Rozdział pierwszy
Rozdział pierwszy
|Jane|
Dlaczego oni muszą być tacy denerwujący!?
✧══════•❁❀❁•══════✧
- Tak sobie myślę, że pora na postój. - stwierdził Carlos. Przymknęłam oczy zdenerwowana. Od godziny, na zmianę z Dennisem, proponowali postój. Nie wiem, czy chcieli mnie wkurzyć, czy po prostu już naprawdę musieli odpocząć.
- Mówiłam przecież, że zatrzymamy się dopiero wieczorem. - powiedziałam po chwili, otwierając oczy.
- Ale przecież jest już wieczór. - powiedział Dennis. Spojrzałam na niebo i ponad drzewami dostrzegłam słońce, które znajdowało się godzinę, może dwie, po południu. Prychnęłam. Oni chyba naprawdę chcieli mnie doprowadzić do szału.
- Jest dopiero po południu. Zatrzymamy się za dwie, trzy godziny. - oznajmiłam, po czym znów ruszyłam leśną ścieżką.
- Jane, no proszę. Czemu nie możemy się zatrzymać? - usłyszałam po chwili głos Carlosa.
- Bo zatrzymywaliśmy się odrobinę przed południem. - powiedziałam, siląc się na spokojny ton, i odwróciłam się w stronę moich braci. Oboje mieli na twarzach te same uśmiechy, które codziennie doprowadzały mnie do szału.
- No i co z tego? Im częściej robi się przerwy, tym więcej ma się energii. - oznajmił Dennis. Przewróciłam oczami. Znowu to samo.
- Ile razy mam powtarzać? Jeśli chcemy dotrzeć do Elvérin przed pełnią księżyca, musimy iść prawie cały dzień. - wytłumaczyłam im po raz kolejny tego dnia.
- No tak, ale pełnia będzie dopiero za dwa dni, więc zdążymy.
- Ale musimy tam być przed pełnią. - powiedziałam, kładąc szczególny nacisk na słowo „przed".
- No niech ci już będzie. Chodźmy już. · powiedział Carlos. Uśmiechnęłam się lekko, zadowolona, że wreszcie mnie posłuchali.
Odwróciłam się i ruszyłam wydeptaną leśną ścieżką w stronę piętrzących się nad lasem gór.
•| ⊱✿⊰ |•
Po paru godzinach marszu przez las, doszliśmy do małej polany, porośniętej dookoła krzakami dzikiej róży. Zaczęło się już ściemniać, więc postanowiliśmy zatrzymać się tutaj na nocleg.
Carlos i Dennis od razu rzucili swoje plecaki na ziemię, wyjęli z nich wodę i prawie od razu wypili całą.
- Jeśli nie będziecie mieć wody, to albo będziecie szukać potoku albo nie będziecie nic pić. - oznajmiłam. Chłopcy przewrócili oczami i zgodnie pokiwali głowami na znak, że o tym wiedzą.
Zdjęłam torbę z ramienia i położyłam ją obok braci. Rozejrzałam się po okolicy i stwierdziłam, że do Elvérin dzieli nas dzień, góra dwa, drogi. Westchnęłam, po czym usiadłam pod drzewem. Wyjęłam z kieszeni bluzki list i go rozłożyłam. Był to list od mojej mamy. Dostałam go, gdy Carlos i Dennis skończyli szesnaście lat. Nasza matka zmarła, gdy miałam trzynaście lat, a moi bracia jedenaście, a taty nigdy nie poznaliśmy, więc od tego czasu wychowywała nas babcia. Była dla nas bardzo miła i dawała nam wszystko, czego zapragnęliśmy, ale prawie w ogóle nie miała dla nas czasu.
Za każdym razem, gdy pytaliśmy o tatę, mama oznajmiała tylko:
- Dowiecie się w swoim czasie.
