7#Rosja
Obudziłam się wcześnie. Przespałam całą noc i tym razem nie śnił mi się tata. Jednak niestety nie zabrakło tajemniczego głosu, który zagadał o tym, że pierwszy sen w nowym miejscu jest ważny i ma znaczenie. Oczywiście ja w takie rzeczy nie wierzę. Osoba ta powiedziała też, że mogę zacząć teraz nowe życie, bo nikt mnie tu nie zna. Oczywiście to zbyłam. Jestem złą agentką i zawsze nią będę. Podniosłam się z łóżka. Ponieważ było to nowe miejsce nie miałam pracy. Na szczęście to nie problem, mogę zarabiać w sposób nielegalny.
Zajrzałam pod łóżko i wyciągnęłam pudło z workami z proszkiem. Na wszelki wypadek będę musiała wymyślić lepszą kryjówkę, ale nie teraz. Wzięłam pudło, jakieś znoszone trampki i wyszłam. Szłam po okolicy i rozglądałam się za idealnym miejscem. Po paru minutach znalazłam opuszczoną uliczkę. Tuż przed wejściem w tę dróżkę była akurat linia wysokiego napięcia, więc wyciągnęłam trampki, zawiązałam je razem po jednej sznurówce i rzuciłam na drut. To będzie informować wtajemniczonych, że mogą tu to kupić. Chłopacy i ja podjęliśmy dodatkowe środki ostrożności. W takim sensie, że każdy pracuje w innym miejscu i samotnie. Jeśli złapią któreś z nas, to jest szansa, że reszcie nic się nie stanie. Rozłożyłam towary. Przesiedziałam kilka godzin, ale nikt się nie zjawił. Kiedy już miałam zwijać wszystko i iść do domu, ktoś wszedł w uliczkę. Była to dosyć młoda kobieta, która miała może z dziewiętnaście lat. Była ubrana na czarno, włosy też były ciemne, a oczy były czerwone, co wskazywało na soczewki. Popatrzyła się na mnie, prawdopodobnie w celu ocenienia mnie. Potem rozejrzała się czy obok nas nikogo nie ma. Może myślała, że ten "sklep" to kłamstwo, które ma na celu zwabić narkomanów dla policji. Oczywiście to nie było prawdą i po chwili, kiedy ona też to zrozumiała, odezwała się przyciszonym głosem.
- Poproszę czystą Marihuannę.
Po tym, jak jej sprzedałam, zażartowałam sobie z gliny i poradziłam jej to i owo, przedstawiliśmy się. Okazało się, że nazywa się Swietłana.
Po tym dniu bardzo często przychodziła i było więcej klientów. Prawdopodobnie mnie poleciła. Co do Thomasa i Lucasa, dosyć spoko spędzało się z nimi czas, choć każdy wiedział, że jeśli przyszłoby co do czego, każdy mógłby sprzedać przyjaciół, żeby uratować swój tyłek. Taki zawód. Dlatego podchodziliśmy czasem do siebie z rezerwą i nie zdradzaliśmy sobie tajemnic. O mnie wiedzieli najmniej, o Lucasie najwięcej. Oczywiście w przeciągu tych paru miesięcy codziennie miałam sny, w których występował ten cholerny wnerwiający głosik. Tak i było tej nocy.
- Dlaczego jesteś taka uparta?
Nie odpowiedziałam. Nie mam zamiaru gadać z tym kimś. Nawet nie wiem czy on naprawdę istnieje, a jeśli tak to kim jest. Nie raz zastanawiałam się, czy to nie oznacza, że zaczynam wariować. Ale to zbyłam. Ja zawsze byłam szalona, ale nigdy walnięta. Uznałam, że to po prostu część mylnej podświadomości. Tej części, która się boi i która rzadko wychyla się w dzień. Każdy ma jakieś wątpliwości. To nic takiego. Moje rozmyślania przerwał głośniejszy już głosik.
- Dlaczego mnie nie słuchasz! - Powiedziała głośniej, po chwili milczała i już ciszej kontynuowała - Wiesz, że jeszcze ani razu się nie pomyliłam. Tak będzie i tym razem. Uciekaj stąd, bo cię znajdą.
A potem zniknęła, a mi nic już się nie śniło.
