Rozdział 18
Siedzę na ławce i czekam na mojego chłopaka, z którym umówiłam się do kina.Trochę się spóźnia, co mnie niepokoi.
Kiedy nareszcie go widzę, uśmiech wkrada mi się na twarz.
-Spóźniłeś się - wypominam mu.
Patrzy na mnie i siada obok.
Od razu wyczuwam alkohol.
-Piłeś?
Wzrusza ramieniem i wzdycha.
-Drew!
-Tak - burczy.
-Ile?!
-Możesz się nie wydzierać? - przewraca oczami.
-Nie, nie mogę! - krzyczę jeszcze głośniej. - Ile razy mówiłeś, że już nie będziesz pił?! - wstaje z ławki i patrzę na niego.
-Potrafisz tylko zrzędzić.
-Że, co?! - krzyżuje ręce na piersiach.
-Kurwa, wkurwiasz mnie na maksa, laska, wiesz?!
-I vice versa! - odchodzę.
Ten dzień miał być nasz.Mieliśmy go spędzić we dwoje, w kinie, a następnie w jakieś knajpce.Ale widać, co jest dla niego ważniejsze od dziewczyny.
-Słuchasz mnie chociaż?
Potrząsam głową i patrzę na Natalie.
-Mhm - skinam głową.
-Jasne - parska. - To o czym mówiłam?
Przewracam oczami.
-Okej, nie słuchałam.
-Świetnie - wyrzuca swoje ręce w powietrze. - O czym myślałaś?
-O niczym ważnym.
-Mandy..
-Serio - wstaje z ławki. - Sorry, ale chciałabym zostać sama.Muszę iść do łazienki - odchodzę.
Zostawiam ją zdezorientowaną.
Od spotkania z Drewem na moim balkonie minął tydzień.Zaczyna się powoli zima, robi się coraz zimniej.
Przyłapuje się na tym, że coraz częściej wspominam wszystkie rzeczy, które robiłam z Drewem.A tak nie powinno być.
Zauważyłam również, że zaczęło mnie do niego ciągnąć, a tak szczególnie już nie powinno być.Pomimo tego co mi zrobił, ja o nim myślę...
-Mandy?Gdzie idziesz?Gdzie Natalie? - pyta Jenny, która idzie naprzeciwko mnie.
-Została na korytarzu.
-Coś się stało?Wyglądasz jakoś dziwnie - pyta zaniepokojona.
Nie chciałabyś wiedzieć o czym myślę.
-Nie, wszystko w porządku - wymuszam uśmiech.
-Muszę ci uwierzyć..ale jakbyś miała problem, to wiesz, że możesz nam powiedzieć, tak?
-Jasne.
-Okej, więc pędze do Nati.
Odchodzi, a ja wzdycham przeciągle.
>>>
Podczas, gdy siedzę na kanapie w salonie i oglądam serial, czuję na sobie wzrok Shawna. Strasznie mnie to denerwuje.
Spoglądam na niego i widzę jak robi coś na swoim telefonie.
-Chciałaś coś? - pyta, patrząc na mnie.
-Nie - odwracam wzrok.
Znów skupiam się na serialu, ale nagle wypalam:
-Jedźmy gdzieś.
-Co powiedziałaś? - pyta zdziwiony.
-Żebyśmy..eee..gdzieś jechali.
Zerkam na niego i widzę uśmiech widniejący na jego twarzy.
-Mówisz serio?
-Tak.
-Okej, to..nie wiem, może.. - przerywa. - Pójdziesz się przebrać?
-Po co? - prycham.
-Dowiesz się później.
-No okej.. - wstaje z kanapy i udaje się do schodów. - Ale nie wywieziesz mnie do lasu?
Shawn wybucha śmiechem, a ja zagryzam wargę.
-Nie - parska. - Jestem twoim ochroniarzem, a nie gwałcicielem ani zabójcą.
Unoszę jeden kącik ust i idę na górę się przebrać.Chociaż nawet nie wiem dlaczego mój strój, składający się z szortów i bluzki z krótkimi rękawami mu się nie podoba.
Po 10 minutach schodzę na dół i widzę już chłopaka stojącego przy drzwiach.
-Gotowa? - pyta.
-Tak.Czy leginsy mogą być? - wskazuję na swoje nogi.
Schodzi wzrokiem na moje długie nogi i rozszerza swoje oczy.Potem patrzy w moje oczy, a ja widzę w nich zakłopotanie.
-Jj-jasne - jąka się i otwiera drzwi. - Damy mają..pierwszeństwo - uśmiecha się.
Parskam i wychodzę z domu.
Kiedy już jesteśmy w aucie, zauważam jakiegoś bardzo znajomego chłopaka kierującego się do mojego domu.Postura jest mi bardzo znajoma, ale nie mogę sobie skojarzyć kto to taki..
-Co jest? - pyta Shawn.
-Nie, nic - odwracam wzrok od szyby i patrzę na szatyna.
Shawn odpala auto, a ja nagle dostaje przebłysku i dochodzi do mnie, że to Drew.
-Stój - mówię.
-O co chodzi? - rusza.
-Powiedziałam, stój! - krzyczę, a Shawn zatrzymuje się.
Drew zatrzymuje się niedaleko mojego domu i widać, że obserwuje okna.
-Co się stało?
Nie odpowiedam, tylko pokazuje mu żeby wyłączył Silnik. Robi to, a ja wciąż przypatruje się mojemu byłemu.
-Co ty odstawiasz? - pyta Shawn z irytacją w głosie.
-Zamknij się - warczę.
Drew nagle znika.Nie ma go.Normalnie rozpłynął się czy co?
