21#Kłopoty
Angela
Poranek zaczął się dosyć nudno. Caroline nie ma, a Michael mnie unika. Prędzej poszłabym do psychiatryka niż do Marka, więc dzień zapowiadał się samotnie.
Napisałam do Lyn o tym koszmarze, a ona mi odpisała, żebym się nie martwiła, bo to tylko sen. Pewnie ma rację. Pół dnia spędziłam na czytaniu książki, a potem postanowiłam się przejść do sklepu. Zanim weszłam, dostrzegłam uśmiechającego się Marka. Wyglądał prawie identycznie jak w tym koszmarze, tylko że wtedy był spocony i rozczochrany. Ale olałam to i poszłam do spożywczaka, po niezbędne rzeczy, potem do księgarni, a na koniec do sklepu z ciuchami. Wracając ujrzałam policjanta.
- Usłyszeliśmy o pewnym incydencie. Proszę pokazać torby. - Powiedział.
Pokazałam siatkę z książkami, drugą z ubiorem i trzecią ze spożywczaka.
- Przed chwilą była pani w sklepie spożywczym *****, sklepie z odzieżą ***** i w księgarni? - Spytał.
- Tak. - Odpowiedziałam nierozumiejąc.
- Usłyszeliśmy od tych sklepów, że ktoś ukradł im kasę. - Wyjaśnił.
- Ja tego nie zrobiłam, przysięgam! - Powiedziałam zestresowana.
- Otwórz torebkę. - Powiedział.
Zrobiłam to i z przerażeniem odkryłam, że znajduje się tam kupa szmalu. Policjant zabrał mi kasę.
- To nie ja, naprawdę! Ktoś mnie wrobił! - Krzyknęłam zaczynając panikować.
- Przykro mi, ale dowody wskazują na ciebie. Miałaś pecha, ponieważ nikt by się nie dowiedział, gdyby nie to, że przyjechaliśmy do Marka, twojego kumpla. Był obwiniony za kradzieże. Zazwyczaj były to towary, a nie kasa z wyjątkiem banku. - Powiedział.
Mark! To on mnie wrobił, jestem tego pewna!
- Mark nie jest moim kumplem, a ja jestem niewinna! To na pewno on mnie wrobił! Przecież pan sam mówił, że kradł! - Powiedziałam.
- Został uniewinniony. Nie byłby wstanie się włamać w taki sposób. Ale ty jesteś od niego mniejsza, zmieściłabyś się. Poza tym z tego co wiem, ty też miałaś złe rzeczy na sumieniu i siedziałaś w więzieniu. Miałaś mieć ostatnią szansę, ale ją zmarnowałaś i trafisz do więzienia na dożywocie za wszystkie przewinienia.- Stwierdził.
Wyrwałam się i zaczęłam uciekać. A dalej już było jak w moim śnie tylko tym razem wiedziałam kto mnie gonił. Policjanci. Drogę zagrodził mi Mark i powiedział: Mówiłem, że pożałujesz. Policjanci byli blisko, a Mark mnie trzymał. Udało mi się wyrwać rękę z jego uchwytu, ale nie miałam dokąd uciec.
Nie miałam wyboru i zaatakowałam policjanta. Jeśli mi się nie uda, to i tak będę miała dożywocie. Ale przynajmniej jest jakaś szansa.
