Rozdział 8
Shawn's POV
Gdy dziewczyna ucieka na górę do swojego pokoju, podchodzę do blatu i wycieram rozlaną wodę.
-Coś się stało?Słyszałam krzyki - zauważam babcię Mandy koło siebie.
Patrzę więc na nią i wzdycham ciężko.
-Mandy rozlała wodę.
-To widzę, ale dlaczego się wydzierała?
-Bo rozmawiała z jakimś znajomym, a potem szybko od niego uciekła i gdy ją tutaj znalazłem trzęsły jej się ręce i dlatego rozlała wodę..potem zapytałem czy jej nie groził, a ona wybuchła gniewem i uciekła do siebie.
Pani Laura patrzy podejrzliwie na mnie, a potem otwiera lodówkę.
-Jak ten znajomy wyglądał?
-Blondyn, koło metr osiemdziesiąt.Wyglądał na starszego od niej, nie wiem może o trzy lata - opisuję go.
-To pewnie Jason.
-To ktoś zły?
-Nie, to miły chłopiec.Bardzo go lubiłam.
-Lubiła pani?
-Odkąd Mandy rozstała się z jego bratem, już go nie widuje i nie rozmawiam z nim.Wiem tylko, że roznosi gazetki.
-Pewnie musiał coś o nim wspomnieć.
-Zapewne tak, ale nie przejmuj się nią. Rano będzie dobrze. Do wieczora na pewno nie zejdzie na dół, ale jak wszyscy będą spali, to weźmie sobie coś do jedzenia i znów pójdzie się zaszyć do swojej nory. Znam te triki na pamięć - śmieje się staruszka.
-Pewnie wiele razy pani to przeżywała.
-Oj, żebyś wiedział, że wiele razy - bierze dwa piwa i zamyka lodówkę.
-Pani Lauro, czy w państwa wieku można pić alkohol? - pytam z troski.
-Ależ oczywiście młody człowieku.Alkohol jest dla ludzi, czyż nie? - uśmiecha się.
-Zgadzam się.
-Wybacz, ale pójdę do Richarda, bo sam pewnie się nudzi - wychodzi i zgaduję, poszła na taras.
Wyciągam telefon z kieszeni od spodni, bo słyszę jak dzwoni.
-Tak?
-Cześć, Shawn.Jak tam Mandy?
-Dobrze, siedzi u siebie na razie.
-Bardzo daje w kość?
-Pyta pani czy jest nadal chamska?
-Też.
-Nie, ostatnio mnie przeprosiła.
-To dobrze. Bardzo się cieszę. Możesz dać mi ją do telefonu?
Kurczę, teraz jej się chciało z nią rozmawiać..
-Oczywiście, niech pani chwilkę poczeka.
Idę więc do jej pokoju, a gdy stoję przed drzwiami, pukam delikatnie. Nikt nie odpowiada, ale za to słyszę ciche szlochanie.
-Wie pani co, Mandy nie chce rozmawiać.
-Dlaczego?Coś się stało?
-Nie, po prostu nie ma nastroju.
Mandy POV
Gdy słyszę jak ktoś puka, staram się powstrzymać łzy, ale po prostu nie umiem. To jest upust tego wszystkiego.
-Wie pani co, Mandy nie chce rozmawiać - słyszę za drzwiami.
Podnoszę się i przestaje płakać.
-Nie, po prostu nie jest w nastroju. Może pani później zadzwonić. Tak, dowiem się co jej dolega, niech się pani nie martwi. Przekaże jej, że ma pani dobre wieści.Do zobaczenia.
Zaciskam powieki i włącza mi się w mózgu lampeczka.
NIE PŁACZ PRZEZ TEGO CHUJA, NIE JEST TEGO WART.
Wycieram oczy, ale orientuje się, że jestem rozmazana i muszę zmyć tusz.
-Mandy, wszystko w porządku? - słyszę głos Shawna, a następnie jak puka.
Podchodzę do drzwi i otwieram je.Kiedy chłopak mnie widzi, widać zdziwienie na jego twarzy.
-Płakałaś?
-Wielkie mi halo - mówię przez zatkany nos. - Tak i co z tego?Już mi przeszło.
-Czy mogę ci w czymś..