Tak więc nic nie wiedzieliśmy o ojcu, oprócz tego, że był naszym tatą. Ale dwa miesiące temu wszystko się zmieniło. Na parę dni przed urodzinami Carlosa i Dennisa nasza babcia gdzieś zniknęła. Bardzo często nie było jej już wcześniej w domu, ale zawsze zostawiała wiadomość, gdzie idzie i kiedy wróci. A teraz zniknęła bez śladu. Szukała ją policja, ale bez skutku. Musieliśmy wtedy obchodzić urodziny we własnym towarzystwie.
A zaginięcie babci było tylko początkiem dziwnych zdarzeń.
Kiedy Dennis i Carlos zdmuchnęli świeczki na torcie, wokół naszej trójki zawiał lekki wiatr, chociaż znajdowaliśmy się w pomieszczeniu.
Parę dni później do naszego domu zawitała sąsiadka, obok której mieszkaliśmy jeszcze z mamą. Oznajmiła, że nasza matka przed swoją śmiercią zostawiła dla nas list i powiedziała, żeby dała go nam, kiedy bliźniacy skończą szesnaście lat.
Otrząsnęłam się z myśli o przeszłości, po czym znowu spojrzałam na list i zaczęłam go czytać.
Drodzy Jane, Carlosie i Dennisie.
Mam nadzieję, że wszystko u Was dobrze. Bardzo żałuję, że muszę Was opuścić. Ale będziecie spędzać czas z babcią. A później... Kto wie, może i z ojcem?
Przejdę już do konkretów, bo mam mało czasu. Na zachodzie od naszego miasteczka znajduje się miasto Elvénir. Znajduje się ono w dolinie górskiej. Żeby się do niego dostać, musicie iść cały czas na zachód, przez lasy, łąki i góry. Droga powinna wam zająć tydzień. Nie musicie wyruszyć od razu po dostaniu tego listu, ale nie możecie pojawić się w Elvénir po drugiej pełni księżyca od urodzin Carlosa i Dennisa.
Teraz mam informacje dla każdego z Was. Przeczytajcie je uważnie i zapamiętajcie.
Jane, sądzę, że Elvénir Ci się spodoba. Kochasz magię i książki, więc bardzo możliwe, że Twoja wiedza o magii bardzo Wam się przyda. Ale pamiętaj o jednym: Będziesz musiała dokonać wyboru.
Carlos, Twoja świetna orientacja w terenie i umiejętność walki na pewno Wam się przyda. W razie potrzeby będzie musiał ochronić brata i siostrę. A oto, co musisz zapamiętać: Za mgłą i idealną osobą nie podążaj.
Dennis, jesteś najsprytniejszy z całej waszej trójki. Na pewno wiele razy Twój spryt i zachowanie jasności umysłu podczas wielkiego niebezpieczeństwa uratuje Wam życie. Zapamiętaj: Wśród wilków znajdziesz przyjaciół.
To już wszystko, o czym chciałam Was poinformować. Pamiętajcie: Musicie dotrzeć do Elvénir przed drugą pełnią księżyca od urodzin bliźniaków.
Zawsze kochająca
Mama Lucy
PS Do koperty włożyłam trzy przedmioty - po jednym dla każdego z was. Dla Jane scyzoryk, dla Carlosa zeszyt, a dla Dennisa naszyjnik. Co z nimi zrobicie, to już wasza sprawa.
Wszystko w liście było dla nas zrozumiałe, oprócz tego, dlaczego nie możemy pojawić się w Elvénir później niż druga pełnia księżyca po urodzinach moich braci i rzeczy, które każde z nas miało zapamiętać. Mimo, że zastanawialiśmy się bardzo długo nad sensem tych zdań, dalej nie wiedzieliśmy, o co w nich chodziło.
Westchnęłam, po czym przeczytałam fragment o tym, jak dotrzeć do Elvénir. Wyciągnęłam mapę i po chwili stwierdziłam, że idziemy w dobrym kierunku. Schowałam mapę i list z powrotem do kieszeni, po czym wyciągnęłam scyzoryk od mamy. Przejechałam palcem po wyrytym na nim napisie: Nie wszystko jest tym, czym się wydaje.
