zusammenbruch
część pierwsza - u p a d e k
2 grudnia 2018, Nizhny Tagił
Dramat Niemieckiego skoczka!
Podczas dzisiejszego konkursu Pucharu Świata w skokach narciarskich, doszło do bardzo nieprzyjemnego zdarzenia. Niemiecki skoczek, Andreas Wellinger, doznał bardzo nieprzyjemnego upadku. Skocznię opuścił nieprzytomny na noszach. Bardzo prawdopodobne jest to, że doznał kilku poważnych urazów głowy, ponieważ uderzył nią o zeskok kilkukrotnie. Skoczek został przetransportowany do szpitala, gdzie w ciągu najbliższych kilku godzin przejdzie szczegółowe badania. Niebawem powinniśmy poznać dokładne ich wyniki, o których będziemy informować państwa na bieżąco.
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Konkurs w Nizhnym Tagile miał być tym d o b r y m, tym na przełamanie, którego - mimo pojedynczych, dobrych rezultatów - tak bardzo potrzebowaliśmy. I na początku, ta wizja spełniała się w pewnym sensie. Dobre rezultaty w pierwszej serii, wspaniałe humory i najzwyklejsza nadzieja na polepszenie wyniku w drugiej serii sprawiały, że w tym rosyjskim mieście czuliśmy się naprawdę dobrze. Niestety, te marzenia ostatecznie się nie spełniły.
Gdy tylko rozpoczęła się kolejna część rywalizacji, warunki znacznie się pogorszyły. Wiatr szalał, a kilkoro naszych przyjaciół musiało opuszczać belkę wielokrotnie. Aż przypomniał mi się ten pamiętny konkurs w Pjongczang, na normalnej skoczni. Jedynie twój drugi skok nie pasował do tej wizji.
Tego dnia, skok finałowy oddawałem po tobie. Jakimś cudem, oddałem naprawdę dobry, pierwszy skok, co skutkowało tym, że w tej kolejce startowałem prawie na końcu, oraz to, że twój skok musiałem oglądać z góry.
I to była n a j g o r s z a, możliwa rzecz.
Na początku twój lot wyglądał idealnie. Nienaganne wyjście z progu, posągowa sylwetka i perfekcyjna wysokość zapowiadały naprawdę długi i wysoko punktowany skok. Jeszcze tylko przejście do lądowania i... No właśnie.
To był ten moment, gdy wydawało się, że już nic nie może pójść źle...
...A jednak.
Mocny podmuch bocznego wiatru sprawił, że całe twoje skupienie na skoku przestało istnieć. Zacząłeś się miotać, a potem? Po prostu runąłeś na twardy i zimny beton. Ten upadek wyglądał naprawdę okropnie, a ja bardzo się przestraszyłem. Jednak apogeum mojego przerażenia, osiągnąłem w momencie gdy twoje bezwładne ciało zaczęło powoli zjeżdżać i zostawiać krwawe ślady na śniegu by chwilę później zatrzymać się na samym środku zeskoku. Zapadła cisza. W tamtym momencie bardzo chciałem do ciebie podbiec i sprawdzić czy w ogóle ż y j e s z. Chciałem być po prostu pewny, że cię nie straciłem.
Po pewnym czasie zauważyłem, że zostałeś zniesiony na noszach. Domyśliłem się, że teraz trafisz do karetki i ratownicy postarają się jak najszybciej przetransportować cię do szpitala, ale wciąż nie wiedziałem co i jak. Dlatego musiałem czekać. Zarówno na moją kolej w drugiej serii jak i na jakiekolwiek wieści o twoim stanie zdrowia.
Mimo że powinienem skupić się na swoim skoku, to wciąż myślałem o t o b i e. No cóż - efekty tego braku skupienia były widoczne praktycznie od razu.
Wylądowałem naprawdę blisko. Nawet nie wiem czy doleciałem do setnego metra. Skutkiem tego był mój spadek o siedemnaście miejsc. Było to oczywiście nie małym zdziwieniem - przecież nie często spada się z ósmej na dwudziestą piątą pozycję, jednak wydaje mi się, że wszyscy zrozumieli. Bardzo wiele osób w końcu wiedziało jak bardzo mocno się przyjaźnimy.
Tylko szkoda, że nie znali całej prawdy.
