3. Natasha

- Mam dla Ciebie misję.- Powiedział prosto z mostu mój były jednooki szef Nicolas J. Fury, który patrzył na mnie i czekał na moją odpowiedź.

- Jeśli dobrze pamiętam, to ty już nie jesteś moim szefem.- Odpowiedziałam z chłodnym spojrzeniem i pokerową twarzą.

- Faktycznie nie jest, ale za to ja tak.- Usłyszałam znajomy głos Marii Hill- I mianowałam Fury'ego na Dyrektora od zadań specjalnych.

- Mario z całym szacunkiem, ale czy przypadkiem nie wszystkie misje i zadania TARCZY są specjalne?

- Staramy się odbudować zaufanie obywateli. Współpracujemy z policjantami i wojskiem oraz doradzamy osobą z Białego Domu. Jak widzisz mamy wiele zadań.

- Odpowiedz na moje pytanie.

- Nie, nie wszystkie misje są specjalne. Ja i moja zastępczyni zajmujemy się stroną polityczną i dyplomatyczną na arenie Narodowej i Międzynarodowej, a Nick i Phil dbają o to, by nikt nie zakłócał porządku. Policja zajmuje się zwykłymi rabusiami, a my usuwamy groźniejsze zagrożenia.

- Dobrze... Rozumiem.- Odpowiedziałam, wiedząc już, że nie mam zbyt silnych argumentów, by dalej ciągnąć ten temat.- Więc wracając do mojej misji. Zgaduję, że chodzi o tą Rosyjską agentkę. 

- Dokładnie tak. Jak widzę, już o niej słyszałaś.- Odezwał się czarnoskóry mężczyzna. Gdy Nick wymawiał ostatnie zdanie, Maria wyszła bez słowa z gabinetu.

- Trochę trudno jest o tym nie słyszeć.

- Może wiesz coś więcej?- Pytanie Nicka trochę mnie zaskoczyło. Co fakt było to rutynowe sprawdzanie wiadomości agenta o danym temacie, ale powiedział to z taką ilością podejrzliwości... Nie będę ukrywać, zabolał mnie fakt, że po tylu latach znajomości nadal mi nie ufał, ale nie pokazałam tego. Stałam wyprostowana i patrzyłam pewnym wzrokiem na mężczyznę.

- Nie, wiem tylko tyle, ile usłyszałam w wiadomościach i przeczytałam na stronie internetowej Nowojorskiej gazety.- Może lekko nagięłam fakty, ale nie wiedziałam jak mam powiedzieć osobie, która nie potrafi mi zaufać, że jak byłam w Czerwonym Pokoju, widziałam ją. Miała wtedy prawdopodobnie około 5 lat. Nigdy się nie widziałyśmy przez dłuższą chwilę. Byłam już na końcowym treningu, kiedy ona zaczynała. Ja zostałam wprowadzona do programu, gdy byłam od niej starsza, przynajmniej o pięć lat. Wtedy nie rozumiałam, po co KGB potrzebuje takich młodych dziewczynek i szczerze mówiąc, nie interesowało mnie to. Ale teraz? Nabierało to sensu. Dziewczynki bez rodzin, które nie będą pamiętać, jak to było być kochaną. Co oznacza, iż stanowiły idealny materiał na morderczynie bez krzty sumienia.- Czy masz coś prócz tego?- Zapytałam, wyrywając się z moich myśli.

- Tak. Dziś rano przejęliśmy wiadomość, która została wysłana z Rosji... i była skierowana do HYDRY. W tekście jest wzmianka o projekcie "October". Jest napisane, że szpieg jest gotowy.

- Co mam z tym wspólnego?

- Musisz dowiedzieć się, o co chodzi.

- Dostanę jakieś szczegóły?

- Wszystko znajdziesz w teczce.- Wskazał na papiery leżące na biurku. Podniosłam je i zaczęłam je przeglądać. Pierwszy był  wydrukowany i rozszyfrowany list do HYDRY.

Kod XKOH nr 630180h

"Projekt October zakończony sukcesem. Przesyłka dojdzie jutro. Cel namierzony."

- Jak wam się udało to rozszyfrować? To jest podobno kod nie do złamania.

- Mamy swoje sposoby.- Jak zawsze...

- No dobrze, a kto jest celem?

- Podejrzewamy, że Jim Wireman.

- Ten dziennikarz?

- Dokładnie tak. Masz go ochraniać i zabić tego szpiega. Jasne?

