Rozdział 29

Tydzień później siedzę na szkolnym korytarzu i czekam na dziewczyny. Akurat, kiedy jestem sama i nie mam ochoty na rozmowę z kimkolwiek, zjawia się koło mnie Mike.

-Hej - uśmiecha się. - Co taka siedzisz? - siada obok mnie.

Spinam się i spoglądam na niego.

-Umm..niby jaka? - próbuje udać głupią.

-Taka nieobecna, bez życia.

-Wyobraź sobie, że tak się właśnie czuję. Nie umiem na sprawdzian z matmy ani na chemię.No po prostu zajebiście! - wyrzucam ręce do góry z frustracją.

-Oj, rzeczywiście masz powód do takiego humoru.

Niech sobie pójdzie.Nie chce mi się z nim gadać.A nie chce być niemiła.

-Masz czas w weekend? - pyta.

-Nie wiem - wzruszam ramionami.

-A kiedy będziesz wiedziała? - zaśmiał się.

Ktoś inny by odpuścił, słysząc mój ton głosu, a on jednak nadal się nie poddaje.

-Też nie wiem.

-Jaka ty jesteś dziwna - kręci głową i śmieje się pod nosem.

-To miał być komplent?Bo ci nie wyszło - prycham.

-Daj znać, kiedy masz czas - wstaje z ławki. - Muszę lecieć na historię.

-Jasne - przewracam oczami.

-Do zobaczenia - macha mi odchodząc, a ja tylko kiwam głową.

Naprawdę jestem taka dziwna? Nie chce być brana za dziwaczne. Chociaż w sumie i tak na pewno o mnie mówią.D z i w n a.

-No halo, co tam? - usłyszałam obok siebie.

Zobaczyłam obok siebie Jenny.

-Do dupy - wzdycham.

-Znowu?

-Tak.

-Może będziesz miała okres? - śmieje się.

-Chyba mam go cały czas - dołączam do niej.

-Teraz się śmiejesz, a zaraz znowu będziesz chciała komuś wpieprzyć.

-To cała ja!

>>>

Drew: Czemu się nie odzywasz?

Nadal nie rozumiem dlaczego nie poszłam na policję.Mogę nadal to zrobić, ale zbyt wygodnie siedzi mi się na ziemi i ogląda filmiki na laptopie z czasów dzieciństwa.

Ja: Bo tak

Drew: Mogę wpaść?

Ja: No na pewno nie

Drew: A jak ładnie poproszę? :3

Ja: Weź spierdalaj ok

Drew: Też Cię kocham <3

Odczytując jego wiadomość moje serce natychmiast przyspiesza swoje bicie.Ugh dlaczego nadal reaguje na te dwa cholerne słowa w ten sposób?Nienawidzę, kiedy tak się dzieje.Nie chcę już nic czuć co związane z nim.Wiem, że się powtarzam, ale kurwa, nie umiem pozbyć się go z mojego życia.Przy nim znowu jestem tą naiwną i zakochaną Mandy.

Ja: Przestań.I nie chce Cię u siebie widzieć.Shawn jest i jak cię zobaczy to skopie ci dupe

Drew: ALE SIĘ GO BOJE OMG

Drew: ZARAZ SIĘ ZESRAM NORMALNIE W GACIE OJOJ

Ja: Mówię serio.

Drew: Już idę do ciebie, maleńka :*

Rzucam telefon na łóżko i odkładam laptopa na biurko.Wychodzę z pokoju i schodzę szybko schodami na dół.Wchodzę do salonu i zastaje Shawna.Dzięki Bogu.

-Drew tu idzie - staje obok niego, a on podnosi na mnie wzrok.

Dziwnie patrzy mi się na niego z góry.Czuję, że mam nad nim władzę.

-Co? - szybko podnosi się w kanapy i góruje nade mną.

-Nie chce się z nim widzieć.Proszę, weź go jakoś wyproś - wypuszczam powietrze.

