Siedem grzechów głównych (1)

Poruszyłam tu już bardzo wiele tematów, omówiłam całą masę tendencji i zachowań, które są be, jednak dzisiaj mam dla Was siedem grzechów głównych, które bardzo wiele osób popełnia podczas pisania, nawet nie zdając sobie sprawy z ich istnienia. Co prawda ta lista mogłaby być o wiele, wiele dłuższa, jednak ze względu na to, że wiele z tych kwestii już tu poruszyłam, nie chcę się powtarzać. Od razu też mówię, że kilka lat temu stworzyłam dość podobny wpis na innym serwisie (tylko tam było tych grzechów dziewięć lub dziesięć), więc gdybyście się na coś takiego natknęli, prawdopodobnie ta druga praca też jest mojego autorstwa ;) Jako przykłady opisywanych wpadek będę przytaczać fragmenty autentycznych opowiadań znalezionych w sieci. Mają one służyć wyłącznie za przykłady opisywanych błędów, nie mają na celu obrazić ani tekstu, ani autora. Nie będę podawać źródeł tych opowiadań, żeby przypadkiem nie sprowokować jakiegoś hejtu na nie, a w dodatku część z nich znalazłam X lat temu i najprawdopodobniej już ich nawet w Internecie nie ma. Ze względu na pieruńską długość tego wpisu, postanowiłam podzielić go mniej więcej na pół, żeby za długo nie przynudzać za jednym zamachem. Zaczynajmy  więc!

1. To będzie książka!

Ten błąd spotyka się chyba najczęściej i sama z tym grzechem bardzo długo walczyłam, zanim dotarło do mnie, jak destruktywnie działa on na twórczość jako taką. 

Pewnie znasz ten scenariusz: wpada Ci do głowy wspaniały wręcz pomysł na powieść, więc siadasz i piszesz. Skrobiesz kilka stron i... surprise. Myśl się urywa. Albo inna opcja: piszesz, piszesz, aż w końcu dochodzisz do wniosku, że pomysł jest do dupy i potrzebuje gruntownej przeróbki, więc piszesz go od nowa/zaczynasz zupełnie inną opowieść. I w ten sposób powstaje błędne koło. 

O tym również gdzieś przeczytałam (nie pytajcie, gdzie, bo to wie pewnie tylko Latający Potwór Spaghetti): myśl, że mamy do napisania powieść, wbrew pozorom działa demotywująco, bo im dalej brniemy z fabułą, tym bardziej przytłaczające mamy wrażenie, że został nam jeszcze niesamowity ogrom pracy. Mam tu oczywiście na myśli przede wszystkim osoby, które jeszcze nigdy nie uporały się z żadnym większym projektem i nie miały okazji się przekonać, jak to wygląda na każdym etapie tworzenia. Warto wtedy mierzyć siły na zamiary i pisać każdy rozdział tak, jakby to była jakaś odrębna, pojedyncza historia – oczywiście pamiętając, co napisaliśmy w poprzednim, by całość była spójna. Napisanie rozdziału jest znacznie łatwiejsze niż napisanie powieści, a to właśnie z rozdziałów powieść się składa. Tutaj chodzi przede wszystkim o sam sposób myślenia i nastawienie. Na im większe zadanie się porywamy, tym trudniej będzie nam je zrealizować. Gdy jednak pozbędziemy się myślenia o naszej pracy jako o dużym zadaniu, a zastąpimy je spojrzeniem na nią jako na zbiór mniejszych, samo pisanie powinno zacząć przychodzić chociaż odrobinę łatwiej.

2. Zachłyśnięcie się swoim światem.

Och, jakże często to się zdarza! W szczególności w fantasy, jednak w innych gatunkach również można się na to natknąć. Sama wpadłam w te sidła w jednej z moich pierwszych prac i jakieś dziesięć stron poświęciłam na opisywanie kultury wymyślonego przeze mnie państwa. Niestety tej swojej pracy już nie mam, jednak z pomocą przychodzi mój stary poradnik, w którym to zamieściłam przykłady wyjęte z opublikowanego w sieci opowiadania:

„Nie puszczę go, nawet Sifionia (niska, blada jak śmierć i bardzo piękna nimfa, posiadająca potężne moce związane z lasem, jej pocałunek w usta powoduje nieograniczoną miłość mężczyzn do niej, można powiedzieć fanatyzm na jej punkcie, dzięki czemu zbiera sobie w sługusów) mnie do tego nie zmusi!"

