#13

Biegła już na bosaka.
Piasek był mokry i twardy, więc łatwiej było się od niego odbijać.
Po lewej stronie było morze, a po prawej klif wznoszący się na około 20 metrów.
Nie było szans żeby Oceania dała radę się tamtędy wspiąć.
Jednak na samym końcu plaży znajdowały się schody prowadzące na górę, do malutkiego, opuszczonego ryneczku turystycznego.

Usłyszała przeraźliwy krzyk.

To ON.

Jednak biega szybciej niż Oceania przypuszczała...
Mimo własnej woli odwróciła się by spojrzeć w jego stronę.

Był już naprawdę niebezpiecznie blisko...
Nagle po stronie gdzie znajdował się klif, zobaczyła małe wgłębienie...
Wyglądało to jak malutka jaskinia. Nie zastanawiając się długo skręciła w tamtą stronę i weszła między dwie ścianki klifu.

Jak zaczarowana, zaczęła grzebać w piasku i próbować stworzyć z niego jakiś mur.
Już w ogóle nie patrzyła w JEGO stronę. Była spokojna i opanowana. Bez pośpiechu wygładzała ręką piaskowe ścianki by ładnie wyglądały.

Jednak to nie trwało długo.
Już po kilku sekundach obudziła się z tego transu i pierwsze co zrobiła to spojrzała w JEGO stronę. Był już tak blisko, że nie miała szans na ucieczkę.
Z desperacją w oczach zaczęła zbierać kamyki i rzucać w jego stronę.

Jednak jej rączki były chude, drobne i blade jak u porcelanowej laleczki.
Laleczki, która tak dużo przeszła, że jej rączki są brudne i okaleczone.

Kamyki GO nie dosięgały.
Spadały tylko na pięć metrów przed dziewczynką.

A on był coraz bliżej...

Dziewczynka cofała się coraz głębiej w jaskinię...

A on był coraz bliżej...

W końcu dziewczynka, pod swoimi okaleczonymi paluszkami, poczuła zimną i szorstką strukturę skały.

To koniec.

Już nie ma ucieczki.

A on był coraz bliżej...

JEGO postać była coraz większa, aż w końcu nie widziała jego twarzy, bo był już w tej ciemnej części.

W jaskini.

Oceania widziała już tylko zbliżające się ręce...

W ostatniej chwili przykucnęła i podpełzła pod jego nogami. Szybko wstała i pobiegła czym prędzej przed siebie.

Teraz już nie ma czasu ma odwracanie się...

Po przebiegnięciu dwudziestu metrów zaczęła wbiegać po schodach prowadzących do centrum opuszczonego miasteczka.

Schody były z betonu i w dodatku bardzo stare. Małe odłamki kamienia wbijały się w  stopy dziewczynki nacinając skórę.

Wreszcie dotarła na sam szczyt i skręciła w pierwszą uliczkę w prawo. Minęła wszystkie sklepy i budki z lodami. Aż dziwne, że jest to teraz opuszczone miasteczko i nie ma żywej duszy...

Stopy tak bardzo bolały...
W końcu Oceania usiadła na środku drogi i spróbowała wyciągnąć ostre kamyki wbijające się w jej nogi.

... i wystarczyła ta chwila nieuwagi...

Nagle usłyszała za sobą szybkie kroki i ciężki oddech..

Dogonił ją...

Czym prędzej wstała i skręciła w pierwszą uliczkę. Weszła do jakiejś starej, opuszczonej biblioteki i schowała się za najdalszą półką z książkami.

Nagle usłyszała przerażający krzyk.

To ON.

Usłyszała trześnięcie na wpół wyłamanymi już drzwiami i niespokojne kroki.

Wstrzymała oddech.

Słyszała jak przeszukuje całą bibliotekę rozrzucając książki we wszystkie strony. Wydawał przy tym przerażające krzyki i dźwięki...

Zachowywał się jak zwierzę...

Oceania poczuła JEGO oddech. Był tuż za nią...

Oceania zamarła.
Wstrzymała oddech.

Odszedł.
Nie zauważył jej.

Ze złością opuścił bibliotekę i poszedł jej szukać dalej.

Oceania odczekała aż oddali się na wystarczającą odległość i odetchnęła głęboko.

Poczekała jeszcze chwilę i najciszej jak tylko potrafiła, wymknęła się przez okno.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top