#12
Już jest ciemno...
Oceania leżała zwinięta w śpiworze i jedną ręką głaskała Lilu...
***
,, ...czas na obiadek...
Oceania podniosła klatkę i szybkim ruchem złapała stworzenie. Już kładła ręce na jego drobniutkiej szyjce, gdy ich spojrzenia się spotkały...
Te oczy...
Nie było w nich strachu...
Tylko smutek, sam smutek... "
- Kocham cię - szepnęła do jego uszka i zamknęła oczka.
***
Ranek był chłodny, ale słoneczny.
Dziewczynka rozejrzała się zaniepokojona. Nigdzie nie było widać jej pupila...
Oceania szybko zeszła na dół i na całe szczęście go ujrzała. Siedział sobie spokojnie na polance i skubał trawkę. Dziewczynka przykucnęła przy nim i pogłaskała po jego szorstkim, brudnym futerku.
-Chyba trzeba cię umyć... - powiedziała z uśmiechem na twarzy...
Pierwszym uśmiechem od kiedy jej mamusia umarła.
Wzięła Lilu w swoje rączki i poszła w stronę strumyczka, który niedawno znalazła.
Zbliżając się zauważyła ruch pod drzewem, który znajdował się po drugiej stronie. Leżało tam coś co wyglądało jak worek.
Po zrobieniu kilku kroków dziewczynka stwierdziła, że to człowiek!
Pierwszą jej myślą była ucieczka, ale w tym niewyraźnym punkcie, który najprawdopodobniej był człowiekiem, było coś przyciągającego...
Oceanię dzieliło już tylko pięć metrów.
I nagle rozpoznała w tym człowieku twarz swojego ojca!
-Tatusiu... - szepnęła tylko i podeszła do niego.
Złapała go za ramię i zaczęła lekko nim szturchać.
-Tatusiu to ja, Oceania... - powiedziała i już chciała się do niego przytulić, gdy nagle otworzył oczy.
Na początku były pełne niezrozumienia i nieświadome otaczającego go świata.
Gdy w końcu zrozumiał kogo ma przed sobą, spiął się i od razu zmienił wyraz twarzy. Zmarszczył czoło, jego oczy stały się jakby nieobecne i obłąkane, a jego usta wykrzywiły się w niemym bólu.
Oceania nie poznawała tatusia.
Ten obcy już człowiek wstał i podniósł rękę...
Dziewczynka nie mogła się ruszyć.
Z całej siły zamachnął się i powalił dziewczynkę na ziemię, trzy metry dalej.
-Zabiję Cię... - wysyczał przez zęby ledwo słyszalnym głosem.
Ale Oceania usłyszała...
Wszystko bolało, w głowie szumiało, z policzka, czoła i prawego przedramienia leciała krew i prawa stopa była dziwnie przekrzywiona.
Po policzkach lały się łzy i cała dusza pękała z rozpaczy...
Ale teraz nie ma na to czasu...
Dziewczynka wstała i kuśtykając zaczęła kierować się w stronę plaży.
Tam będzie ratunek...
Mężczyzna nie miał zamiaru odpuścić, lecz widać było, że był wygłodzony, niewyspany i również miał jakiś problem z nogą.
On nie jest moim tatusiem...
Nareszcie wybiegła z lasu.
..biegła i biegła, ale końca plaży nadal nie było widać, a jej brakowało już sił.
Jej sukienka była brudna i poszarpana...
Odwróciła się mając nadzieję, że nikogo tam nie zobaczy...
Ale był.
Był i zbliżał się do niej. Był coraz bliżej...
Dziewczynka schyliła się i zaczęła zbierać kamyki. Jej rączki były drobniutkie i blade, jak u porcelanowej laleczki. Lecz nie dało się tego zauważyć, bowiem miała je zaniedbane. Były całe brudne i okaleczone.
Wstała i zaczęła rzucać w niego kamieniami. Jej rączki były krótkie i słabe, więc kamyki go nie dosięgały.
...A on był coraz bliżej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top