Westchnęłam, po czym schowałam scyzoryk do kieszeni. Podeszłam do moich braci, którzy trudzili się nad rozłożeniem małego baldachimu, pod którym mieliśmy spać.
- Źle to robicie. - powiedziałam, po czym rozłożyłam baldachim w pare chwil.
- Tak w ogóle, zjedliśmy już kolację, więc tylko ty musisz coś zjeść. - oznajmił Carlos, zanim zdążyłam ich o to zapytać.
- To dobrze. Któryś z was dzisiaj pierwszy pełni wartę. - powiedziałam, po czym szybko zjadłam kromkę chleba, położyłam się na ziemi i przykryłam się kocem. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć, ale przeszkadzała mi w tym cicha rozmowa prowadzona przez moich braci.
Kiedy wreszcie wydawało mi się, że zasnęłam, poczułam na sobie coś zimnego i mokrego. Zerwałam się z ziemi z krzykiem. Moje brązowe włosy były całe mokre i przyklejały mi się do twarzy. Ubranie, w którym byłam, także było całe mokre i kleiło mi się do ciała. Zanim zdążyłam zorientować się, co tak właściwie się stało, moi bracia wykrzyknęli równocześnie:
- Dzisiaj ty pełnisz wartę pierwsza!
Tuż po tym położyli się pod baldachimem. Westchnęłam. Dość że byłam cała mokra, to jeszcze musiałam pełnić wartę, bo moi bracia są zbyt leniwi, by to zrobić.
Podeszłam do mojej torby i wyciągnęłam z niej suche ubranie. Szybko się przebrałam, spięłam włosy w kucyk, aby mi nie przeszkadzały i zaczęłam rozkładać mokre ubrania na ziemi.
W pewnej chwili z kieszeni bluzki wypadła jakąś kartka. Serce we mnie zamarło. To był list od mamy. Szybko podniosłam go z ziemi i go rozłożyłam. Prawie cały zamókł, ale na szczęście dało się jeszcze coś z niego odczytać. Postanawiając, że już nigdy nie będę chować kartek do kieszeni, włożyłam list do torby i dokończyłam rozkładanie ubrań.
Jak tylko skończyłam to robić, usiadłam przed baldachimem i pogrążyłam się w marzeniach, wpatrując się w ciemny las.
•| ⊱✿⊰ |•
Nie wiedziałam, że zasnęłam, dopóki ktoś nie zaczął mną potrząsać.
- Jeszcze pięć minut. - wydusiłam, próbujać powrócić do krainy snów.
- Jane! Musimy ruszać! Mamy tylko niecałe dwa dni, żeby dojść do Elvérin! - usłyszałam głos Carlosa. Jak na zawołanie, wybudziłam się i spojrzałam na twarze moich braci.
- Wstajesz czy nie? Nie będziemy czekać wieczność. - powiedział Dennis.
- Już wstaję. - odparłam, podnosząc się z ziemi. Szybko zebrałam z ziemi moje ubrania i chwyciłam moją torbę. Stanęłam przed braćmi gotowa do drogi.
- Idziemy? - spytałam.
- Oczywiście. - odparł Carlos, po czym całą trójką zagłębiliśmy się w las.
✧══════•❁❀❁•══════✧
Em, hej?
To moje pierwsze opowiadanie tutaj i niezbyt wiem, czy wszystko jest dobrze. Jeśli znaleźliście jakieś błędy, to byłoby mi miło, gdybyście mnie o nich poinformowali. Chociaż pewnie i tak nikt tego nie przeczytał...
No cóż, mam nadzieję, że się spodobało. Kolejną część wstawię za jakiś czas, oczywiście jeśli będziecie chcieli. Bo nie będę tego wstawiać, jeśli nikt tego czytać nie będzie.
Ale jeśli jednak ktoś to czyta, to mam parę pytanek.
Jak myślicie, co będzie dalej? Albo o co chodzi z słowami z listu? Jestem ciekawa waszych teorii 🙂
Nie będę Was już zanudzać, więc żegnam Was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top