Rozdział 2
Na dźwięk budzika zrywam się z łóżka i wyłączam go.
-Cholera, dopiero środa - jęcze i idę do toalety.
Po 30 minutach wychodzę i wybieram ubrania, które dziś założę.
Patrzę za okno i zauważam jakieś białe bmw koło bramy.
Wzruszam ramieniem i zaglądam do szafy.
-Mandy, schodź już! - krzyczy tata z dołu.
-Chwila! - poprawiam swoje włosy i patrzę w lusterko. - chyba może być. Jeżeli to będzie jakiś zgred to się zastrzele - wzdycham i wychodzę z pokoju.
Kiedy jestem już na dole, koło drzwi do kuchni, słyszę kawałek rozmowy.
-Będzie musiał pan dużo z nią rozmawiać, to trudna dziewczyna.
Dzięki, tato.
-Spokojnie, dam sobie radę - obcy męski głos odzywa się.
-Tylko niech pan nie pyta ją o przeszłość, to dla niej strasznie bolesne - mówi mama.
-Boże, mamo przestań! - wchodzę do pomieszczenia i patrzę na nią.
Wszyscy odwracają się w moją stronę, a ja spoglądam na niego. Moje brwi podnoszą się w zdziweniu, kiedy go widzę.
Moje serce od dłuższego czasu zabiło szybciej.
-Chodź, zjedz z nami śniadanie - uśmiecha się tata.
Podchodzę do stołu nadal patrząc na niego. On uśmiecha się, a we mnie coś pęka.
Wzdycham i siadam do stołu. Spuszczam wzrok i patrzę na swój pusty talerz.
Znów ten cholerny stan. Pięknie.
-Sałatka czy naleśnik?
-Nic - mówię spod zaciśniętych zębów.
-Mandy, znowu zaczynasz?
-Powinnaś jeść, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.
Patrzę na niego i mrużę oczy.
-Ktoś cię pytał o zdanie? - warczę.
Przez chwilę patrzy na mnie, a potem spogląda na moich rodziców. Oni robią zrezygnowaną minę, a ja przewracam oczami.
Siedzę już w aucie i słucham Adele. Zamykam oczy i znów wyobrażam sobie tą ostanią chwilę, gdzie byłam normalną dziewczyną. Gdzie byłam pełna życia i co chwilę się uśmiechałam. Gdzie chciało mi się żyć.
Po chwili czuję jak samochód się zatrzymuje. Otwieram oczy i patrzę na lusterko wsteczne.
-Już jesteśmy - odwraca się do mnie i uśmiecha.
-Mhm - biorę plecak w dłoń i wysiadam z auta.
-Miłego dnia - po chwili znajduje się koło mnie i zamyka drzwi.
-Powiedziałabym coś chamskiego, ale dla ciebie zrobię wyjątek.
-Nie lubię dziewczyn twojego pokroju - patrzy na mnie.
Unoszę brwi do góry.
-Jakiego niby pokroju?
-Rozkapryszonego.
-Słuchaj - dotykam jego klatki piersiowej palcem wskazującym. - nie będziesz mi tu gadał czego nie lubisz, to jest twój zasrany obowiązek, żeby mnie zawodzić gdzie chce i robić ze mną to co chce. Nie obchodzi mnie twoje zdanie na mój temat. Mam w dupie to co czujesz. Jesteś moim ochroniarzem, a nie kolegą. Mam być dla ciebie wyjątkiem. I dla ciebie jestem Panna Mandy.
No dobra może trochę przesadziłam, ale nie pozwolę sobie tak mówić do siebie. Gość musi wiedzieć z kim ma do czynienia i że tak łatwo ze mną nie będzie.
-A więc, panna - uśmiecha się cwaniacko.
Zaciskam pięści w dłoniach. Po co się tak produkowałam. Ta walka jest przegrana.
-Lekcje kończę o 14, bądź punktualny, bo jak nie to mój ojciec cię wyleje.
-I ty mówisz, że nie jesteś rozkapryszona - prycha.
-Nie jestem - patrzę ostatni raz na niego i odchodzę.
Już wiem, że się nie zaprzyjaźnimy. Arogancki dupek.
W szatni widzę Natalie. Przebieram buty i podchodzę do niej.
-Hej.
-Cześć - uśmiecha się szeroko i przytula mnie. - jak tam?
-Źle - przyznaję szczerze.
-Dlaczego?
-Dostałam zasranego ochorniarza.
Jej twarz nagle rozjaśnia się.
-Kurczę!Wspaniała sprawa!
-Właśnie, że nie - przewracam oczami. Czuję się zirytowana tą sytuacją.
-Czemu?
