Rozdział 22

Patrzę na wściekłego ojca i nie wiem co mam zrobić. Drew tak samo stoi między moimi nogami jak ciołek i nie rusza się. Ale za to ojciec jakby mógł zabić wzrokiem, już byśmy nie żyli.

-Co tu się dzieje do jasnej cholery?! - wrzeszczy, a Drew odskakuje ode mnie.

Spogląda na mnie, a potem na balkon.

-Ja już będę iść - chłopak odparł.

-Zaczekaj.

Zerkam na ojca, który idzie w naszą stronę.

-Poczekasz tutaj. Na policję.

-Co? - pytam.

Tata patrzy na mnie.

-Słyszałaś - bierze szatyna za rękę. - A ty idziesz ze mną.

Drew wyrywa się i wychodzi szybko na balkon.

-Dzięki, Mandy - mówi i schodzi na dół.

Schodzę z biurka i zamykam drzwi balkonowe. Czuję wzrok taty na swoim ciele.

-Porozmawiamy o tym rano - rzuca i wychodzi z mojego pokoju.

-Niech to szlag! - wrzeszczę i gaszę światło.

Kładę się do łóżka z głośnym westchnięciem.

Po co ja go wpuszczałam? Po co do jasnej cholery?! To wszystko przez moją dolną partię ciała. Jakbym nie otwierała mu okna, nic by się nie stało. Nie musiałabym się rano kłócić z ojcem, nie musiałabym się tłumaczyć. Nic bym nie musiała. A teraz czeka mnie długa i męcząca rozmowa.

W sumie to na co ja liczyłam wpuszczając go? Na szybki numerek? Śmieszne. Jestem nadal taka głupia i naiwna, a myślałam, że nie. Wystarczy jedno jego słowo, a ja już staję się naiwną Mandy. Nienawidzę go za to co robi z moim życiem i uczuciami. Myślałam, że nigdy już go nie zobaczę, a tu jednak niespodzianka.

Tak jak przypuszczałam, rano od razu tata zaczyna temat.

-Co on robił w twoim pokoju?

Siadam przy stole i patrzę na Shawna.

-Nic.

-Odpowiadaj!

Zerkam na ojca.

-Nie mam nic do powiedzenia.

-Masz i to bardzo dużo.

-Okej - krzyżuje swoje ręce na piersiach. - Mogę porozmawiać, ale nie przy nim - wskazuje na chłopaka.

Shawn patrzy na mnie i posyła mi pytające spojrzenie.

-Shawn może zostać.

-W takim razie nic nie powiem - rozsiadam się na krześle.

-Mandy! - wrzeszczy.

-No co?

-Mów co robił tamten narkoman u ciebie w pokoju!

Przewracam oczami.

-Przyszedł tak po prostu - wzruszam ramieniem.

-Taa, i tak po prostu się z nim całowałaś? - pyta z jadem w głosie.

Prycham.

-Jakbym nie wszedł to..

-Przestań! - krzyczę i uderzam pięściami w stół.

Tata patrzy na mnie oszołomiony, a potem na Shawna.

-To moja sprawa co z nim robiłam, okej?!

-Tak za nim płakałaś, a teraz wpychasz mu język do gardła?!

-Nic nie.. - zaczynam.

-Wyzywałaś na niego, byłaś w depresji, a w nocy on robi ci obrzydliwe rzeczy na biurku?!Nie wstyd ci, Mandy?! - wrzeszczy.

Robię się czerwona na twarzy ze złości i z zawstydzenia.

Shawn odchrząkuje i wstaje od stołu.

-Ja może pójdę do ogrodu - mówi i wychodzi.

Patrzę na wściekłego ojca.

-To moje życie - mówię.

-Póki mieszkasz pod tym dachem, będziesz robiła to co ja ci każe.

-Jasne - prycham.

-Powiedz, nie wstyd ci za swoje zachowanie?

-Nic ci do tego.

-Jestem twoim ojcem, a nie kolegą! - wstaje od stołu.