- Zrozumiałam.

- Świetnie. - Szybko wyszłam z gabinetu, zabierając akta i wróciłam do swojej sypialni.

Zaczęłam przeglądać pozostałe kartki. Nie znalazłam nic ciekawego. Prócz paru rzeczy, które pomogą mi w trakcie walki z dziewczyną. Jej styl jest bardzo zbliżony do mojego, co może stanowić problem, ale z podanych informacji wynikało, że ma słabszą prawą rękę. Poza tym jej kombinezon jest stworzony ze wstrząsoodpornych cząsteczek, zmniejszających siłę przyjmowanych ciosów, więc będę musiała celować w odsłonięte części jej ciała.

Po tym, jak zapoznałam się ze szczegółami misji i ważnymi informacjami odłożyłam akta na biurko, wstałam z łóżka i podeszłam do okna. 

Widok na Nowy Jork był wspaniały. Jak zawsze zapierający dech w piersi. Idealnie równoległe ulice wypełnione żółtymi taksówkami i spieszącymi się ludźmi. Mój wzrok powędrował w dal. Mimowolnie przypomniał mi się dzień, w którym zaczęła się ta cała zwariowana historia. 

Budapeszt był miastem jak każde inne. Zwykłe miejsce miało zostać poplamione krwią prezydenta Węgier, moją lub naszą. Red Room nie tolerował nieudanych misji. "Misja jest ważniejsza niż wasze marne i nic nieznaczące życie."

Lecz pojawiło się ultimatum. Clint Barton.

Miał mnie zabić za wszelką cenę, ale zrobił co innego. Pokazał mi co to dobro, życie i objaśnił co to uczucia takie jak empatia czy miłość. Udowodnił, że da się żyć bez ciągłego uciekania i z płatnej zabójczyni zrobił agentkę TARCZY. Po paru miesiącach staliśmy się duetem nie do powstrzymania. Najlepszym z najlepszych, których wysyłano na najniebezpieczniejsze misje.

Ale nie ważne ile zrobię dobrego, wciąż będę płacić za rzeczy, jakie robiłam dla Czerwonego Pokoju.

Może uda mi się przekonać October by przyłączyła się do TARCZY albo przynajmniej, żeby zerwała kontakty z HYDRĄ i KGB...

Z rozmyślań wyrwało mnie delikatne pukanie do drzwi.

- Proszę- usłyszałam, jak ktoś lekko naciska klamkę, a po chwili cicho zamyka drzwi.

- Nat, możemy porozmawiać?- Zapytał, lekko poddenerwowany Clint.

- Zależy o czym.- Odparłam, nie odwracając się od panoramy miasta, ale nie musiałam widzieć, by wiedzieć, że łucznik powoli zbliżał się do mnie.

- Po co Stark Cię wezwał?- Zapytał, stając tuż za mną. Był tak blisko, że czułam jego ciepły oddech na mojej szyi.

- A co jesteś zazdrosny?- Odwróciłam się i z lekkim rozbawieniem spojrzałam prosto w jego szaroniebieskie oczy. Przez chwilę żadne z nas się nie odezwało. Po prostu staliśmy i patrzyliśmy się na siebie.

- Nie, ale... powiedzmy, że trochę mnie to zdziwiło.- Powiedział, ale na jego policzkach, pojawiły się ledwo dostrzegalne rumieńce.

- Chciał, żebym coś dla niego zrobiła.- Powiedziałam, odsuwając się lekko, by móc popatrzyć na niego nie musząc podnosić szyi.

- A co konkretnie?

- Nie ważne.- Odpowiedziałam i przeszłam koło niego, kierując się w stronę łóżka, ale blondyn złapał mnie za nadgarstek i powiedział:

- Dla mnie jest ważne.

- Skoro Cię to tak bardzo interesuje- wzięłam głęboki oddech, jednocześnie wyrywając swoją dłoń z jego- chciał, żebym poszła z Pepper i Wandą do salonu sukni ślubnych. Zadowolony?

- Tak, jasne.- Powiedział, ale wyczułam w tych słowach sarkazm.

- Clint, przecież wiesz, że nie okłamałabym Cię, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło w...- Nie dałam rady dokończyć, ponieważ do MOJEGO pokoju przeniknął przez ścianę Vision.

- Vision ile razy mamy Cię prosić. Wchodź przez drzwi.- Powiedzieliśmy równocześnie, a humanoid popatrzył na nas lekko zmieszany.