Walczyć z trzema nie było łatwo, ale jakoś dawałam sobie radę. Mark nikomu nie pomagał, tylko się przyglądał. Już myślałam, że może nie pokonam ich wszystkich, ale przynajmniej zrobię tak, że uda mi się uciec. Wtedy jednak wyciągnęli pistolety. Uniknęłam strzałów i zdobyłam jeden z pistoletów. Walka nie była łatwa. Było dwóch z pistoletami i jeden bez kontra ja z pistoletem. Co więcej ja nie miałam zamiaru zabijać, ale oni mieli takie prawo, bo jestem niebezpieczna. Lata treningu spowodowały, że gdy strzelali, mój szybki refleks się uruchamiał. Ominęłam cztery strzały, po czym postrzeliłam policjanta bez broni w nogę. Rana nie była niebezpieczna, o ile zatamuje krew. Przy jednym pocisku za późno odskoczyłam i oberwałam. Na szczęście to było tylko lekkie zadraśnięcie w rękę. Po chwili odskoczyłam w bok robiąc gwiazdę, dzięki czemu uniknęłam pocisków i w momencie, gdy znajdowałam się do góry nogami, przenosząc ciężar na prawą rękę, lewą strzeliłam w ramię jednego z uzbrojonych policjantów. Ten, będąc ranny, rzucił pistolet drugiemu i teraz zostałam ja z jedną bronią, kontra on z dwoma. Wtedy podciął mi nogę, a ja upadłam i wypuściłam pistolet. Szybko go podniosłam i wycelowałam w ostatniego. On także to zrobił i mieliśmy remis. Niestety nie trwał on długo, ponieważ nie spodziewałam się, że policjant rzuci pistolet do Marka stojącego znowu za moimi plecami. Marcus strzelił, a ja obróciłam głowę w jego stronę. Już po mnie. Jednak wtedy między mną a pociskiem wskoczył Mike. Uratował mnie od śmierci własnym ciałem. Policjanci byli zaszokowani, a Mark się uśmiechał. Miałam już gdzieś walkę. To moja wina! Gdybym nie zaczęła walczyć... Przybliżyłam się do niego ze strachem i łzami w oczach. Obejrzałam ranę. Była głęboka, a on ciężko ranny. Zapewne pocisk trafił w płuco. Jeśli nie otrzyma natychmiastowej pomocy, umrze. Popatrzył się na mnie i podniósł jedną rękę by przetrzeć mi łzy.
- Nie płacz. - Powiedział ochrypłym, płytkim głosem.
- Cii... Nic nie mów. Nie przemęczaj się. - Ucieszyłam go drżącym głosem.
- Wiem, że chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem. Sądzisz, że to powinnaś być ty. Gdybym tego nie zrobił, zginęłabyś. Nie wytrzymałbym, gdybyś umarła. - Wyjaśnił wciąż ochrypłym, ale jeszcze cichnącym głosem.
Po tych słowach stracił przytomność, a ja popłakałam się bardziej, ale nie otarłam łez, bo cały czas uciskałam jego ranę w celu zatamowania krwi. Policjanci nie mieszali się, bo wiedzieli, że go nie zostawię, a Mark ekscytował się tym widokiem. Po chwili pojawiła się karetka i zabrała Michaela. Chciałam jechać z nim, ale policjanci mi nie pozwolili. Po chwili pojechała druga karetka, która zawiozła rannych policjantów, a Mark pomógł temu, który został, wsadzić mnie do radiowozu.
W ten sposób znowu trafiłam za kratki, tyle, że tym razem naprawdę byłam niewinna. Znaczy częściowo, bo zaatakowałam policjantów.
Od początku pobytu byłam zestresowana i mocno panikowałam. Nie wiedziałam co u Michaela. Czy żyje, czy wyzdrowieje... A może już umarł lub umrze! To głównie zaprzątało moją głowę, ale chwilami, gdy o tym nie myślałam, pogłębiałam swoją nienawiść do Marka i w końcu któregoś dnia obiecałam sobie zemstę na nim. Na szczęście w więzieniu byłam tylko parę dni, choć ciężko było stwierdzić ile, bo dni się dłużyły i zlewały z nocami.
Pod koniec mojego pobytu zobaczyłam tajemniczą osobę i choć zasłaniał ją kaptur, czułam, że to ta sama osoba, która mnie wcześniej uwolniła. Wtedy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, tylko, że tym razem usłyszałam jakiś cichy szum. Pomogła mi wyjść i powiedziała: Za mną. Skądś kojarzyłam ten głos, ale nie wiedziałam skąd.
Zaprowadziła mnie wprost do jakiegoś domu...
______________________________________
Ciąg dalszy nastąpi!
Ktoś pomógł jej uciec!
Jak myślicie, kto?
Śmiało piszcie!
I co to był za szum? To jest mało istotne, ale może stanowić jakąś wskazówkę.
I co z Michaelem? Myślicie, że przeżyje?
Słów: 988
Next: jutro
Bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top