-Ta rozmowa nie ma sensu - także wstaje i idę na górę.

Tata łapie mnie za ręke i ściska mocno.

-Co się dziecko z tobą stało, co?

Patrzę na ręke, a potem na niego.

-Dorosłam.

-Tak nie zachowują się dorośli - zaśmiał się.

-Możesz mnie puścić?

Puszcza mnie.

-Szykuj się na rozmowę tym razem ze strony mamy - mówi, kiedy jestem już w drodze do swojego pokoju.

>>>

Kiedy leżę na łóżku i uczę się na sprawdzian z matematyki, słyszę jak mój telefon dzwoni. Na wyświetlaczu widzę imię Drewa.

-Czego chcesz?

-Wyjdź na balkon.

-Nie.

-Wyjdź.

-Nie rozumiesz słowa, nie?Przeliterować?

-Wyjdź, proszę.

Zrezygnowana wychodzę i nie widzę jego ani nic podejrzanego.

-Spójrz na dół.

Wychylam się i widzę tego durnia.

-Idź stąd kretynie! - krzyczę do niego.

-Najpierw dokończę to, co zaczeliśmy dwa dni temu - podchodzi do rynny i zaczyna się po niej wspinać.

Słyszę głośne pukanie do drzwi mojego pokoju, więc panikuje.Podchodzę do nich i je otwieram.

-Słyszałem krzyki, wszystko w porządku? - pyta szatyn.

-Jasne - śmieje się nerwowo.

-A co robisz?

-Nic, co by cię interesowało - mówię i chcę zamknąć drzwi, ale Shawn mi to uniemożliwia. - Odsuń się.

-Nie - uśmiecha się.

-Mandy?!Gdzie jesteś?! - słyszę Drewa.

Mam przerąbane.

-Kto to? - pyta chłopak przede mną.

-Nikt - syczę.

-Wpuść mnie.

-Nie.

-Tutaj jesteś - słyszę za sobą.

Shawn patrzy zdezorientowany na Drewa, a potem na mnie.

Zamykam szybko drzwi.

-Zwariowałeś?! - krzyczę.

Drew uśmiecha się.

-Nie, ale zaraz mogę.

-Mandy, otwórz!Bo jak nie, to zadzwonię po twojego ojca i nie będzie już tak miło! - wali w drzwi.

Zamykam oczy i ze świstem wypuszczam powietrze.

-Idź stąd!Drew!

On tylko siada na moim łóżku.

-Kurwa, wynoś się! - macham rękami.

-Wpuść go - mówi spokojnym tonem.

-Jak sobie chcesz! - otwieram drzwi, a do pokoju wpada Shawn.

Patrzę na nich i mam ochotę głośno się roześmiać.

-Wynoś się stąd, słyszysz?

Drew wstaje z łóżka i patrzy wyzywająco na Shawna.

-Nie będziesz mówił mi co mam robić.

-Ja nie, ale policja już tak - Shawn uśmiecha się i wyciąga telefon. - Więc, jak?Wyjdziesz dobrowolnie, czy mam zadzwonić na policję?

Drew patrzy na mnie, a potem na chłopaka.

-Jeb się, psie - syczy i wychodzi.

Po chwili Shawn wzdycha i zamyka drzwi balkonowe.

-Po co ci to wszystko, Mandy?

-Nie twój interes.

-Jak chcesz - wychodzi z pokoju.

Muszę to wszystko przerwać, zanim dojdzie do tragedii.

-Shawn! - krzyczę za nim.

Zatrzymuje się na schodach i patrzy na mnie.

-Powiesz mojemu tacie?

-Nie - wzdycha. - Nie wiem.

Chcę coś powiedzieć, ale on mi przerywa.

-Nie chcę po prostu, żeby stała ci się krzywda, Mandy.

-Nic mi nie grozi.

-Nie byłbym tego taki pewien - prycha i schodzi na dół.

I co ja mam teraz zrobić? Nienawidzę znajdować się w takich sytuacjach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top