Konkurencja
Azie nie było przez dłuższy czas i wraca sobie jak gdyby nigdy nic... Jednak przerwa od Watt chyba dobrze mi zrobiła. Nie będę jednak zanudzać Was informacjami, co to był za spontaniczny urlop i od razu przejdę do tematu, a Was, jeśli chcecie być na bieżąco, zapraszam do wpisu informacyjnego, który dodam równocześnie z tym, gdzie znajdziecie listę ogłoszeń parafialnych, ponieważ na mój profil wjeżdżają buldożery i robię małą przebudowę.
Do tego wpisu zainspirowały mnie dwie rzeczy: post dyskusyjny dotyczący rywalizacji w pisaniu, który jakiś czas temu pojawił się na facebookowej grupie „Piórowładni" oraz stosunkowo ciepły jeszcze temat dotyczący „opłaconych hejterów" autorKasi, wałkowany zarówno na Watt, jak i na przeróżnych grupach pisarskich czy blogach w rodzaju Inkwizytorni. Cóż... od razu podkreślę może, że tekst ten będzie wyłącznie moją opinią i jestem jak najbardziej otwarta na wszelką polemikę.
We wspomnianym poście dyskusyjnym padło słowo „konkurencja", wielokrotnie pojawia się też ono na blogu niesławnej Katarzyny Michalak: „(...)okazuje się, że zleceniodawcom, kimkolwiek oni są, płacenie za pozytywne recenzje mojej konkurencji nie wystarczało", „Jestem dziwna: polecam konkurencję...", „(...) zagraniczna konkurencja nam nie podskoczy"... Tylko co właściwie oznacza słowo „konkurencja" w rozumieniu tych wszystkich twórców, którzy go używają? Raczej trudno mi to określić, ponieważ o ile pojęcie „rywalizacja" jestem w stanie jako tako wytłumaczyć, to „konkurencja" w mojej opinii nie ma tu racji bytu. Dlaczego? Ponieważ pisarstwo nie jest dziedziną, którą w jakikolwiek sposób da się zmonopolizować.
Wypowiedziałam się już na ten temat na Piórowładnych, tutaj jednak nieco bardziej się rozwinę. Zestawiłam wówczas pisanie z sieciami komórkowymi. W przypadku operatorów można mówić o konkurencji, ponieważ jeden numer może być przypisany wyłącznie do jednej sieci, zaś posiadacz tego numeru, gdy jest niezadowolony z jakości dostarczanych mu usług, może, nie wiem, z Orange przenieść się do Play, w związku z czym Orange traci zyski z tego klienta na rzecz konkurencji. W pisarstwie owszem, jest do pewnego stopnia podobnie – jeśli klient, w tym przypadku czytelnik, jest niezadowolony z pracy autora, zwyczajnie go porzuca, odbierając mu tym samym jakiś tam procent (czy może promil) z zysków. Na tym się jednak podobieństwo kończy. Czytelnik nie jest numerem telefonu i może czytać nawet pięćdziesiąt książek jednocześnie, jeśli ma taki kaprys. W związku z tym porzucenie jednego autora wcale nie oznacza, że z automatu to "konkurencja" przejmie czytelnika, ponieważ czytelnik jest, że się tak przedmiotowo wyrażę, wielokrotnego użytku. Fakt, celem każdego pisarza jest zdobycie jak największej ilości czytelników, jednak nigdy nie dzieje się to kosztem drugiego twórcy. Jeśli więc czytelnik ma chrapkę na dwie książki dwóch różnych autorów, nie będzie zmuszony decydować się na jedną z nich (oczywiście zakładając, że fundusze mu pozwalają), tylko kupi obie. A jeśli autor traci czytelników, to znak, że zwyczajnie chujowo pisze, a nie, że konkurencja mu ich zabiera. To tak nie działa.
Sądząc po tonie i okolicznościach, w jakich to określenie pada z ust pani M. można wywnioskować, że za „konkurencję" ma ona wszelkich kolegów po fachu... Cóż, w temat autorKasi się nieco w trakcie mojego „urlopu" zagłębiłam i możecie być pewni, że jeszcze do niego wrócę; przekopując się jednak przez stosy materiałów na jej temat, zobaczyłam, że uchodzi ona w literackim światku za osobę skrajnie antypatyczną i nieobytą. Pomijając już te wszystkie rabany, które wywołała z powodu jakichś negatywnych opinii, łatwo to zauważyć już po tym, jak dobiera słownictwo choćby na swoim blogu, który również przeglądałam. Dobór słów sprawia bowiem, że nie mam najmniejszej ochoty sprawdzać, czy faktycznie tak nieprzyjemną osobą owa pani jest i jestem bardzo skłonna uwierzyć innym na słowo. Dlaczego? Już tłumaczę. Samo użycie słowa „konkurencja" w odniesieniu do innych pisarzy stawia ją w świetle raczej negatywnym, ponieważ jest ono z góry negatywnie nacechowane. Nazywając więc swoich, jak by nie patrzeć, kolegów, konkurencją, przyczepia im ona łatkę swego rodzaju wrogów, a z wrogami, jak wiadomo, należy walczyć. Wrogów natomiast, jak powszechnie wiadomo, pani M. ma bez liku, zresztą na własne życzenie.
Ech, rozpisałam się o dupie Maryni i jak zwykle nic z tego nie wynika. Czas więc na krótkie podsumowanie: drodzy wattpadowicze, nie traktujcie innych twórców jak wrogów. Nie bierzcie przykładu z takich osób jak autorKasia, nie zatruwajcie sobie życia i nie niszczcie nerwów piekleniem się o... tak właściwie to o nic. To, że ktoś pisze np. w tym samym gatunku co Wy, wcale nie oznacza, że będzie w jakikolwiek sposób kradł Wam czytelników. Ba, nikt nie jest w stanie w żaden sposób ich „ukraść", bo czytelnik ma mózg i sam decyduje, co ma ochotę przeczytać, a co niekoniecznie. Nie traktujcie czytelników jak towaru, o który trzeba się bić jak podczas promocji w Lidlu, bo to właśnie takim podejściem możecie zepsuć sobie reputację i faktycznie odrzucić od siebie niektóre osoby. A o tym, jak nie zrobić z czytelnika idioty, napiszę w jednym z kolejnych wpisów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top