Rozdział 40

Rano, zaspana, schodzę na dół do kuchni i słyszę głos Shawna oraz ojca.

-..nie możesz tego zrobić, potrzebujemy cię.

Chłopak wzdycha ciężko.

-Wiem, Scott, ale nie jest mi łatwo. Będzie coraz gorzej.

-Skąd takie myśli?Mogę z nią przecież porozmawiać.

-Nie, wolę nie. Chciałbym aby ta rozmowa była między nami - jest taki spięty, aż słychać to w jego głosie.

Shawn serio chce się zwolnić z mojego powodu?

On naprawdę uważa, że ja się nim bawię?Przecież to nieprawda! Ja sama nie rozumiem co się dzieje między nami, a on mi wmawia, że nasze pocałunki to zwykła zabawa. Nie chcę..żeby tak myślał. Ja nie jestem taka zła. Jestem zwykłą nastolatką ze złamanym sercem.

Wchodzę do kuchni, a oni przerywają rozmowę.

Prycham i podchodzę do lodówki. Biorę jogurt naturalny i siadam obok ojca, a na przeciwko Shawna.

Nie patrzę na żadnego z nich, czując..wstyd swojego zachowania.

-Jak się spało? - pyta ojciec.

-Źle - burczę.

-Pójdę odśnieżyć podjazd - Shawn wstaje od stołu.

-Nie, siadaj - mówię.

-Co? - pyta.

-Mówiłam, żebyś nie szedł - mamroczę.

Siada znów na swoim miejscu, a ja zerkam na niego. Patrzy na mnie intensywnie, wywiercając dziurę w mojej twarzy. Pewnie się zastanawia co mi się stało.

-Okej, młodzi, ja się zbieram do pracy. Mandy, mama będzie wieczorem, nigdzie się nie wybieraj - spoglądam na ojca i kiwam głową.

Gdy zostajemy sami, chrząkam i otwieram w końcu jogurt.

-Słyszałaś naszą rozmowę, prawda? - pyta.

Nie wiedząc co odpowiedzieć, biorę łyk jogurtu patrząc na niego.

-Uznam to za tak - uśmiecha się lekko.

Przewracam oczami.

-Chcesz porozmawiać?

-Nie muszę, ale jeżeli ty masz taką potrzebę, to wal - mówię.

Nie wiem czy jestem przygotowana na to psychicznie, ale sprawię takie pozory.

-Możemy jakoś..rozmawiać normalniej? - pyta.

-Normalniej? - parskam.

-Bez krzyków i obrażania mnie - tym razem on przewraca oczami.

-Wiele razy próbowaliśmy - zauważam.

Hej, naprawdę tylko kilka razy normalnie rozmawialiśmy, bo przez większość czasu go wyzywałam.

-Mam propozycję - mówi wyzywająco.

-Jaśniej?

-Chcesz mnie tutaj?

Otwieram szerzej oczy.

-Yyy..ode mnie zależy decyzja czy się zwolnisz? Serio?

-Tak.

-Cóż..nie chcę zabrzmieć jak pusta i niewrażliwa suka, ale nie zależy mi na tobie w jakikolwiek inny sposób oprócz.. - zawieszam się, odwracając od niego wzrok. - Po prostu możemy jakoś..współpracować.

-Mhm, jasne.

-Shawn..nie chciałam, żeby było ci przykro z tego powodu, że cię odpycham. Jesteś naprawdę super gościem, ale ja nikogo nie chce. Rozumiesz?

-To czemu wciąż ciągnie nas do siebie?

Patrzę na niego i wzdycham.

-Nie wiem. Naprawdę. Mnie też to męczy. Nie robię tego celowo. Może rzeczywiście jestem chora psychicznie.

Nie zastanawiałam się nad tym..może to jest to?Czy powinnam iść do lekarza?

-Okej - odpowiada.

-Co okej?

-Niechaj będzie rozejm - wstaje ze swojego miejsca, podchodzi do mnie i wystawia do mnie swoją ogromną dłoń. - Zgoda? - uśmiecha się.

Nie wiem dlaczego, ale szeroko się uśmiecham i rumienię. Kurde, nie powinnam.

-Dobra - ściskam jego dłoń i patrzę mu głęboko w oczy.

-O której jedziemy?

-Daj mi...30 minut.

-Spoko, pójdę wreszcie odśnieżyć ten podjazd - śmieje się i wychodzi do korytarza, aby się ubrać.

Zrobiło mi się lżej na sercu.Od razu lepiej się czuję.

>>>

Wieczorem, siedząc w swoim pokoju, słyszę jak mój telefon zaczyna dzwonić.