„Kiedy miał zabrać dwa jajka ogromne ptaszysko akurat wracało do domu, Lahian zauważywszy wielkiego stwora przeklnął w myślach, bowiem gatunek ten charakteryzuje się oprócz wielkich i ostrych szponów i diabelskiej siły jedną specyficzną umiejętnością, mianowicie bardzo silnym podmuchem z dzioba, wiatr ten był tak silny, że potrafił przewalić niejedno drzewo. Lahian miał to szczęście, że stał na bardzo solidnym drzewie potocznie nazywanym magus, ponieważ liście tego drzewa są wykorzystywane do preparatów magicznych (...)"

Coś pięknego, prawda? :D A wyobraźcie sobie całe opowiadanie pisane właśnie w taki sposób. W sumie w tej chwili to przestaje być opowiadaniem jako takim, a zmienia się, jak to kiedyś określiłam, w „encyklopedię fabularyzowaną".

Wiem, world building to świetna rzecz i niemal każdy, kto tego spróbował, nie mógł się później od tego oderwać. Wymyślanie wszystkiego od zera, zabawa w boga, puszczenie wodzy wyobraźni – to super sprawa. Jednak przy pisaniu bardzo łatwo można wtedy wdepnąć w bagno i stracić umiar. Gdy piszecie, starajcie się filtrować informacje i nie zasypywać czytelnika całkowicie zbędnymi szczegółami, zwłaszcza jeśli macie manierę opisywania ich encyklopedycznym stylem. Takimi klocami opisów, nierzadko potężniejszych niż u Orzeszkowej, zniechęcisz czytelnika lub nauczysz go, by każdy większy blok ciągłego tekstu w Twojej pracy pomijał wzrokiem. A chyba nie o to chodzi, prawda? Zastanów się, które detale są potrzebne, by nadać scenie odpowiedni klimat, dynamikę, czy po prostu należycie opisać scenerię, a które są zupełnie zbędnymi pierdołami, które powinny pozostać w pliku pod tytułem „na własny użytek" i o których czytelnik zapomni już po dwóch zdaniach. Nie wrzucaj wszystkich możliwych informacji za jednym zamachem, postaraj się, by stworzony przez Ciebie świat był dla czytelnika tajemnicą, którą odkrywasz przed nim po kawałeczku. Wykładanie wszystkiego na tacy, nie dość, że całkowicie obedrze świat z tej tajemniczości, to wprowadzi również niepotrzebny zamęt, a czytelnik, który przeczyta akapit traktujący o polityce i ostatnich czterystu latach historii dziesięciu państw, i tak niewiele z tego zapamięta. Czytanie w końcu ma być frajdą, a nie czymś porównywalnym do lekcji historii, biologii i geografii w jednym.

3. I wtedy Lancelot wyrzekł z patosem: „Siema, ziomek!"

W grzechu trzecim chodzi o dostosowanie używanego słownictwa do ogólnego stylu opowieści oraz czasu i miejsca, w którym ma miejsce akcja. To widziałam nawet w ostatnich dniach (osoba, której pracy to dotyczy, będzie doskonale wiedziała, że to o niej mowa :P), kiedy to zawędrowałam do pewnego opowiadania fantasy, w którym klimat panował, najogólniej mówiąc, dość mroczny i ciężki, wiało od niego przeszłością i zamierzchłymi czasami... I nagle w narracji wyskakuje określenie „środek transportu", opisujące powóz. Zupełnie wyrwane z ogólnego stylu, oderwane od klimatu, pasujące jak garnitur żabie. 

Rozumiem, że wiele osób ma problem z powtórzeniami, przez co stara się ich unikać za wszelką cenę, jednak czasami osoby te mają wtedy tendencję do przesadzania w drugą stronę, co może prowadzić do dosyć komicznych i chaotycznych sytuacji, o czym zresztą będzie mowa w jednym z kolejnych grzechów. Kiedy więc wiecie, że zdarzają się Wam powtórzenia i chcecie się uporać z tym problemem, wybierzcie sobie kilka określeń, które będziecie stosować naprzemiennie. Przed zastosowaniem ich pamiętajcie jednak, by przeanalizować je pod kątem dopasowania do całości, sprawdzić, czy nie wyglądają na zupełnie oderwane od stylu i czy nie zaburzają klimatu, który pracowicie budujecie w narracji.

To tyle na dzisiaj, bo widzę, że już przekroczyłam tysiąc słów. Resztę grzechów wstawię w najbliższym czasie i przewiduję, że wpis ten również będzie miał podobną długość. I kilka pytań do Was: co Wy byście nazwali „głównymi grzechami pisarskimi"? Czy zgadzacie się z tymi, które tu przedstawiłam? I taki trochę offtop: macie jakieś tematy, o których chcielibyście tutaj przeczytać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top