Rozdział 4 czyli trauma

*Pov Killer*

Po usłyszeniu swojego imienia z ust szefa, od razu się poderwałem i do niego podszedłem.

- Tak, szefie?

- M-mój gabinet... E-Error...

Wybiegłem z pokoju z powrotem do gabinetu szefa.

Od razu zauważyłem na podłodze ledwo żywego Error'a. Z tego co mi się wydawało, próbował wstać.

- Error, nie wstawaj sam; pomogę ci. - podbiegłem do niego i, podobnie jak Night'a przeniosłem go do pokoju z apteczką.

Gdy wszedłem do pokoju z Error'em, dostrzegłem, że szef siedział na łóżku i chciał stanąć na nogach. Niestety, rany na nogach jeszcze się nie wyleczyły, przez co Nightmare był zmuszony do ponownego opadnięcia na łóżko.

- Szefie, twoje rany jeszcze się nie zasklepiły, więc nie będziesz mógł przez jakiś czas wstawać.

Nightmare tylko odburknął coś w rodzaju: "wiem" i odwrócił wzrok.

Ja w tym czasie zająłem się Error'em.

Przez ten czas zastanawiałem się, jakim cudem wcześniej go nie zauważyłem.

Po skończeniu roboty, odetchnąłem z ulgą i oparłem się o ścianę. Po chwili, otworzyłem oczy i spojrzałem na Night'a i Error'a.

Error leżał nieruchomo na łóżku, chyba podczas opatrywania zemdlał. Nightmare natomiast patrzył nieprzytomnym wzrokiem na niego.

Korzystając z okazji, że na mnie nie patrzą, podpierdoliłem kilka rolek bandaży na moje ręce i, ewentualnie, żebra. Następnie, nie wiedząc co ze sobą zrobić, podszedłem do drzwi z zamiarem wyjścia.

- Gdzie idziesz? - zatrzymał mnie stanowczy, aczkolwiek chłodny, ton mojego szefa.

- Do swojego pokoju? - to było bardziej pytanie o pozwolenie niż konkretna odpowiedź.

- Ktoś ci pozwolił wyjść?

- Nie...

- W takim razie masz tu zostać. - po tym zdaniu zrozumiałem, że dyskusja zakończona.

Poszedłem pod ścianę i się o nią oparłem. Jeszcze raz spojrzałem na Night'a i Error'a.

Nightmare zaczął używać swojej magii leczniczej, aby przyspieszyć proces regeneracji, a Error powoli się przebudzał.

Gdy błąd zupełnie otrzeźwiał, zerwał się do siadu, ciężko oddychając. Podszedłem więc do niego szybko, nieco zmartwiony.

- Error, co ci jest? - spytałem.

- Nic... nic, jest ok... - powiedział powoli się uspokajając. - Po prostu byłem w lekkim szoku.

- Och, dobra. - odpowiedziałem i znowu wróciłem do podpierania ścian.

Przez pewien czas stałem tylko i patrzyłem na szefa próbującego stawać, jednak za każdym razem jego próby kończyły się niepowodzeniem. Z tego co widziałem, zaczynał się przez to denerwować.

Obawiając się jego gniewu, spytałem:

- Szefie, mogę już wrócić do pokoju?

- Nie. - warknął Nightmare.

Chciałem spytać czemu, jednak, widząc jego wkurwiony wzrok, nic nie powiedziałem.

Kilka minut potem, szefowi w końcu udało się wstać. Od razu po tym, jak mu się to udało, podjął próbę chodzenia. Ta powiodła się za pierwszym razem.

Zaczął kierować się do drzwi, a kiedy wychodził, zwrócił się do mnie:

- Masz tu zostać dopóki on nie wróci do pełni zdrowia. - i wyszedł.

Opadłem na łóżko, które stało naprzeciwko łóżka Error'a.

Chwilę milczeliśmy oboje, jednak przerwałem ją pytając:

- Właściwie co się takiego stało, że ty i szef tak skończyliście?

