Przydupasem być

Padł wczoraj świetny pomysł omówienia ekipy głównego bohatera, jak ją stworzyć, by nie była piątym kołem u wozu. To już jakiś czas temu starałam się rozpracować, więc chętnie podzielę się z moimi kalafiorkami wnioskami, które wysnułam :D

„Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę" *przeklina w myślach Fronczewskiego*. Nawet stare, dobre Baldur's Gate wpajało nam, że główny bohater musi mieć ekipę. W sumie trudno znaleźć jakiś twór, w którym mamy do czynienia z tylko jednym bohaterem pierwszoplanowym (oczywiście pomijając te wszystkie co bardziej współczesne erpegi, bo w takim Skyrimie na przykład towarzysz jest stworzony chyba tylko do wkurwiania gracza), zawsze pojawia nam się większa lub mniejsza drużyna, grupa przyjaciół czy złączona losem banda przypadkowych ludzi. W kupie raźniej? Moda? Może konieczność?

W czasach, gdy pisałam moje pierwsze opcio, które nie było beznadziejnym fanfiction do LOTR-a, kierowałam się głupiutkim i naiwnym przekonaniem, że główny bohater musi mieć ekipę, bo tak. Bo to jest jakiś dziwny wymóg popkultury i kultury w ogóle. Tworzyłam więc mojej postaci srylion przydupasów, którzy w gruncie rzeczy nie byli mi do niczego potrzebni, ale liczyło się to, że są. I o istnieniu części z nich oczywiście zapominałam po paru stronach. Gdy jednak po tych kilku latach przeanalizowałam sobie sens istnienia drużyny, doszłam do dość odkrywczego wniosku: to jest jeden ze sposobów na uniknięcie stworzenia Mary Sue. Jak? Gdy mamy do czynienia z grupą postaci, a nie z jednym bohaterem, to choćbyśmy nie wiem jak się starali, musimy rozłożyć tę maryśkową zajebistość na wszystkich, żeby reszta drużyny w ogóle miała jakąkolwiek rację bytu. Prosta logika: jeśli bohater umie dosłownie wszystko, to na cholerę ciąga za sobą jakąś bandę oszołomów? Przecież poradzi sobie sam... Dzięki takiemu rozłożeniu zajebistości na kilka postaci, otrzymujemy drużynę, której członkowie uzupełniają się nawzajem i nie mamy przeładowanej zaletami postaci.

Jak jednak stworzyć przydupasów, którzy nie będą piątym kołem u wozu? To proste: trzeba wcześniej dokładnie rozplanować fabułę. Gdy już mamy ją rozpracowaną, łatwiej stworzyć nam towarzyszy głównego bohatera, ponieważ wtedy możemy każdemu z nich dobrać jakąś rolę. Właśnie, o tym trzeba pamiętać: rola. Każdy z towarzyszy musi mieć jakieś zadanie do wykonania, żaden nie może być tylko po to, żeby był. Rozwiązuje nam to też problem z plot twistami: naszą drużynę ma zaatakować banda przestępców podczas wycieczki przez las, ale nie wiesz, jak sprowokować ich do ataku, bo bohaterowie wyglądają jak totalne obdartusy? Niech jeden z członków ekipy zejdzie na bok, mówiąc, że idzie za potrzebą i wyciągnie z kieszeni spory plik banknotów, żeby upewnić się, że nikt mu niczego nie zakosił. Ktoś żąda od bohaterów podania hasła, by mogli wejść? Może któryś z członków drużyny już kiedyś tam był i je znał albo strażnik go rozpozna? Opcji jest wiele, właściwie każda sytuacja otwiera nam całą masę sposobów na wykorzystanie ekipy bohatera. Trzeba pamiętać jednak, żeby nie upierać się przy tym, że jeden bohater robi wszystko dobrze, a drugi tylko wpędza pozostałych w kłopoty. Każdy musi raz coś spieprzyć, raz naprawić, bo tu też kłania nam się logika: jeśli bohaterowi wszystko wychodzi, to po co mu drużyna? A jeśli cały czas nawala, to po co drużyna ciąga go ze sobą? Oczywiście może być zawsze jakiś powód, na przykład ten, który wszystko nawala, ma jakąś wiedzę tajemną,która jest konieczna do wykonania misji. Jednak apeluję: wszystko trzeba jakoś uzasadnić.

Jak nadać im prawdziwości? Niech każdy z nich będzie wyraźną postacią, która nie zlewa się z resztą! Niech dokonują interakcji między sobą, niech rozmawiają i czasem kłócą się z głównym bohaterem, niech nie odpowiadają chórem, niech każdy ma za sobą jakąś historię, o której czasem opowiada, niech każdy coś wnosi. W końcu to bohaterowie pierwszoplanowi, pod żadnym pozorem nie mogą wchodzić w role statystów, bo to przecież oni znajdują się na pierwszym planie opowieści i to wokół nich kręci się cała akcja. Muszą więc rzucać się w oczy trochę bardziej niż drzewa czy krzaki. A na ich kreacji powinniśmy skupić się równie mocno, co na tworzeniu głównego bohatera.

Jak dobrze takich wyważyć? Pamiętać, że muszą być potrzebni. Jeśli drużyna nie jest bohaterowi w żaden sposób potrzebna, nie róbmy jej na siłę, bo otrzymamy grupę postaci bezbarwnych i bezmózgich. Musimy skupić się przede wszystkim na tym, by każdy bohater był uzasadniony, wnosił coś do opowieści i miał, filozoficznie do sprawy podchodząc, jakiś cel istnienia, bo bez tego wyjdzie nam jedna wielka, śmierdząca kupa, a nie fajna ekipa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top