Rozdział 24
Shawn łapie mnie za policzki i pogłębia pocałunek, a ja oplatam ręce na jego szyi.
Ale nagle odrywamy się od siebie słysząc na dole jakiś hałas.
-Kto to? - pytam wystraszona.
Chłopak wstaje z łóżka i idzie na dół.
Z głośnym westchnięciem kładę się na łóżku.
I po raz kolejny zadam sobie to samo pytanie: Po co? Dlaczego ja go pocałowałam?! Co ze mną jest nie tak?
Po jakiś 3 minutach schodzę na dół i zastaje w salonie moją mamę i Shawna. Tak bardzo się cieszę, że nie weszła na górę..
Kamień spadł mi z serca, myślałam, że to ojciec.
Rodzicielka patrzy na mnie i wstaje z kanapy.
-Nie wierzę, że ten pijak znowu pojawił się w naszym domu - mówi.
Przewracam oczami.
-No, ja też nie - mówię sarkastycznie.
-Mandy - karci mnie matka.
Siadam na sofie i zakładam ręce na piersi.Patrzę na Shawna i zauważam na jego twarzy delikatne rumieńce.
-Dlaczego go wpuściłaś?W ogóle czemu on znowu tutaj się pałęta?!
-Nie wiem, mamo - jęcze. - Nie jestem wróżką.
-Wiesz, ty doskonale wszystko wiesz!
-Możesz nie krzyczeć? - spoglądam na nią.
Opiera dłonie na biodrach i nabiera powietrza.
-Shawn będzie teraz pilnował cię całą dobę.
Dębieje.Że, jak, że co?! Ona chyba na głowę upadła.
-Nie - śmieje się. - Nie zrobisz tego.
-Owszem, zrobię.
Zerkam na chłopaka.
-I ty się na to zgodziłeś?! - wrzeszcze.
On tylko wzrusza ramionem, a ja kręce głową z niedowierzania.
-Co, będziesz ze mną spał w jedym łóżku?!Siusiać może też będziemy razem?!
-Mandy!Opanuj się, na Boga! - matka przekrzykuje mnie.
-Nie rozumiem dlaczego ten człowiek ma mnie pilnować przez całe dnie! Jestem wściekła, mamo i mam prawo się wydzierać!
-Ciesz się, że nie ma tu ojca, bo byłoby o wiele gorzej!
Wstaje z kanapy i nabieram gwałtownie powietrza.
-Myślałam, że jak tutaj nie mieszkasz to w ogóle nie będziesz truła mi..
Nie dokańczam, bo dostaje w twarz. Wyszczerzam wzrok i patrzę na wyprowadzoną z równowagi matkę.
Nie spodziewałam się tego. Nigdy nie podnieśli na mnie ręki.
Czuje jak łzy próbują się wydostać na powierzchnię, lecz zamykam oczy aby poczuć swój gniew.
-Dla twojej wiadomości ja nadal jestem twoim rodzicem!
-Gówno prawda! - krzyczę i szybkim krokiem idę na górę.
-Jeszcze z tobą nie skończyłam!
-Ale ja z tobą tak - prycham pod nosem i kiedy wchodzę do drzwi, otwieram je gwałtownie.
Shawn's POV
Po tym jak Mandy wpada do swojego pokoju, jej matka siada zrezygnowana na kanapę.
-Przepraszam cię, Shawnie - mówi, wypuszczając powietrze.
-Nic nie..szkodzi, naprawdę.
-Pewnie nie jesteś przyzwyczajony do takich widoków.
-Proszę się mną nie przejmować - uśmiecham się w jej stronę.
-Ona jest nie do wytrzymania.Ile można cierpieć z powodu jakiegoś małolata?On nie był jej wart.
Otwieram usta aby coś powiedzieć, cokolwiek, ale pani Victoria mnie wyprzedza.
-Po tym wszystkim co przez niego przeszła, nagle zjawia się w naszym domu.Jak, Shawn?!Jak? - patrzy na mnie.
-Ja..nie wiem, może chciał ją przeprosić?
Sam wiem, że to nieprawda.