-Jak to tu idzie? - nadal na jego twarzy widać niedowierzanie.

-No normalnie, jeju.

-Dobra - wzdycha. - Będzie u ciebie na górze?

-Chyba.Nie wiem.

-Chodźmy tam.

-Nie - sprzeciwiam się natychmiast.

Posyła mi spojrzenie pełne irytacji.

-To w takim razie idę sam.

Już słyszę jak wchodzi po schodach, ale szybko idę do niego.Nie chcę żeby się pobili czy coś.

Kiedy wchodzimy do mojego pokoju, nikogo w nim nie ma.No tak, przecież balkon mam zamknięty, więc jak mógłby wejść?

-I co teraz?

-Posiedzimy sobie - uśmiecha się blado i zamyka za sobą drzwi.

Nie mówię nic, tylko siadam przy biurku. Shawn siada na moim łóżku, patrząc w ekran telefonu.

-Chyba dzwoni - spogląda na mnie.

-Niech sobie dzwoni - wzruszam ramieniem.

Po chwili słyszę pukanie do okna.

Z piskiem podskakuje na obrotowym krześle i łapie się za klatkę piersiową.Za szybą słyszę debilny śmiech Drewa.

Posyłam Shawnowi pytające spojrzenie, ale on nadal siedzi na moim łóżku. Jasne, może mam go jeszcze wpuścić do środka?

-Wpuść go - szatyn odzywa się cicho.

-Oszalałeś?Nie chce go tu widzieć, ojciec mnie zabije.

-Jestem tutaj, nic ci się nie stanie - zapewnia.

-No nie wiem - burcze pod nosem i wstaje.

Podchodzę do drzwi balkonowych i otwieram je.Po chwili z ciemności wyłania się mój ex.

-Jak tam, maleńka?

Wystarczy usłyszeć jego głos i już się wie, że jest naćpany albo nachlany.

-Mówiłam, żebyś nie przychodził - syczę.

Drew podchodzi do mnie bliżej, ale ja się cofam, przez co on wchodzi do mojego pokoju.

Od razu zauważa na moim łóżku Shawna.

-O, witam cię chłopczyku w garniturze - parska.

Patrzę na Shawna, który spokojnie siedzi na łóżku i nic sobie z tego nie robi, że mój ex właśnie go obraził.

-Mandy wyraźnie powiedziała, żebyś dał jej spokój.Którego słowa nie zrozumiałeś, co? - warczy i wstaje.

O cholerka, robi się niebezpiecznie.

-Słuchaj, nie będziesz się wtrącał w sprawy moje i Mandy - odszczekuje chłopak obok mnie.

-Właśnie, że będę, bo jestem jej ochroniarzem i mam ją trzymać daleko od takich ćpunów jak ty - Shawn robi krok w stronę Drewa.

-Uważaj na słowa.

-Nie będę się powtarzał.Mam wezwać gliny?

-A co, ciota się bić nie umie? - Drew wyzywająco podnosi do góry rękawy swojej bluzy.

-Nie mam zamiaru zniżać się do twojego poziomu.

Czuję się, jakbym była między młotem, a kowadłem.Dlaczego stoję jak ciołek i nie interweniuje?

-Dobra, Drew.Zjeżdżaj. Bo sama zadzwonię po policję i nie będzie miło jak do tej pory - odzywam się w końcu.

Drew wyciąga do mnie dłoń i podchodzi do mnie bliżej.Spinam się automatycznie i cofam.

-Mandy..nie bądź taka.

-Odejdź - syczę.

Jego ciało jest tak blisko mojego..

Zerkam w stronę Shawna, a on już wie co robić.

Odpycha ode mnie Drewa, a ja szybko uciekam na drugi koniec pokoju.

Wściekły Drew zerka tylko na mojego ochroniarza i rzuca się na niego.

-Boże, Drew!Przestań!

