Opisy

Korzystając z Waszych wypowiedzi pod wpisem „Spowiedź", stworzyłam kolejną notkę mającą na celu pomóc Wam rozwiązać problemy, z którymi się borykacie przy pisaniu, a z którymi ja w miarę sobie radzę. Dzisiaj więc notka o tworzeniu opisów!

Na początku powiedzmy sobie jedną bardzo ważną rzecz: wyliczanki to zło. Zło w najczystszej postaci. Jeśli totalnie nie macie pomysłu na opis, naskrobcie cokolwiek lub w ogóle go pomińcie, tylko nie wymieniajcie wszystkich elementów po przecinku. Stoi?

No, a teraz przejdźmy do rzeczy. 

Zabierając się za jakikolwiek opis, trzeba najpierw pogodzić się z tym, że każdy ma inną wyobraźnię i jak bardzo byśmy się nie starali, prawdopodobnie nikt nie wyobrazi sobie opisanego miejsca czy przedmiotu dokładnie tak, jak wygląda on w naszej głowie. Nie da się. Dlatego więc warto odpuścić sobie opisywanie wszystkiego bardzo dokładnie, starając się ze szczegółami namalować dany obraz w głowie czytelnika, bo ten i tak się rozmaże – efekt będzie ciekawszy, jeśli damy jego wyobraźni jedynie wstępny szkic, a resztę pozwolimy mu domalować samodzielnie.

Gdy przymierzamy się do opisu, warto zastanowić się nad dwoma rzeczami: co ma on mówić o opisywanym miejscu/przedmiocie albo lokatorze/posiadaczu tegoż oraz jaki ma wprowadzać nastrój. Jeśli ustalimy te dwie kwestie, dalej pójdzie już z górki. Każdą rzecz i każde miejsce można opisać na przynajmniej kilka sposobów, w zależności od efektu, jaki chcemy osiągnąć.

Moją ulubioną metodą jest opieranie opisu na szczegółach. Nie chodzi tu jednak o przyglądanie się jakimś totalnym pierdołom i szczegółowe opisanie danego miejsca/przedmiotu, tylko wyłapanie jego cech charakterystycznych oraz ważnych dla wydarzeń elementów, by na ich podstawie stworzyć szkic, który dokończy wyobraźnia czytelnika. Warto pamiętać również, kto jest narratorem lub – jeśli piszemy w narracji trzecioosobowej – głównym bohaterem danej sceny. Gdy opisujemy jakiś element świata, spróbujmy na moment wskoczyć do jego głowy i skupić się na kilku elementach, które jako pierwsze rzuciły mu się w oczy. 

Spróbuję Wam pokazać, jak ta metoda wygląda w praktyce. Pomyślmy...

Pomarańczowa roleta w paski potwornie gryzła się z niebieskimi ścianami przestronnego, nieco dusznego pokoju. Stojące naprzeciwko drzwi biurko nieśmiało wyglądało spod sterty płyt, papierów, pudełek i Bóg wie czego jeszcze, zaś sufit nad rozgrzebanym łóżkiem pokrywały ciemne, rozmazane plamy, zapewne będące pozostałościami po owadach, które postanowiły zwiedzić to pomieszczenie i przypłaciły to życiem. Przez solidny, drewniany parkiet biegła gruba rysa kończąca się pod wielkim głośnikiem ozdobionym masą tajemniczych pokręteł, suwaków i przełączników, częściowo skrytych za plątaniną kabli.

To był opis mojego pokoju. Pominęłam w nim całą masę elementów, skupiając się jedynie na czterech głównych, najbardziej rzucających się w oczy rzeczach: rolecie, która nie pasuje totalnie do niczego, zawalonym wszystkim biurku, zwłokach komarów na suficie i szerokiej rysie na podłodze, która doprowadza wzrok do wzmacniacza. Innych elementów tak naprawdę nie ma sensu opisywać, bo są to tylko zapychacze, o których i tak czytelnik bardzo szybko zapomni. Oczywiście detale, na których się skupiamy, nie zawsze muszą być akurat tymi, które zobaczymy jako pierwsze (tak, wiem, właśnie zaprzeczyłam sama sobie, ale ćśśś...), ponieważ możemy dostosowywać je w zależności od tego, co chcemy podkreślić. Opis, który przedstawiłam przed chwilą, to opis neutralny, skupiający się na pierwszym wrażeniu po wejściu do tego pokoju i dający mniej więcej taki obraz mnie, jaki otrzymałaby osoba po raz pierwszy tam zaglądająca: bałaganiara ogarniająca elektronikę, która nie bardzo przejmuje się wyglądem miejsca, w którym żyje, może nieco ułomna estetycznie. Jednak w zależności od tego, na jakiej mojej cesze czy upodobaniu chcielibyśmy się skupić, w opisie moglibyśmy zrobić zbliżenie narratorskie na, przykładowo, konsolę, laptopa i walające się wszędzie płyty, pomijając całą resztę elementów, by skupić się na gamingu i ogólnie pojętym upodobaniu do komputerów, lub, jeśli z jakiegoś powodu kot byłby najważniejszy dla danej sceny, zwrócilibyśmy uwagę przede wszystkim na zmaltretowaną pazurami ścianę, zakłaczony fotel, leżącą na podłodze plastikową mysz i wąsatą mordkę wyglądającą spod łóżka. 