-Tacy ludzie nie znają znaczenia słowa przepraszam.On znowu chciał namieszać jej w głowie, jak zwykle.
-Nie musi się już pani martwić.Zadbam o nią.
Czy naprawdę chcę spędzać całe dnie z tą wredną i chamską brunetką?To jak tortura..
-Nie chce już więcej słyszeć od kogokolwiek, że ten chłopak się tu zjawił, Shawn.Rozumiemy się?
-Oczywiście - skinam głową.
Kolejny raz tego dnia przechodzę koło tej kawiarenki i gapię się przez szybę, próbując jej odszukać.
Czego ja tak naprawdę tutaj szukam?
Decyduje się wejść do środka i znowu zapytać ją czy ma wolny czas.Czasami czułem się jak idiota..
Podchodzę do pustego stolika i siadam na krześle.Rozglądam się wokoło i wreszcie ją widzę.Jej włosy do ramion koloru brązowego, jej idealnie opinające nogi spodnie i co najważniejsze, jej oczy.Są wyjątkowe, takie żywe, a nawet czasami przerażające.Ich kolor jest taki..prosty, ale w magiczny sposób nieporównywalny z żadnymi innymi oczami.
Kiedy podchodzi do mnie wolnym, pewnym krokiem, uśmiecham się szeroko.
-To znowu ty - wzdycha.
-Tak, to ja - szczerze się. - Masz czas na kino?
Powoli tracę nadzieję w to, że jest wolna.Już nie wiem co myśleć.Chyba z jakieś 5 razy ją prosiłem o jakieś wspólne wyjście na kawę, ciasto lub do kina, ale ona za każdym razem odmawiała.Bała się mnie, czy co..?
-Och, Shawn - śmieje się cicho. - Nic cię nie nauczyły poprzednie lekcje?
Zakłada jedną ręke na biodro i przechyla głowę na bok.
-Właśnie chciałbym się czegoś nauczyć, więc zapraszam cię do kina.
Milczy chwilę, jakby wymyślała kolejną wymówkę.
-Jesteś naprawdę uparty.
-Walczę o swoje.
-Nie jestem rzeczą.
-Nie powiedziałem tego - uśmiecham się.
-Ugh, okej.Przyjdź po mnie po pracy - przewraca oczami.
-Naprawdę? - niemal spadam z krzesła.
-Tak - chichoczę. - Co ci podać?
-Teraz już niczego nie potrzebuję, dziękuje.
Mandy POV
Czuję, że powoli moje życie wysypuje mi się z rąk, jak piasek. Nie umiem nad nim zapanować. Nie umiem dokonać wyboru co do osób i swoich postanowień. Dopiero uczę się życia, a ja czuję, że dawno je już przegrałam.
Dzwonię po raz kolejny do Natalie, ale nie odbiera. Słyszę za to jej zasraną pocztę głosową.
Podchodzę do biurka i grzebię w szafce. Kiedy moje palce znajdują rzecz, którą szukałam moje serce zamiera.
Od dawna tego nie robiłam..ale jestem tak wściekła, że muszę tą złość jakoś wypędzić.
Wyjmuję paczkę papierosów i patrzę na nią. Czuję jak serce bije mi niesamowicie szybko, ale także zaczynam czuć adrenalinę. Tego było mi trzeba. Wychodzę na balkon, ale szybko tego żałuję. Jest strasznie zimno. Wracam się po koc i opatulam nim swoje ciałko. Siadam na leżaku i wciąż gapię się na paczkę papierosów.
Już wyobrażam sobie minę mamy jak przyłapuje mnie na paleniu, albo tatę.Byłaby wojna stulecia, a ja najprawdopodobniej wyprowadziłabym się z domu. Nie wiem gdzie, ale bym to zrobiła.
Ostatnio paliłam po tym jak dowiedziałam się, że Drew wyjechał i nieźle zaczął imprezować.
Czyli jakieś 5 miesięcy temu..Kupe czasu.