-Już od samego rana zdenerował mnie jednym zdaniem.
-oh, za szybko się wściekasz. Na pewnie nie powiedział nic strasznego - dźga mnie w ramię.
-Może i tak, ale teraz jak mnie odwiózł powiedział, że jestem rozkapryszona, rozumiesz?Ja i rozkapryszona!
Natalie wybucha śmiechem.
-Człowiek nie wiedział co mówi.
-Dokładnie.
-Aaaa...jaki jest? - rusza znacząco brwiami.
-Nati..
-Oj no weź, opisz go.
-Szczerze? - wzdycham.
-Tak - szczerzy się.
-Jak zobaczyłam go w kuchni to mnie zamurowało. Jest strasznie przystojny. Ma ładne oczy, ale za dużo nos. A jego włosy!Tylko wiesz, wygląd się nie liczy. Jest dupkiem i zawsze dla mnie taki będzie.
Choć w głębi nie czułam tak naprawdę tego co powiedziałam. Chłopak nieco mnie zaintrygował.
-Zawsze?
-Tak, zostaje ponoć na pół roku, ale tato chce go wynająć jeszcze na jakiś czas potem.
-Ale ci zazdroszczę! - piszczy.
-Naprawdę nie masz czego - śmieje się.
-Muszę go poznać - puszcza mi oczko. - jadę dzisiaj z tobą do domu.
-Nie wiem..czy to jest dobry pomysł.
-Dlaczego?
-Rodzice?
-Och, nie przejmuj się - macha ręką i wychodzimy z szatni.
-A co u Jennifer i Sama? - pytam.
Spuszcza głowę.
-Nic.
-Czyli?
-Nic..
-Nati, powiedz - naciskam na przyjaciółkę.
Natalie to taki typ osoby, że sama z siebie dobrowolnie nie powie sekretu. Tylko trzeba to z niej wydusić siłami.
Zatrzymujemy się na korytarzu.Patrzę na nią i wyczekuje odpowiedzi.
-Natalie?
-Sam chyba kogoś ma..
-Jak to? - robię zdziwioną minę.
-Jennifer ma takie podejrzenia.
-Ale dlaczego?
-Bo wczoraj jak do niego zadzwoniła i chciała z nim porozmawiać, słyszała jakąś dziewczynę w tle, która mówiła "Samiś, chodź tutaj".
-Zabije gnoja! - krzyczę i odchodzę od niej.
Biegnę szybko po schodach i idę do sali, w której Sam ma lekcję. Słyszę jak szatynka mnie woła, ale nie zatrzymuje się. Mój gniew jest zbyt potężny, żebym była w stanie się zatrzymać. Ogarnęła mnie furia.
Widzę jak Sam siedzi w ławce, więc podchodzę do niego.
-Ty dupku! - wrzeszczę w jego stronę.
-Mandy?Co ty tu robisz?
-Nie udawaj. Z którą kręcisz, co?! - krzyczę na niego.
Jestem taka wściekła.
-O co ci chodzi? - robi zdezorientowaną minę.
-Mów z kim zdradzasz Jennifer?!
-Ja jej nie zdradzam!
Jaki dupek, jeszcze ma czelność udawać greka!
-Jasne, wyglądam ci na głupią?!Skrzywdziłeś ją! A ja ci tego nie daruje! - rzuczam się na niego, ale moja przyjaciółka interweniuje.
-Co w ciebie wstąpiło!Mandy!
-Jesteś zwykłą szmatą, Sam. Jennifer na ciebie nie zasługuje, spadaj do swojej dziwki! - pluje w jego stronę.
-Jesteś jakaś pojebana! - krzyczy i wychodzi z sali.
-Po co to zrobiłaś? - pyta Natalie.
-A ty chciałaś, tak czekać, aż on z nią zerwie i pójdzie do tamtej?!
-Rozumiem, że nie trawisz płci męskiej, po tym co zrobił ci Drew, ale nie każdy musi być taki jak on! Może to była koleżanka, albo kuzynka?! Zbyt szybko zainterweniowałaś!
Gdy wypowiada jego imię, łzy wypływają z moich oczu. Wypowiedzenie jego imienia w tej chwili mnie zabiło.
-Mandy..
-Zostaw mnie - szlocham i ochodzę od niej.
Biorę w pośpiechu kurtkę oraz buty i wychodzę ze szkoły. Nie dałabym rady dzisiaj w niej być. Wiem, że rodzice będą zdenerwowani, ale muszą mnie zrozumieć.
Wyciągam telefon z kieszeni od spodni i chce zadzwonić do tego ochroniarza, ale zapomniałam, że nie mam jego numeru telefonu..cóż, pójdę na nogach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top