- Cóż, będąc na misji natknąłem się na Star'ów i zaatakowałem ich. Jednak udało im się mnie obezwładnić i zażądali, żebym zabrał ich do szefa. (Tutaj Star Sanses nie mają dostępu do bazy Nightmare'a. Jedynie Dream może spróbować się tam dostać, ale nie zawsze mu to wychodzi, a jest to bardzo energochłonne dop. Autorki). Zaśmiałem im się w twarz i odmówiłem. Myślałem, że odpuszczą, jednak tak nie zrobili. Zaczęli zmuszać mnie do tego siłą… stąd pęknięcia na przedramionach i żebrach. Kiedy ciągle się upierałem, że ich do nas nie wpuszczę podjęli się bardziej drastycznych środków… - wskazał na swoje oczy.

Nie zrozumiałem do końca.

Podczas opatrywania go, nie zauważyłem żadnych ran w okolicach jego oczu.

- Jakich? - spytałem, przekrzywiając lekko głowę w lewą stronę.

Error odwrócił wzrok, a jego dłonie zaczęły się lekko trząść.

Nie wiedziałem, że to dla niego było aż tak straszne. Nie chcąc go zmuszać do opowiadania czegoś, co było dla niego niewygodne, powiedziałem pospiesznie:

- J-jak nie chcesz, nie musisz mówić!

- Zaczęli wyrywać moje nici z oczu… - powiedział cicho, jednak mimo to na tyle głośno, żebym mógł dosłyszeć co powiedział.

- C-co… - spytałem z niedowierzaniem.

Naprawdę, nie mogłem uwierzyć, że Star Sanses byli zdolni posunąć się do tego typu tortur, aby dostać się do nas… w ogóle trudno mi uwierzyć, że mogli coś takiego zrobić.

- K-kto… kto dokładnie ci to zrobił?

- Cóż, w głównej mierze, robił to Dream, ale każdy choć chwilę mnie torturował.

- Co ich napadło… oni przecież tacy nie są… - powiedziałem cicho sam do siebie.

- Bo normalnie, czegoś takiego by nie zrobili. - powiedział Error.

- Hm? O czym ty mówisz? - spytałem go, nieco zdezorientowany.

- Byli na, jak to Ink nazywa, "haju emocjonalnym".

- Na czym? - nie zrozumiałem do końca o co mu chodzi.

- Taki stan pojawia się, kiedy ktoś wypije farbę od Ink'a. Oczywiście na niego działa to najbardziej, jednak i na potwory z duszą przez pewien czas są na tym haju. Wtedy, w większości, panuje nad nimi dana emocja, którą zażyli.

- Skąd wiesz, że Stars wypili jakąś emocję?

- Zrobili to przy mnie.

- Och…

- Pamiętam, że Dream napił się najwięcej, może dlatego był aż tak agresywny…

- A dla mnie dalej niejasne jest, czemu oni to zrobili.

- Że co? Torturowali mnie?

- Nie; wypili to świństwo. Jaki był w tym cel? I czemu tak bardzo chcieli się dostać do nas? I czemu tak szefa załatwili?

- Chcieli nas powybijać. - wyjaśnił krótko Error.

- Że co? Chcieli się nas pozbyć?

- No. Zanim zaczniesz pytać, przedstawili mi swój plan. Byli pewni, że nie przeżyję, więc uznali, że właściwie nie ma różnicy, czy mi to wyjawią, czy nie. I tak nikt by się nie dowiedział.

- Ale z nich pojeby… - podsumowałem.

- No, i to mocne pojeby. - dowiedział Error.

Zaśmialiśmy się obydwoje.

- Heh, dobra, wracam do pokoju. - powiedział w końcu Error, po czym wyszedł z pokoju.

Ja, jeszcze chwilę siedziałem w tym samym miejscu i rozmyślałem.

Czemu oni chcą nas wyrżnąć? Może i jesteśmy wrogami, ale my nigdy nie myśleliśmy o tym, żeby któregoś z nich zabić. No… może szef czasem kazał nam próbować zabić swojego brata… co do reszty, nie chcieliśmy im nic poważniejszego, niż połamane i pocięte kości, zrobić. Więc, czemu chcą nas wymordować? Czemu im rąk bardzo na tym zależy? Może chcą wojny? Jeśli tak, mogę ich zapewnić, że jej dostaną. Nawet, jeśli mam ją prowadzić na własną rękę.

Z tą myślą, skierowałem się do pokoju…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top