Ewolucja

Ach, w sumie ostatnim wpisem udało mi się zainspirować samą siebie, bo po napisaniu o niewykorzystywanym potencjale, zaczęłam rozkminiać, jak właściwie wygląda taka typowa droga przez naukę pisania. Jako że dzisiejszy dzień upłynął mi pod znakiem szczegółowego rozpisywania całej fabuły „Zanim nadejdzie północ" oraz aktualizowania „Researchu w pigułce" (warto wrócić do tej notki, kalafiorki, zrobiłam w niej mały remont, usunęłam prace już niedostępne i dodałam kilka nowych tytułów; jeśli znacie jakieś warte uwagi poradniki na tematy dowolne, to podsyłajcie, chętnie przejrzę i dopiszę do listy; ponadto od dzisiaj wszystkie poradniki z tamtej notki są dostępne też na moim profilu w liście lektur „Przydatne rzeczy", więc można zajrzeć tam, jeśli komuś nie chce się wertować narzekajnika), postanowiłam zrobić sobie małą odskocznię i porozwodzić się nad pisarską ewolucją odnoszącą się w mniejszym lub większym stopniu do każdego (lub prawie każdego) z nas.

Stadium pierwsze: fascynacja.

Zwróciliście uwagę na to, że bardzo, bardzo wielu młodych autorów zaczyna swoją przygodę z pisaniem od fanfiction i/lub prac tak bardzo wzorowanych na jakimś konkretnym tytule, że podpadałyby pod plagiat? Uświadomiłam sobie to zadziwiająco późno, jednak to jest fakt: większość z nas zaczęła pisać, ponieważ w pewnym momencie życia tak potężnie zafascynowało nas dzieło kogoś innego, że sami chcieliśmy stworzyć coś podobnego. Ja byłam tym popieprzonym dzieciakiem, który zarywał nocki, żeby po raz dwieście czterdziesty siódmy móc przeczytać któreś z dzieł Tolkiena i fascynacja właśnie dziełami tego autora po raz pierwszy popchnęła mnie do sięgnięcia po długopis. A kto popchnął Was?

Stadium drugie: badanie terenu.

W pewnym momencie człowiek orientuje się, że pisanie fanfików to nie jest jedyna możliwość, a ten Autor, Który Mnie Zainspirował nie jest jedynym pisarzem świata. Ten impuls wywołuje przejście do drugiego stadium i węszenia, co w papierze piszczy. To stadium również wiąże się ze znacznym zwiększeniem zamiłowania do książek, ponieważ twórcy znajdujący się w tym stadium z większą niż przeciętna chęcią sięgają po przeróżne dzieła, rozglądając się za inspiracją i próbując zorientować się, jak wygląda styl innych pisarzy.

Stadium trzecie: moda.

Kiedy taki twórca wyjrzy spomiędzy bibliotecznych regałów, zauważa, że w czytelni stoją też komputery. Siada więc do któregoś i zaczyna poszukiwania kolejnych tworów, które może pochłonąć. Trafia na takiego Wattpada czy innego Blogspota, patrzy i myśli sobie, że w sumie każdy może opublikować swoje prace w sieci, więc on też może i natychmiast bierze się do roboty. Internet jednak, jak to Internet, kusi dużą ilością komentarzy, wyświetleń, gwiazdek/lajków i ogólnie pojętym fejmem, trzeba tylko wstrzelić się w gusta gawiedzi... Więc autor taki przegląda sobie co popularniejsze twory, gdzieś między neuronami skrzętnie notując sobie wspólne cechy prac, które najlepiej się „sprzedają". I startuje z tymi wszystkimi rzeczami w swojej pracy. Może też, jeśli ma nieco bardziej buntowniczy charakter, spróbować stworzyć coś zupełnie przeciwnego. To właśnie na tym etapie powstają te wszystkie prace, których autorzy tak bardzo chcieliby być oryginalni i niepowtarzalni, że wychodzą z tego wizje jak na niezłym haju.

Stadium czwarte: oświecenie.

Po dłuższym lub krótszym czasie jednak autor taki zaczyna wplątywać się w schematy i nieskończony krąg Marysiek schodzących na śniadanie, co często stosunkowo szybko wytykają mu czytelnicy. To jest chwila chyba najtrudniejsza do przeskoczenia dla bardzo wielu osób, bo właśnie wtedy człowiek ma pierwszy większy kontakt z krytyką i nie wybrnie z poprzedniego stadium, dopóki nie nauczy się przyjmować jej na klatę. W tym momencie albo autor albo kurczowo trzyma się stadium trzeciego, zatykając uszy i pisząc dalej tak jak wcześniej, albo przechodzi do stadium czwartego, które nie bez powodu nazwałam oświeceniem. Autor wtedy zaczyna odkrywać, że istnieją analizatornie i poradniki pisarskie, więc chłonie je często na ślepo i nierzadko, gdy już uzna, że wie wystarczająco dużo, zakłada własną pracę o takiej tematyce, co jednym wychodzi lepiej, a innym gorzej, bo moment założenia poradnika/analizatorni okazał się jednak zbyt wczesny, patrząc na poziom realnej wiedzy i umiejętności autora. 

Stadium piąte: równomierny rozwój.

Jest to – przynajmniej według mojej teorii – stadium ostatnie, które tak jakby łączy w sobie wszystkie pozostałe, jednak w dużo bardziej harmonijny sposób. Jak pewnie zauważyliście, każdy z przedstawionych przeze mnie etapów ewolucji pisarskiej był bardzo burzliwy i gwałtowny, wręcz wpisujący się w popadanie ze skrajności w skrajność. Tutaj jednak autor potrafi już inspirować się innymi, potrafi wziąć pod uwagę to, co jest najmodniejsze do pisania, ale nie leci za tym na ślepo, umie unikać schematów, ale też przyjmuje na siebie krytykę, jeśli coś skopie, a także wie, jak czerpać z poradników pisarskich i zna swoje słabe strony oraz nad nimi pracuje. Możemy go wręcz nazwać „twórcą dojrzałym". Dlaczego jednak nazwałam to stadium „równomiernym rozwojem"? Ponieważ dopiero na tym etapie autor tak naprawdę kształtuje własny styl, jednak nigdy nie jest on ukształtowany do końca, rozwija się on, zmienia i ewoluuje razem z autorem. Oznacza to, że nasz rozwój jako twórców na dobrą sprawę nie kończy się nigdy, bo zawsze, ale to zawsze możemy stać się lepsi i zazwyczaj mniej lub bardziej świadomie do tego dążymy. 

Cóż, oto moja teoria. Jak zwykle zapraszam Was wszystkich do polemiki oraz zachęcam do dyskusji: w którym stadium Waszym zdaniem znajdujecie się Wy, a w którym pisarze Wam znani? Ja śmiem podejrzewać, że pani Michalak utknęła najdalej na trzecim xD 

Przypominam również o „Researchu w pigułce", wpadajcie tam i podsuwajcie swoje propozycje, a nuż widelec okażą się dla kogoś przydatne.

Do następnego, kalafiorki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top