Rozdział 1
Leżałem w łóżku zastanawiając się nad tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Znowu! Pytałem samego siebie czemu nie może być tak jak wcześniej. Zanim pojawił się Gabo...
Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Niechętnie podniosłem się by zerknąć kto dzwoni. Martina.
- Co znowu?! - powiedziałem do siebie zaciskając zęby.
Dziewczyna nie dawała mi żyć odkąd zdecydowałem, że jednak powiem Gabo całą prawdę. Za wszelką cenę starała się odwieść mnie od tego pomysłu i na razie jej to wychodziło, ale sam nie wiedziałem ile jeszcze to wytrzymam.
Nie odebrałem. Po co? Żeby zarzuciła mnie swoją gadką o tym jak ważne jest żebym trzymał język za zębami? Nie! Nie miałem na to siły. Do tego jeszcze od jakiegoś czasu w snach i na jawie nawiedzały mnie wspomnienia. Te z przed wielu lat i te zaledwie z przed kilku tygodni.
Rzuciłem telefon na bok i ułożyłem się wygodnie. W domu panowała cisza. Nie zdziwiło mnie to ani trochę. Dom był ogromny i bardzo nowoczesny, ale wiecznie pusty. Tylko ja i tata. Od czasu do czasu wpadała sprzątaczka, ale to tylko na trochę. Już jako mały chłopiec dobrze wiedziałem, że nie mam co liczyć na towarzystwo. Tata zawsze był zajęty, a mama umarła tuż po moich narodzinach.
Ciekawe co by było jakby mieszkała tu jeszcze jedna osoba? - spytałem sam siebie, ale zaraz odepchnąłem od siebie tę myśl.
Ogarnij się człowieku - skarciłem się.
Od ciągłego leżenia rozbolały mnie plecy. Wstałem, włożyłem buty i chwyciłem kurtkę z zamiarem wybrania się na spacer. W drzwiach minąłem się z tatą. Bez słowa skinąłem mu głową i wręczyłem klucz.
Normalnie w takiej sytuacji pewnie by spytał dokąd się wybieram, ale widocznie nie miał dzisiaj na to ochoty. Z resztą tak jak ja.
Na dworze było już ciemno, ale za bardzo się tym nie przejąłem. Potrzebowałem pooddychać świeżym powietrzem, a chłód i ciemność były ostatnimi rzeczami, które mogłyby mi w tym przeszkodzić. Zaśmiałem się mimowolnie przypominając sobie jak kiedyś panicznie bałem się zostać sam w ciemnościach, a jedno ze starych wspomnień wróciło do mnie jak bumerang...
Miałem wtedy jakieś 8 lat i tata właśnie miał wychodzić na jakieś ważne spotkanie.
- Wszystko w porządku? - spytał wtedy, patrząc na mnie zmartwiony.
Siedziałem pod kocem nerwowo wodząc wzrokiem po przestronnym pokoju.
Tata stał z ręką w pobliżu wyłącznika światła z zamiarem dotknięcia go, ale moje zachowanie widocznie go zaniepokoiło.
- hmm? - mruknąłem dalej lustrując oczami pomieszczenie.
- Pytam czy wszystko w porządku - powtórzył.
- Tak - powiedziałem, ale chyba niezbyt przekonująco, bo tata uniusł brwi i usiadł koło mnie na łóżku.
- Dobra. Co się dzieje?
- Musisz iść? - spytałem żeby zmienić temat.
- Wiesz, że tak i nie zmieniaj tematu. Co jest?
Naburmuszyłem się, bo tak łatwo przejrzał moją taktykę. Przez chwilę patrzyłem na niego z pode łba, aż w końcu nie dałem rady dłużej wytrzymać jego spojrzenia i westchnąłem przeciągle.
- Możesz zostawić mi światło? - spytałem.
- To o to chodzi? Lorenzo nie mów mi, że boisz się ciemności.
Milczałem, ale to najwyraźniej wystarczyło mu za odpowiedź. Zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
- Nie ma się czego bać synu - powiedział - ale jeśli tak bardzo Ci zależy to mogę zostawić światło włączonę.
Chciałem mu podziękować, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem i dobrze, bo wtedy tata miałby ostateczny dowód na to, że się boję. Mruknąłem więc tylko coś niezrozumiałego pod nosem i zagrzebałem się w pościeli.
- Dobranoc - powiedział tata.
- Dobranoc- odparłem i chwilę później już spałem...
Wróciłem do domu koło 23 i natychmiast udałem się do swojego pokoju. Tata już spał, więc w domu dalej panowała cisza. Wziąłem rzeczy i ruszyłem do łazienki. Po długim prysznicu natychmiast poczułem się lepiej. Wytarłem się, przebrałem i wróciłem do pokoju. Powoli zaczęło dopadać mnie zmęczenie. Powlokłem się do łóżka i okryłem kołdrą. Było mi tak ciepło i przyjemnie, że nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top