Wściekła, że ktoś przerwał mi naukę, biorę go do dłoni i odbieram nie patrząc kto dzwoni.

-Słucham?

-Tęskniłaś?

Kurwa, ten tu czego..

-Nie - rozłączam się.

Po chwili znów dzwoni.

-Odwal się, Drew! - wrzeszczę do słuchawki.

-Dobrze wiesz, że nie mogę.Nie poddam się.Będę walczyć do końca.

-O czym tym pieprzysz, dupku?

-Będziesz znowu moja, skarbie, wiesz?

-Znowu się naćpałeś?

-Nie.

-Piłeś?

-Nie.

-Nie wierzę - śmieje się ironicznie. - Pewnie jarałeś.

-Też nie.

-To co ci się stało?Wiesz, że się na to nie nabiorę, Drew.

-Siedzę na grobie babci i z nią rozmawiam.

To jak cios prosto w serce. On bardzo kochał swoją babcie..Zawsze, gdy miał doła, jak jeszcze ze mną był, to do niej chodził i z nią rozmawiał. Zmarła kilka lat temu.

-Drew.. - wzdycham. - Jest zimno, przeziębisz się.

-To nic, będę tylko chory.

-Idź do domu.

-Wiesz, że za tobą tęsknie, Mandy?Coraz częściej przypominam sobie te wszystkie nasze super rzeczy, które razem robiliśmy..

-Dość - syczę, przerywając mu.

-..byłem strasznym dupkiem, że cię tak traktowałem.

-Za późno to zrozumiałeś - warczę.

-Wiem, jest mi wstyd.Mandy.. - przerywa, a potem słyszę jego szloch. - wróć do mnie, błagam. Nie wiem co się ze mną dzieję. Jestem bezsilny. Bez ciebie nic nie znaczę na tym świecie. Jestem jak bezdomny pies.

Przymykam powieki i oddycham głęboko.

-Nadal cię kocham, Mandy. Tak strasznie chciałbym cię zobaczyć - znów szlocha. - Płaczę jak jakaś jebana ciotka. Widzisz co ze mną zrobiłaś?

-Co ja z tobą zrobiłam?!Spójrz co ty ze mną palancie zrobiłeś!Jestem chodząca suką, która każdego rani, która klnie jak szewc, pali nie bojąc się przypału. Jestem pozbawiona uczuć bez ciebie, bo wyprułeś ze mnie wszystko, rozumiesz?Wszystko.Kiedyś taka nie byłam.

Słyszę ciszę po drugiej stronie słuchawki, a potem głośny płacz.

-Nie rusza mnie to, że płaczesz, Drew.Później pójdziesz na piwo i zaczniesz do mnie pisać zbereźne smsy.I tak w kółko.Gdy nie jesteś na fazie, coś do ciebie dociera, ale jak już w niej jesteś, to jesteś dupkiem, którego kocham.

-Co?

-Co, co?

-Powiedziałaś, którego kocham.

-Przesłyszałeś się.

-Nieprawda.Mandy, ty nadal mnie kochasz?Może są dla nas szanse?

-I mówisz to przez telefon jak jakiś tchórz?

-Na żywo nie chcesz mnie widzieć, więc co mi pozostaje?

Fakt.

-Drew!Bardzo dobrze wiesz, że mam popierdolone życie, a teraz chcesz do mnie wrócić?Nie da się poskładać potłuczonego lustra.

-Okej, spotkajmy się jutro za twoją szkołą na boisku.

-Nie.

-Proszę, Mandy.

-Drew, nie!Nie chcę abyś mną manipulował, znowu.Ten rozdział jest dla mnie zamknięty!

-Proszę, chcę tylko porozmawiać.

Wzdycham głęboko i próbuje uspokoić bijące szybko serce.

-O 16 w naszym ulubionym miejscu - rozłączam się.

Wręcz rzucam telefon na komodę i zamykam zeszyt od matematyki.

Dlaczego akurat przypomniał sobie o mnie w tej chwili?Nie odzywał się, miałam święty spokój, a teraz znów powraca.

Już nie wiem co mam myśleć.On tak burzy moje poukładane myśli..

Nie zamierzam mu ulec i do niego wrócić.Nie wraca się do zakończonego rozdziału, do tyłu.Nie warto.Nie chcę znów cierpieć.

On się nie zmienił.Jest taki sam.

Daj mu szanse - szepcze serce.

Nie daj się oszukać, dobrze wiesz, że nic dobrego z tego nie wyjdzie - mówi mózg.

I kogo mam posłuchać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top