Wyciągam z paczki papierosa i zapalniczkę. Wkładam go między wargi i odpalam. Zaciągam się i czuję znajome uczucie w gardle. Odchylam głowę do tyłu i wypuszczam dym. Boże, jakie to niesamowie uczucie znowu zapalić. Brakowało mi tego, bardzo.
Słyszę jak mój telefon w pokoju dzwoni, ale nie idę po niego.Jeżeli to Natalie to niech sobie dzwoni tak jak ja do niej.Zresztą..nic mnie teraz nie interesuje.Jestem tylko ja i zimne powietrze.
Słyszę szelest na dole, więc chowam papierosa i patrzę ostrożnie w dół.
-Jest tam ktoś? - pytam.
Czuję się jak kretynka w horrorze.
-To tylko ja - słyszę cichy śmiech Drewa.
Przewracam oczami i znów zaciągam się fajką.Po chwili chłopak zjawia się koło mnie, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
-Ty palisz?
-No, a co?Nie wolno mi?
-Nie wiedziałem - siada obok mnie, a ja podaje mu papierosa.
-Bo ciebie przy mnie nie było - prycham.
-Fakt.
-Po co przyszedłeś?
-Pogadać, może trochę się pocałować, pobzykać..jak wolisz - szczerzy się do mnie.
-Jasne - przewracam oczami znowu. - Moi rodzice są na mnie wściekli.Na ciebie.
-Przejdzie im - zwraca mi papierosa.
-Chyba dopiero jak umrę.
-Przestań - przybliża się do mnie. - Zimno trochę, nie uważasz?
-Ten koc jest mój i nie wpuszczę cię pod niego - posyłam mu mordercze spojrzenie i zaciągam się.
-Tak myślałem - śmieje się. - A co tam u ciebie w ogóle słychać?
-Jaja sobie robisz? - krztuszę się dymem.
-Nie, dlaczego miałbym robić sobie jaja? - Drew brzmi poważnie, co mnie strasznie drażni.
-Okej - gaszę fajkę i wyrzucam peta. - Po co do mnie przychodzisz?
Chce mieć wszystko postawione na jedną kartę.
-Jak to po co - prycha. - Chciałbym naprawić to co zepsułem.
-Och, nie uważasz, że na to za późno? - pytam kpiąco.
-Może, ale na nic nie jest za późno - puszcza mi oczko.
-Drew - wzdycham. - Nie wrócę do ciebie.
-Dlaczego?
Znowu czuję jak gniew próbuje mną owładnąć.Zaciskam pięści i przymykam powieki.
-Skrzywdziłeś mnie.Bardzo.Nie umiem ci tego wybaczyć.Ani tego zapomnieć.Rozumiesz?
Dotyka mojego ramienia, a ja się spinam.Spoglądam na niego i widzę jak opiera swoją głowę o moje ramię.
-Żałuje, że to wszystko spieprzyłem.Przepraszam.
-Mhm.
-Naprawdę, Mandy.
Robi coś co dosłownie mnie paraliżuje.Jego dłoń ląduje na mojej.O.Mój.Boże.
-Tęskniłem za twoim dotykiem - wyznaje.
Nie daj się na to złapać.Mandy..nie!
-Ja..proszę przestań - wyrywam dłoń i wstaje z leżaka.
Patrzę na niego ze zmarszczonymi brwiami.
-Przepraszam - mówi smutno.
-Idź już.
-Mandy.. - patrzy na mnie i wyciąga do mnie dłoń.
-Drew, nie.Moja matka lada moment może tu wejść, albo Shawn.Idź stąd.
-Shawn?
-Tak, Shawn.
-Aha..ten ochroniarz - kiwa głową. - Nie lubię go.Dupek.
-Nie większy niż ty - przewracam oczami.
-Odezwę się.
Schodzi ostrożnie z balkonu, a ja biorę paczkę z papierosami i wchodzę do pokoju.Chowam z powrotem fajki do szafki.
Czy Drew naprawdę mnie przepraszał?Czy tylko mydli mi oczy?Nie umiem nadal u niego rozróżnić tych dwóch rzeczy..Przy nim robię się taka naiwna..wkurza mnie to.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top