Jest jeszcze jedna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę: nie wiem, czy zauważyliście, że w tym opisie starałam się unikać wszelkich form czasowników takich jak stał, był, znajdował się, takie słowo pojawiło się w nim tylko jeden raz. Dlaczego to takie ważne? Czasowniki te (a także wszelkie ich pochodne), nagromadzone w dużej ilości w jednym miejscu, siłą rzeczy zmieniają nasz opis w nudną wyliczankę – która, jak już wspominałam, jest złem wcielonym – sprawiają, że jest nużący, a czytelnik chce jak najszybciej go pominąć i przejść dalej. Starajmy się więc opisywać jak najbardziej kreatywnie, wplatajmy elementy w narrację, cichaczem przemycając kolejne elementy otoczenia do głowy czytelnika, nie bójmy się też porównań, metafor czy skojarzeń. Narrator też człowiek – pozwólmy mu czasem pozgadywać, skąd wzięły się, przykładowo, te ciemne plamy na suficie. A nuż trafi.

No dobra – pokój czy krajobraz daje nam sporo możliwości, bo sam w sobie zawiera dużo elementów. Jak jednak opisać przedmiot? Skarpetka to skarpetka, książka to książka, a jaki jest koń, każdy widzi. Czy tu też da się kombinować z klimatem czy podkreślać jakieś cechy? Oczywiście! Weźmy sobie taki prosty przykład: nasz bohater idzie sobie przez las i nagle na środku drogi zauważa filiżankę – mniejsza o to, skąd się tam wzięła. Załóżmy, że jest biała ze złotym brzegiem i małym pęknięciem na boku w dodatku nieco ubrudzona. Możemy więc opisać ją jako Filiżankę Zła, koncentrując się na pokrywającym ją brudzie i pęknięciu, lub też jako Magiczną Filiżankę Różowych Jednorożców, skupiając się na bieli porcelany i tym, jak wspaniale ten złoty brzeg lśni w słońcu... No dobra, Azie, ale to tylko dwa wyjścia, a sama tyle razy mówiłaś, że nigdy nie wolno się w dwóch wyjściach zamykać. Tutaj więc wchodzi nam narrator lub bohater wraz ze swoją wyobraźnią. Jeśli pozwolimy narratorowi się domyślać i zgadywać, może się okazać, że to zaczarowana filiżanka, która ożyła i uciekła z zastawy babci, żeby rozpocząć nowe życie albo to ta legendarna filiżanka, którą królowa Marcelina dostała od teściowej w prezencie ślubnym i za pomocą której później tą teściową zamordowała. A może to filiżanka, którą jakiś czas temu nasz bohater widział w pobliskim nawiedzonym pałacu i która znalazła się w środku lasu, by skłonić go do ponownego odwiedzenia opuszczonego gmachu? Albo Kapelusznik urządzał sobie tam podwieczorek i gdy się zbierał, wypadła mu i tak została? Gdy nasz opis rozbudujemy o skojarzenia, domysły czy wspomnienia, od razu stanie się on bardziej interesujący i przyciągnie uwagę czytelnika, który sam zacznie się zastanawiać, co to za filiżanka i co ona tu w ogóle robi. Może więc spróbujcie trochę poćwiczyć kreatywność: jak myślicie, co to mogła być za filiżanka i skąd wzięła się w środku lasu?

Pominęłam w tym wpisie trochę istotnych rzeczy... ale to dlatego, że po kolejną dawkę porad, jak opisywać, bardzo chciałabym zaprosić Was do pracy „Krucze pióro. Poradnik pisarski" autorstwa kwiatygrzechu, do notki „Tl;dr, czyli jak nie zanudzić opisem otoczenia (lub jego brakiem)", w którym to autorka wspaniale podpowiada nam różne sposoby na opisywanie otoczenia, niekoniecznie pokrywające się z tymi, które ja tu przedstawiłam. A ja tymczasem się z Wami żegnam i rzucam Wam małe wyzwanie: opiszcie miejsce, w którym się w danej chwili znajdujecie, koncentrując się przy tym na maksymalnie pięciu jego charakterystycznych elementach. Ktoś się podejmie?

*chamska reklama time*

Azie podpowiadała już, jak straszyć, teraz podpowiada, jak opisywać... Sprawdźcie, czy sama stosuje się do swoich rad i zajrzyjcie do „Grobowca" i „Zanim nadejdzie północ", żeby móc powytykać jej hipokryzję XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top