~~~
Obudził mnie hałas. Wiedziona instynktem szybko poderwałam się na równe nogi. Czym prędzej wyciągnęłam z przyczepionego do uda pokrowca pistolet i załadowałam go. Powoli i ostrożnie, niczym cicha myszka podeszłam do lekko uchylonych drzwi i wyjrzałam lekko. Zobaczyłam tam Marka, który trzymał pojmanego Lucasa. Sądząc po hałasie i strzałach byli wszyscy ze starej paczki i walczyli z Thomasem. Szczerze, choć lubiłam Toma i Luca, miałam gdzieś czy zostaną pojmani. Takie ryzyko i oni o tym wiedzieli. Wiedziałam, że choć jestem/byłam jedną z najlepszych agentek, to jednak nie dam rady z nimi wszystkimi. Dlatego odeszłam od drzwi i otworzyłam szeroko okno. Wzięłam szybko moje najcenniejsze rzeczy i wyskoczyłam. Domek nie był wysoko, więc nic mi nie było. Niestety chłopaki najwidoczniej wiedzieli, że nie będę pomagać współlokatorom, bo po wyskoczeniu pojawił się przy mnie Derek i James, i musiałam z nimi walczyć. Zaczynałam wygrywać, jednak w końcu przegrałam, bo złapali Thomasa i poza Jacobem, i Martinem, którzy pilnowali jego, i Lucasa, reszta mnie otoczyła. Zostałam schwytana i zawieziona wraz z Lukiem, i Tomem do Polski.
Zaprowadzono mnie wprost do mojego byłego szefa. On tym razem był tu, a nie jak wcześniej, że odzywał się z swojego gabinetu przez megafon. Jednak wciąż był ubrany tak, że nie było wiadomo jak wygląda.
Zapanowało milczenie. Cisza była rozbrajająca, wkurzająca, męcząca i stresująca. Wiedziałam co mnie czeka, jednak zachowałam kamienną twarz. Od początku wiedziałam jakie niosę ryzyko i jaka jest kara ucieczki, gdy już się w to wejdzie. Śmierć.
Dlatego ździwiłam się, gdy były szef odezwał się do mnie. Co ciekawe odpuścił sobie zmieniacz głosu i odezwał się grubym, niskim i donośnym, ale jednocześnie z lekka chrapowatym głosem.
- Witaj, Kate. Wiesz, co za to wszystko by cię czekało. Jednak mam inną propozycję.
Odetchnęłam i zrozumiałam, że przez ten cały czas wstrzymywałam oddech.
-Jaką? - Odezwałam się ostrym, głębokim głosem, ukrywając ulgę.
- Od dawna byłaś jedną z najlepszych naszych agentek. Chcę, żebyś do nas wróciła.
Oczywiście, podoba mi się ta propozycja. Jednak nie mam zamiaru zdradzać mych chęci.
-No nie wiem... Może... - Odparłam udając niezdecydowanie.
Szef z podziwem mojej odwagi, zapytał:
- A jeśli przywrócę Thomasa?
- Thomasa i Lucasa. - Powiedziałam.
- Zgoda. - Potwierdził.
Cieszyłam się, że Lucas i Thomas wrócą do mojej paczki i nawet nie musiałam wykorzystywać moją wiedzę, że wiem co nie co o szefie. Na przykład to, że jego prawdziwe nazwisko to Brown, a także do jakich wydarzeń się przyczynił. Wiem, jaki ma kolor oczu i, że nazywano go Cole. Ale podejrzewam, że to nie jest jego prawdziwe imię. Podejrzewam imię Sam, ale nie jestem co do tego pewna.
Jednak gdybym dała mu do świadomości o tym, że wiem, on mógłby chcieć się mnie pozbyć. W najlepszym wypadku, by miał mnie na oku i bardziej kontrolował, w najgorszym, udałoby mu się mnie zabić.
Chociaż jest duża szansa, że to ja bym go zabiła, o ile on nie wezwałby innych.
Tak czy inaczej wolałabym nie być pod stałą obserwacją czy żegnać się z tą pracą, która daje mi przyjemność, adrenalinę i bogactwo.
Po jego zgodzie, opuściłam gabinet.
______________________________________
Ciąg dalszy nastąpi!
Słów: 1063
Next: raczej jutro
Co tu więcej dodać? Kate wraca do organizacji! Jak myślicie, co dalej będzie? Czy pozostanie w niej? Jak długo?
Swoje sugestie piszcie w komentarzach!
Bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top