Pramatka wszystkich Marysiek

Azie pisze o Mary Sue, koniec świata! Ech, spoko, na apokalipsę jeszcze chwilę poczekacie, ponieważ postanowiłam podejść do tematu z nieco innej strony i spróbować znaleźć źródło, tę niewyczerpaną fontannę idealności, która zaszczepia obraz Mary Sue w młodych umysłach. Innymi słowy, znowu stworzyłam dziwną teorię, więc jeśli pierdzielę głupoty, śmiało zwróćcie mi uwagę.

W pierwszej kolejności przyjrzyjmy się, kto tworzy Maryśki - bo w końcu nie każdy początkujący autor jest na tę postać skazany. W dodatku gdy już powstaje Mary, zazwyczaj jest ona dziełem dziewczyny w wieku, powiedzmy, poniżej szesnastu lat (tak, wiem, generalizuję, bo Maryśkę może stworzyć i czterdziestolatka, jednak uznajmy to za taki wiek graniczny, po przekroczeniu którego stężenie Marysiek w opkach zaczyna powoli spadać). To jest właśnie ten wiek, w którym już w sumie nie jest się dzieckiem, ale do dorosłości jeszcze daleka droga. Postanowiłam więc poszukać źródeł marysuizmu w najmniej i jednocześnie najbardziej oczywistym miejscu: w bajkach.

Odświeżyłam sobie ostatnio kilka filmów animowanych, które oglądałam za dzieciaka, koncentrując się oczywiście na Barbie i Disneyu. Nie było tego wiele, bo kablówka i internet dotarły na moje zadupie dopiero jakieś siedem lat temu, gdy wychodziłam już z fazy bajkowej, więc większość animacji oglądałam jeszcze na kasetach lub, ewentualnie, na jakichś podstawowych kanałach, na których też czasem coś leciało, czasem też na płytach pożyczonych od jakichś znajomych, gdy już upowszechniły się komputery (czuję się tak staro, gdy o tym piszę ;_;). W sumie zebrałam cztery bajki, które w jakiś sposób pomogły mi w „poszukiwaniach" źródła marysuizmu. Co ciekawe, trzy z nich to są właśnie bajki o Barbie (u Disneya też się na pewno znajdzie więcej przykładów, jednak z ichnich bajek oglądałam raczej te zwierzęce).

Teraz przyjrzyjmy się punktom wspólnym dla Mary Sue i typowego filmu o, dajmy na to, Barbie. Miłość od pierwszego wejrzenia? Ofkorz. Antagonista przeważnie w postaci zUej macochy albo zazdrosnej blondyny? A jakże! Główna bohaterka to chodzący ideał, do którego wszyscy faceci wzdychają i o który wszystkie baby są zazdrosne? Nie inaczej! Duże skupienie na wyglądzie bohaterki i zajebistość stylówy przedstawiana jako wyznacznik zajebistości postaci? Tak jest! Pokonywanie Tego Złego za pomocą magii tęczy i miłości? Odhaczone! Na koniec ślub głównej bohaterki ze śpiącym na pieniądzach księciem? Aj aj, panie kapitanie!

Żeby nikt tu nie zrozumiał mnie źle: nie chcę tu w żaden sposób mówić, że bajki są złe. Umyślnie są tworzone tak, by przedstawić uproszczoną, różową wersję rzeczywistości, w której dobro zawsze zwycięża. Cały problem leży bowiem nie w bajkach, a w ich odbiorcach. Często takie dziewczyny, gdy wyjdą już z fazy Barbie i wróżek, kończą na tym swoje obcowanie z kulturą lub kontynuują je poprzez sięganie po pozycje, które niewiele się od tych bajek różnią i również przedstawiają świat przejaskrawiony, a główną bohaterkę pokazują jako wyidealizowaną. Osoby, które sięgają po nieco bardziej realistyczne powieści czy filmy (mówiąc „realistycznie" nie wykluczam tu historii o wróżkach; mówię tu przede wszystkim o opowieściach, które pokazują też problemy, tragedie i nieidealność), dużo szybciej wychodzą z etapu tworzenia Mary Sue, czasem nawet dają radę go pominąć.

Jak sądzicie, ta teoria trzyma się kupy? Zgadzacie się z nią, czy raczej macie jakieś własne domysły, skąd wzięła się sama idea Marysiek (oczywiście tych tworzonych nieumyślnie)? Piszcie swoje teorie!

*chamska reklama time*

W dalszym ciągu bardzo serdecznie zapraszam wszystkich do przeczytania pierwszego rozdziału „Zanim nadejdzie północ" i wyrażenia opinii na jego temat!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top