-Nie - przerywam. - Muszę sama się wszystkiego nauczyć. Co chciała moja matka? - pytam i wpuszczam go do pokoju, a ja kieruje się do łazienki żeby zmyć to cholerstwo.
-Chciała ci przekazać, że za niedługo możesz wracać do domu.
-Za niedługo, czyli?
-Za jakiś tydzień.
-To fajnie, bo strasznie mi się tu nudzi bez neta i Natalie.
-Rozumiem, dobrze nie będę ci już przeszkadzał - widzę go w odbiciu lustra.
Odwracam się do niego.
-Nie przeszkadzasz. Chętnie z tobą pogadam.
-Okej, ale lepiej doprowadź się do porządku - puszcza mi oczko, a ja czuję jak oblewam się rumieńcem. - Może się gdzieś przejedziemy?
-Nie, wolę zostać w domu. Będzie widać, że płakałam, a nie chce tłumaczyć się przed dziadkami.
Po 2 minutach wychodzę z łazienki i patrzę na szatyna, który stoi koło mojego łóżka i ogląda plakaty One Direction i Aerosmith.
-To jest jakaś porażka. Słuchałaś popu i rocka?Mieszanka wybuchowa - komentuje Shawn.
Staje koło niego i dotykam znów plakatu popowego zespołu.
-Lubiłam ich, serio. Nawet bardziej niż Aerosmith.
-Czemu teraz ich nie słuchasz? - pyta i kątem oka spogląda na mnie.
-Bo One Direction ma przerwę i mają solową karierę, a Aerosmith nie ma takiego powera jakiego miało kiedyś.
-Byłaś kiedyś na koncercie któregoś z nich?
-Chciałam jechać, ale mama uważała, że to zbyt niebezpieczne imprezy i mi nie pozwoliła jechać.
-Szkoda, że wcześniej was nie znałem, chętnie bym cię popilnował - śmieje się.
Nie odpowiadam nic, tylko unoszę jedną brew do góry w zdziwieniu.
-A ty, czego słuchasz?
-Popu, nawet sam coś tworzę.
-Serio? - zdziwiłam się.
-Tak - uśmiechnął się szeroko. - Kiedyś grałem w niewielkiej knajpce, ale po pewnym incydencie się zraziłem i już nie gram.
-Pokażesz mi jedno ze swoich dzieł? - pytam i patrzę na niego z błagalnym wzrokiem - Proszę.
-Na pewno nie teraz, nie jestem rozgrzany.
-Ugh, to kiedy?
-Masz w domu gitarę?U siebie?
Próbuje sobie przypomnieć czy na strychu nie mamy gitary ojca.
-Tak, chyba mam.
-Więc jak będziemy u ciebie to ci pokaże - puścił mi znów oczko.
Odwróciłam wzrok od niego i usiadłam na łóżku.
-Gdzie mieszkasz? - pytam.
-W Toronto jest mój rodzinny dom.
-Daleko.
-Trochę.
Słyszę jak babcia mnie woła, więc schodzę z Shawnem na dół.
-Coś się stało?
-Obiad gotowy - uśmiecha się babcia. - Siadajcie.
-Nie jestem głodna, babciu.
Patrzy na mnie i jej twarz nagle smutnieje.
-Musisz jeść, dziecko. Słyszałam jakie manewry robisz w domu.
Przewracam oczami.
-Co z tego - prycham. - Nie jestem głodna, idę do siebie.
-Mandy - mówi groźniejszym tonem. - Albo siadasz i jesz jak człowiek, albo będziesz spała na tarasie.
-Spoko, jest leżaczek więc mogę spać - wzruszam ramieniem.
-Wezmę leżaczki i będziesz leżeć na ziemii! - wrzeszczy. - Siadaj i mnie nie denerwuj.
Potrząsam głową i siadam na miejscu.
Cały ten obiad to był jakimś jednym wielkim dnem. Babcia z dziadkiem rozmawiali jakby gdyby nic, a Shawn i ja milczeliśmy. Oczywiście babcia próbowała jakoś nas włączyć do rozmowy, Shawn się kusił, ale ja nie. Nie miałam ochoty na rozmowę. Po raz kolejny, mój humor uległ zmianie. Może to przez zbliżający się okres? Albo mam borderline?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top