Gdy tylko udało mi się zniknąć z pola widzenia kamer, szybko podbiegłem do naszego serwismena - Eliasa, by wybłagać go o podwózkę do szpitala. Oczywiście, że się zgodził. Musiał tylko poinformować trenera, że jedziemy do ciebie, dlatego ja zyskałem kilka minut na przebranie się. W szatni panowała grobowa atmosfera - w sumie jak po każdym upadku kogoś z naszej kadry, jednak dzisiaj było troszkę inaczej. Pierwszy raz nie było cię tutaj i nikt nie próbował nas pocieszyć lub rozbawić - w końcu to była twoja robota. Aczkolwiek nie mogłem się teraz tym przejmować. Nie teraz, kiedy prawdopodobnie walczysz o życie w szpitalnej sali, a mnie przy tobie nie ma. Dlatego szybko zabrałem wszystkie swoje rzeczy, oprócz sprzętu, i poprosiłem Richarda by zabrał go za mnie. Jak mogłem się spodziewać - zgodził się, nie robiąc mi żadnych problemów. Freitag był właśnie taką typową, dobrą duszą naszego zespołu. Potrzebujesz czegokolwiek? On wróci z tym za kilkanaście minut przepraszając jeszcze, że musiałeś tyle czekać. Zawsze można było na niego liczyć.
Gdy udało mi się ogarnąć, prędko wpakowałem się do samochodu Eliasa, którego widziałem jak biegnie w oddali. Chwilę później, cały zdyszany oznajmił mi, że żyjesz, ale wciąż jesteś nieprzytomny a lekarze podejrzewają jakiś poważniejszy uraz głowy.
Mimo wszystko nie przejmowało mnie to. Najważniejszą informacją było to, że ż y j e s z, a z resztą przeciwności poradzimy sobie później. Aczkolwiek miałem nadzieję, że wszystko będzie w jak najlepszym p o r z ą d k u i bardzo szybko wrócisz do skakania.
Szkoda, że jednak tak nie było.
Droga nie zajęła nam dużo czasu. Skocznia była w odległości jakichś dwóch kilometrów od szpitala, dlatego była umiejscowiona idealnie. Co prawda, zawsze śmialiśmy się, że to Bergisel ma najlepsze położenie - w końcu pod samym obiektem znajduje się cmentarz - lecz tym razem nawet na samo wspomnienie tych wesołych chwil, się nie uśmiechnąłem. Byłem zbyt pochłonięty myśleniem o t o b i e.
Wychodząc z samochodu, bardzo mocno podziękowałem mężczyźnie, który rzucił mi jeszcze szybko, że znajdujesz się aktualnie na OIOMie i nie wiadomo czy w ogóle wpuszczą mnie na oddział, ale no cóż - warto próbować tak?
Przekroczyłem szklane drzwi szpitala i od razu skierowałem do tablicy informacyjnej. Te wszystkie dziwne, rosyjskie literki utrudniały mi odnalezienie prawidłowego kierunku, jednak jakimś cudem mi się udało.
Oddział Intensywnej Terapii znajdował się na trzecim piętrze, więc pobiegłem tam po schodach. Gdy dotarłem do mojego celu napotkałem kolejne szklane drzwi, a obok nich recepcję. Siedziała w niej pielęgniarka, która wyglądała na miłą osobę i jak się później okazało - taka też była. Chwilę z nią porozmawiałem i wytłumaczyłem jej całą sytuację, więc wpuściła mnie do środka. Co prawda, nie pozwoliła mi wejść do twojej sali - co było jak najbardziej zrozumiałe, jednak powiedziała, że mogę siedzieć na korytarzu pod nią, tak długo jak tylko mi się zachce. Tyle naprawdę mi wystarczyło. Chciałem tylko cię obserwować i być pewnym, że jesteś tu i oddychasz, a przy okazji jakkolwiek cię wspierać.
Usiadłem na twardym krzesełku. Zza szyby widziałem twoje łóżko, a także samego ciebie podpiętego do miliona kabelków. Wyglądałeś jak śpiący anioł. Nawet pomimo wielu ran na twarzy, których doznałeś przy tych kilkukrotnych uderzeniach o ziemię. Mimo wszystko byłeś cudowny - a ja cieszyłem się, że cię nie straciłem.
Starałem się być naprawdę spokojnym, chociaż w środku kuliłem się z nerwów. Jednak to, że mogłem cię zobaczyć w jakiś sposób mnie uspokajało. Wiedziałem też, że dzisiaj raczej już niczego się nie dowiem - w końcu była to niedziela wieczór. Dlatego jedynym rozwiązaniem było czekanie.
Więc czekałem.
A piękne, nocne niebo, nie zwiastowało w żaden sposób tego co miało niedługo nastąpić.
------------
witam was w pierwszym rozdziale tego opowiadania! mam nadzieję, że komuś się spodoba hah
dobrej nocy / miłego dnia - w zależności o której to czytacie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top