- Przepraszam. Chciałem tylko przypomnieć Pannie Romanoff, że za pięć minut zaczyna trening.

- Masz rację. Dziękuję, że mi przypomniałeś.

- To ja teraz wyjdę przez drzwi.- Gdy tylko zrobił, jak powiedział odezwał się Clint.

- Trening?

- Tak.

- Z kim?

- Dzisiaj ze Spider-Man'em.

- Uuu... Szykuje się pojedynek pająków, nie mogę tego przegapić.- Uśmiechnął się, a ja uderzyłam go lekko łokciem w brzuch, odwzajemniając uśmiech.

- Niestety pajączek zastrzegł sobie, by nikt nie widział naszego treningu.

- Czyżby bał się, że zostanie pobity przez kobietę na oczach widzów?

 - Może tak, może nie- a może dlatego, że znam jego tożsamość...- A teraz mógłbyś wyjść z mojego pokoju?- Zapytałam, patrząc oczekująco w jego błękitne oczy.

- Już uciekam.- Otworzył drzwi, ale przed wyjściem dodał- Jeśli chciałabyś porozmawiać o czymkolwiek, to pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

Po tym, jak Clint wyszedł z mojego pokoju, stałam jeszcze chwilę w miejscu. Szybko się otrząsnęłam, przebrałam w krótkie czarne spodenki i biały podkoszulek. Następnie skierowałam się do sali gimnastycznej, w której czekał już na mnie pajączek.

- Friday, zamknij pomieszczenie i wyłącz wszystkie kamery w sali.- Gdy tylko Peter usłyszał mój głos, szybko przerwał to, co robił i podbiegł do mnie, zdejmując maskę.

- Jak zawsze, pani Romanoff.- Powiedział robotyczny głos, a po sekundzie dało się słyszeć blokujące się drzwi.

- Dzień dobry, pani Romanoff.- Dodał brunet.

- Oboje, mówcie do mnie Natasza.- Powiedziałam do chłopaka i sztucznej inteligencji.

- Dobrze, pani Nataszo.- Odparł Peter. Westchnęłam cicho, popatrzyłam na niego i lekko się uśmiechnęłam.- Nad czym dzisiaj pracujemy?

- Oglądałam wideo z twojej ostatniej walki.- Powiedziałam, zabierając jego maskę i włączając nagranie sprzed paru dni, kontynuowałam.- Masz problem z pojedynkami jeden na jeden z bliskiej odległości... zwłaszcza gdy zaczyna brakować Ci sieci.

Małoletni cały czas mnie obserwował, a z każdym moim słowem zdawał się coraz bardziej zażenowany.

- Zapomniałem zabrać zapasowych...

- Od tego tutaj jestem. Żeby, pokazać Ci jak się zachować w takich sytuacjach i nauczyć Cię jeszcze szybciej myśleć i reagować. Więc jak? Gotowy?

- Tak, pa...- rzuciłam mu mordercze spojrzenie, na co Peter przełknął ślinę- Nataszo.

Uśmiechnęłam się i podbiegłam do maty, a chłopak poszedł za mną.

Gdy staliśmy naprzeciw siebie, przybraliśmy pozycje bojowe. 

Bez ostrzeżenia, zaatakowałam pierwsza. Podbiegłam do Petera i zaczęłam wymierzać ciosy, które młody blokował... przynajmniej próbował.

- Kiedy chcesz się osłonić, staraj się nie odsłaniać innych części ciała.- Przestałam go uderzać i stanęłam, przyjmując pozycję obronną.- Spróbuj mnie uderzyć.

Zaraz po tym, jak to powiedziałam, zobaczyłam w oczach Petera przerażenie. Lekko się na to uśmiechnęłam i dłonią wskazałam, by zaczął atakować.

Brunet nie pewnie spróbował kopnąć mnie w nogę, ale się odsunęłam.

- Szybciej i mocniej. Nie bój się, że mnie skrzywdzisz. Jeśli będziesz musiał walczyć z dwumetrowym facetem umięśnionym prawie jak Hulk, to taki cios może spowodować, że się zaśmieje.

- A jeśli jednak zrobię Ci krzywdę? 