Po chwili Shawn tylko kładzie Drewa na podłodze i uniemożliwia mu jakikolwiek ruch.

-Puść mnie ty pizdo!Nawet, kurwa, bić się nie umiesz!

-Kto tu się bić nie umie - śmieje się szatyn.

-Proszę, wyprowadź go stąd - szepczę tylko w jego stronę, będąc roztrzęsiona.

-Wstań, bezużyteczny człowieku.

-Pierdol się!

Shawn podnosi Drewa z podłogi i wynosi go z mojego pokoju.Przez chwilę słyszę na dole szamotaniny, ale z czasem ucichają.

To nie powinno się wydarzyć.Nie powinnam była go wpuszczać.Nie.

Dopiero teraz do mnie dociera, że moje ręce się trzęsą.

Podchodzę do łóżka i siadam na nim.Próbuje uspokoić oddech.Wdech i wydech.Tylko to.Nie trzeba niczego więcej.

-Wszystko w porządku? - w drzwiach zjawia się szatyn.

Zerkam w jego stronę i od razu zauważam jego rozciętą wargę.

-Matko, co ci się stało? - przerażona podchodzę do niego szybko i dotykam jego ust.

-Kiedy go puściłem na podwórku, szybko się otrząsnął i uderzył mnie.Nic takiego.

-Nic takiego?!Leci ci krew! - mówię spanikowana.

-To tylko warga, spokojnie - parska.

-Poczekaj, pójdę po apteczke - wymijam go i wchodzę do łazienki.

Otwieram szufadkę pod zlewem i szukam wody utlenionej oraz jakiś wacików.

-Nie musisz, naprawdę.

Znów piszczę wystraszona.Odskakuje od umywalki i łapie się kabiny prysznicowej.

Shawn śmieje się tylko cicho, a ja łapie się za łomoczące serce.

-Aż tak się boisz? - uśmiecha się delikatnie, ale potem na jego twarzy widać grymas, spowodowany pewnie bólem rozciętej wargi.

-Nn-nie - jąkam się. - No może trochę.Ale nie ciebie.Nie wiem dlaczego tak zareagowałam.Po prostu zjawiłeś się tak szybko i cicho - mówię szybko. - Pieprze głupoty.

-Aż tak się przejęłaś moją wargą?

-Co?

Już otwiera usta, ale przerywam:

-Tak.

Znów się śmieje.

-Stałaś się taka nerwowa.

Nerwowa?Doobre.

-Nie, wydaje ci się.

-Przecież widzę jak dłonie ci się trzęsą.

Spuszczam wzrok i patrzę na swoje ręce.Rzeczywiście jeszcze się nie uspokoiłam.Tylko pytanie, dlaczego?

-Nie widziałam wcześniej bijącego się mojego byłego z moim ochroniarzem, wiesz.

-My się nie biliśmy - znów parska śmiechem. - W życiu chyba jeszcze nie widziałaś, jak mężczyźni potrafią się bić.

-Nieważne - przewracam oczami. - I tak to był niecodzienny widok - wypuszczam ze świstem powietrze.

Podchodzę do tej szufadki i od razu wzrokiem znajduję wodę utlenioną i waciki.

-Chodź, opatrze ci to.

Wchodzę do pokoju, a Shawn za mną.Zamyka za sobą drzwi i siadał na łóżku.Staję koło niego, a on zadziera głowę do góry, żeby na mnie spojrzeć i żebym lepiej opatrzyła jego wargę.

Nie powiem, przeszedł po moim ciele mały dreszczyk.

-Bawimy się w lekarza? - zaśmiał się znów.

-To cię bawi?Idź się lecz - namaczam wacik wodą utlenioną.

-Nie - odpowiada surowo.

Spoglądam w jego oczy, a potem na usta.Aż proszą, żeby je pocałować.

Ale nie powinnam..

Kurwa, żyje się raz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top