Wypuszczam powietrze ze świstem i zamykam oczy.Opieram głowę o fotel.
-Mandy..
-Możesz już jechać.
Znów odpala auto i rusza spod domu.
-Powiesz mi co się stało?
Spoglądam na niego.Walczę ze sobą.Powiedzieć mu, czy nie.
-Nieważne.
-Ważne - naciska.
-Shawn..
-Mandy, proszę - zerka na mnie i widać w jego oczach niepokój.
Wzdycham i poddaje się.Chociaż raz będę uczciwa i fair wobec niego.
-Ktoś tam był - mówię cicho.
-Kto?
Odwracam wzrok od niego i opieram głowę o szybę.
-Nikt ważny - kręce głową.
-Znasz tę osobę?
-Tak.
-Czy to był..
-To był mój były - przerywam mu.
Czuję jak moje serce galopuje.
-Hm, a..dlaczego..
-Proszę, nie pytaj już o nic - spoglądam na niego błagalnie.
-Dobrze - skina głową i włącza radio.
Jestem wdzięczna i mam nadzieję, że nie odezwie się ani słowem.
Po 30 minutach dojeżdżamy pod jakiś opuszczony teren.
-Poczekaj tutaj.
Shawn wychodzi z samochodu, a ja się wzdrygam.Zaczyna się robić ciemno, a on wywiózł mnie niewiadomo gdzie.
Słyszę jak chłopak otwiera bagażnik, więc patrzę w lusterko wsteczne.
Po chwili widzę jak szatyn zdejmuje swój garnitur, a następnie odpina guziki od białej koszuli. Otwieram szerzej oczy, bo kompletnie nie wiem co jest grane.
Ale potem widzę jego umięśnioną klatkę piersiową i bicepsy. Odwracam wzrok i padam na fotel. Co to do diabła...Muszę przyznać, że to co zobaczyłam..podobało mi się. Nie wiedziałam, że Shawn aż tak dobrze wygląda.
Czuję jak moje polika pieką, więc łapie się za nie. Boże, ten widok absurdalnie mnie zawstydził. Czułam się tak tylko przy Drewie..
Nagle Shawn otwiera drzwi z mojej strony, a ja wydaje z siebie pisk.
-Spokojnie, to tylko ja - śmieje się.
Patrzę na niego groźnie i łapie się za serce, które bije niesamowicie szybko.
-Zrobiłeś to specjalnie - wychodzę z auta.
-Ależ skąd - szczerzy się.
Patrzę na jego strój. Widocznie się przebierał, bo teraz ma na sobie zwykłą niebieską koszulkę, bluzę i jeansy.
-Co tutaj robimy? - pytam.
Shawn idzie do bagażnika, a po chwili wyciąga z niego deskorolkę.
-Gdzie chcesz nią jeździć?
-Zaraz ci pokażę.
Podchodzi do auta i zamyka je, a następnie każe mi iść za sobą.Idziemy przez chwilę w ciszy, bo czuję się niezręcznie.
-Widziałem jak mnie podglądywałaś - mówi.
Nie mówię nic, bo czuję się zawstydzona.
-Nic nie powiesz? - śmieje się.
-A co, mam ci powiedzieć, że na tamten widok się zaczerwieniłam? - prychnęłam.
Shawn odchrząkuje i zatrzymuje się przy jakieś bramie.Ewidentnie znajduję się na niej zakaz wchodzenia.
-Serio? - jęczy zirytowany. - Kiedy byłem tu ostatnio, nic takiego nie było - tłumaczy.
Nagle chłopak wspina się po bramie, a ja patrzę oszołomiona na to wszystko.Po chwili zjawia się po drugiej stronie.
-Idziesz?
-Chyba w twoich snach - zakładam ręce na piersi.
-Chodź, pomogę ci.
-Nie umiem.
-Pomogę ci - uśmiecha się.
-Boję się - podchodzę do ogrodzenia i próbuje na nie wejść.
Kiedy jestem już na szczycie bramy i muszę wziąć jedną nogę na drugą stronę, czuję wielki strach.
-Shawn, nie dam rady! - piszczę.
-Spokojnie, daj drugą nogę i zejdziesz.
-Shawn! - krzyczę.
Po chwili widzę go obok siebie.
-Tutaj daj drugą nogę, spróbuj.
Daję ostrożnie nogę tam gdzie pokazuje, a potem schodzę na dół.
-Kiedyś cię zabiję - mówię ze śmiechem.
-Och, nie - łapie się za serce i udaje, że zostaje postrzelony.
-Umm..chyba czegoś zapomnieliśmy.
Pokazuję palcem na deskorolke, która jest po drugiej stronie.
-Jasna cholera.
Chłopak znów wspina się na ogrodzenie, a ja robię mu przy okazji parę fotek.
-Ej, nie rób mi zdjęć - oburza się, będąc już po tamtej stronie.
Ja tylko wybucham śmiechem.
-Złapiesz ją?
-Pewnie.
Rzuca mi deskorolkę, a ja łapie ją.Oglądam jego własność i zauważam jego autograf.Och, jakie to dziecinne.
-Podpisałeś swoją deskorolkę?
Zjawia się obok mnie.
-Tak.
-Po co?
-Żeby w razie zguby, wiedzieli do kogo należała.
Skinam głową i oddaje mu ją.
-To..co teraz?
-Idziemy jeździć - szczerzy się i rusza, a ja idę za nim.
-Ale jest tylko jedna deska - mamroczę.
-I co? - zerka na mnie przez ramię.
-Ach, ty będziesz jeździł, tak?
-Można tak powiedzieć.
Nie wiem dlaczego, ale czuję podstęp.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top