- Jestem wystarczająco uodporniona. Pokaż, że umiesz się bić. Pamiętaj o czułych punktach. Celuj w golenie, kolana, szyję, nos, oczy i między nogi. A jeśli chcesz zdezorientować przeciwnika, musisz mocno, otwartymi dłońmi, uderzyć równocześnie w uszy. To co druga runda z przerobioną teorią. Pokaż, co potrafisz.

Młody jeszcze raz spróbował kopnąć piętą w moje kolano, ale ponownie wykonałam unik. Później szybko zaczął zadawać serię ciosów, które blokowałam. Przez chwilę dałam mu się wyszaleć, a kiedy wyczułam odpowiedni moment, zaatakowałam. Peter próbował uderzyć mnie w uszy, ale ten ruch spowodował, że odsłonił cały tors wraz z szyją. Szybko, ale lekko (Tony zabiłby mnie, gdybym zrobiła coś Peterowi) przyłożyłam bok dłoni do jego szyi.

Skończyło się na tym, że chłopak lekko się zadławił i odsunął parę kroków. Korzystając z okazji, podcięłam mu nogi, a gdy leżał, usiadłam koło niego i poczekałam, aż jego oddech wrócił do normy.

- Gdzie popełniłeś błąd?- Zapytałam jak po każdym naszym treningu.

- Odsłoniłem krtań, gdy próbowałem Cię ogłuszyć.

- Więc...

- Ten ruch powinienem stosować z zaskoczenia, na samym początku, kiedy moje ruchy są szybkie lub gdy mój przeciwnik jest już trochę zmęczony.

- Dobrze.- Powiedziałam, pomagając mu wstać.- W takim razie trening uznaję za zakończony.

- Już?- Zapytał z dziecinnym zdziwieniem.

- Tak, zaczyna robić się już ciemno.- Odparłam, patrząc na zegarek.

- Naprawdę? Ale dopiero zaczęliśmy...

- Dobra, dobra. Męczyć możesz Tony'ego, nie mnie. Mam parę rzeczy do zrobienia, więc jeśli masz z czymś problem to szybko.- Zaraz, gdy skończyłam mówić, chłopak podbiegł do swojego plecaka i wyciągnął z niego jakąś książkę. Wracając w moją stronę, zaczął czegoś w niej szukać, a gdy stał tuż przede mną, pokazał mi zadanie z matematyki.

- Nie rozumiem tego zadania. Trygonometria mnie zabije prędzej niż jakiś nowojorski opryszek.

- Hmm...- Szybko przeczytałam treść zadania.- Musisz wyciągnąć cosinus z jedynki trygonometrycznej i wstawić do funkcji podwójnego kąta.

- I już?- Młody patrzył na mnie z otwartymi oczami i ustami.

- Tak, to jest proste, a matematyka opiera się głównie na zastosowaniu odpowiedniego wzoru. A teraz zmykaj, zanim powiem Tony'emu, że nie rozumiesz trygonometrii. Jestem pewna, że z chęcią zrobi Ci paru godzinny wykład...

- To ja spadam. Do zobaczenia za tydzień!- Powiedział Peter, szybko zabierając swoje rzeczy.

- Nie zapomniałeś czegoś?- Zapytałam, podnosząc z maty jego maskę.

- Faktycznie. Dzięki.- Powiedział, wracając. Zabrał maskę, założył ją i znowu zaczął biec w stronę drzwi.

- Friday odblokuj drzwi i włącz wszystkie kamery.

- Już się robi.

- Do widzenia! I dzięki za lekcję!- Krzyknął Peter, wybiegając z pomieszczenia.

- Do zobaczenia Spider-Manie.- Odpowiedziałam i zaczęłam powoli kierować się w stronę mojego pokoju. Zanim padłam na łóżko, umyła się i przebrałam w piżamę, a jak już to zrobiłam, to nic nie stało mi na przeszkodzie, by odpłynąć w objęcia Morfeusza.

Ten dzień był pełen niespodziewanych sytuacji, a jutrzejszy będzie jeszcze ciekawszy.

__________


Hejka!

Żyję. Przepraszam, że tak długo czekaliście na następny rozdział, ale doskwierał mi brak weny do tej książki. Jeśli dobrze pójdzie to może w wakacje uda mi się coś jeszcze tu wrzucić.

Jeśli pojawiły się tu jakieś błędy (a na pewno jakieś są) to bardzo przepraszam.

Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się podoba. Podzielcie się swoją opinią w komentarzu (nie zmuszam, jak chcecie to piszcie, jak nie chcecie to nie piszcie)

To co? 

Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top