem do klasy uśmiechając się pod nosem. To co powiedziałem nie było do końca kłamstwem, bo wiadomość faktycznie została skasowana. Martin nie mógł jednak wiedzieć, że żeby odczytać współrzędne wystarczyło zwrócić się do Gabo, który dostał identyczną wiadomość co ja.
Po lekcjach poszliśmy na trening, gdzie dowiedziałem się o naszej nowej maskotce i Jacquinie, który utknął w niej na cały dzień. Brzuch boli mnie do tej pory od ciągłego chichrania się i jestem pewien, że nie tylko mnie. Jedyną osobą, która się nie śmiała, był oczywiście Martin, który dalej próbował przekonać mnie do współpracy.
- Zapomnijmy o wszystkim i przejdźmy następny poziom - ciągnął - Nie powiesz mi, że nie chcesz odkryć o co w tym wszystkim chodzi.
- Nawet gdyby to była prawda, to już ci mówiłem, że usunąłem tamtą wiadomość.
Mejía przewrócił oczami.
- Na pewno ją sobie przypomnisz - stwierdził.
Muszę przyznać, jego nieustępliwość była godna podziwu, bo każdy na jego miejscu już dawno by się poddał. Nie mogłem jednak pozwolić, żeby uszło mu na sucho to, co zrobił mojemu bratu i w głowie układałem plan jak się na nim zemścić. Teraz jednak musiałem uśpić jego czujność.
- Mogę sobie przypomnieć co zrobiłeś Gabo - warknąłem - A tego byś nie chciał.
Mina chłopaka była bezcenna, zupełnie jakby nie wierzył, że jest ktoś kto zdołał go przejżeć. Ja jednak zrobiłem to już dawno i muszę przyznać, że trudne to nie było.
- Naprawdę nie weźmiesz w tym udziału? - niedowierzał Gabo - Dla mnie?
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i zostawiłem bruneta, bo przyszła moja kolej. Oczywiście, że robiłem to dla niego, ale świadomość, że w ten sposób mogę zemścić się za zawieszenie, dodatkowo mnie motywowała.
W końcu trening dobiegł końca, a ja widząc Juliana rozmawiającego z naszym przeklętym kolegą, postanowiłem wcielić w życie swój genialny plan.
- Czy wy chcecie iść be ze mnie? - zaśmiałem się słysząc fragment rozmowy - Kto na to wpadł?
- Czyli weźmiesz udział? - spytał z nadzieją zawodnik Atomów.
Uśmiechnąłem się chytrze.
Lubiłem Juliana i szkoda mi było go tak okłamywać, ale nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał takiej okazji.
- Jeśli Martin spełni moje warunki...- odparłem.
- Mówiłeś, że skasowałeś wiadomość - zauważył chłopak krzyżując ręce na piersi.
- Owszem, ale wiem jak ją odzyskać - mruknąłem - To jak? Wchodzisz?
***
Zemsta naprawdę bywa słodka. Martin ośmieszył się przed całą szkołą przepraszając Gabo, a dzięki komu? Dzięki mnie. Muszę jednak przyznać, że nie spodziewałem się, że Gabo mu nie wybaczy, bo nigdy nie był pamiętliwy. Mój brat wierzył bowiem w drugą szansę i starał się być sprawiedliwy, dlatego trochę mnie to zmartwiło.
A co jak dowie się o Lopezie? - pomyślałem.
Szybko jednak odrzuciłem od siebie te myśli, bo jak miałby się dowiedzieć? W końcu wiem o tym tylko ja i Martina. Jedną zemstę miałem z głowy i pozostawało jeszcze odegranie się na Orłach, za wrzucenie moich kolegów do śmieci, ale to już było dawno zaplanowane. Wprawdzie Valentino coś tam marudził, że z pewnością źle się to dla nas skończy, ale nikt za bardzo go nie słuchał.
- To był twój pomysł, prawda? - spytał Moretti, gdy ćwiczyliśmy w labolatorium.
Zabawne, ale tak rozmarzyłem się o swojej zemście, że chwilę mi zajęło nim zrozumiałem, że chodzi mu o przeprosiny Martina. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Skąd ten pomysł? - zagadnąłem, choć byłem pewny jego odpowiedzi.
- Stąd, że cię znam - odparł.
Zaśmiałem się mimowolnie.
- Nie musisz mnie ciągle bronić - ciągnął - Sam też sobie poradzę.
- W to nie wątpię - odparłem - ale wolę mieć pewność.
Po treningu razem z chłopakami postanowiliśmy wcielić w życie mój plan zemsty na Orłach. Byłem szczęśliwy, bo Martin przekonał się, że ze mną nie wolno zadzierać a i tak mu nie pomogłem, a nasi rywale mieli za chwilę poczuć jak pachnie zemsta w wykonaniu jastrzębi. Fakt faktem trochę się narażałem kradnąc tacie telefon by ich tu zwabić, ale ta akcja była warta każdego ryzyka.
- Hej Orły! - zawołałem podrzucając w ręku jedno ze zgniłych jaj i przyciągając wreszcie ich uwagę - To chyba wasze.
Po tych słowach przywitała ich jajeczna lawina i zapach zemsty przesiąkł ich ubrania tak, żeby można było wyczuć ich z kilometra. Poczułem się spełniony.
Okay jeszcze 2 rozdziały i dogonię akcje😎 Trzymajcie kciuki 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top