13#Stary znajomy

Opowiedziałam mamie moją historię. Po tym zapadła cisza. Ja strasznie się denerwowałam, natomiast mama była zmieszana. Jej twarz wyrażała jednocześnie tak wiele emocji. Wyglądała jakby nie wiedziała jak ma się czuć. Gniew, poczucie zdrady, smutek, współczucie, żal... Czy uważać mnie jako złoczyńcę czy córkę? To dla nas obu było ciężkie. W jej oczach dostrzegałam też nieme pytanie. Co ja z kolei myślałam? Czy nie uciec od niej, czy zostać, czy udawać, że mnie to nie rusza, czy płakać. Ukrywać emocje czy nie. Być spokojna czy zdenerwowana. Zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam mówiąc o tym mamie. W końcu jest agentką i ma obowiązek wobec prawa być sprawiedliwym i nie osądzać po niczyjej stronie. Nawet jeśli w grę wchodzi ktoś bliski. Dlatego ulżyło mi i mnie zaskoczyło, gdy usłyszałam od niej, że to pozostanie pomiędzy nami trzema. Potem nastąpiło przeciągłe milczenie. Bardzo chciała mnie o coś zapytać, ale nie wiedziała czy powinna. Ja jednak wiedziałam o co jej chodzi i postanowiłam wziąć naszą rozmowę pod swoją kontrolę.

- Tak. Wiem, gdzie jest organizacja i mogę ci ją zdradzić. Ale proszę, oszczędźcie wtedy moich przyjaciół z paczki. Ja wiem, że oni mogą się przydać i mają w sobie dobro. Część z nich jest dobra, ale życie ich nie szczędziło.

Mama zgodziła się, a ja podałam położenie organizacji. Po jakimś czasie szef trafił za klatki, a większość moich kolegów z gangu zaczęło pracować jako dobrzy agenci. Niektórzy od razu się zgodzili, np. Lucas, Thomas, innym trzeba było się zastanowić, np. James. Tak czy inaczej dobrymi agentami zostali prawie wszyscy z wyjątkiem Marka i Derka. Ale ci także zostali wypuszczeni na wolność. Jednak nie obeszło się bez żadnej kary. Ta dwójka miała mieć codziennie prace społeczne, chodzić na resocjalizację i pracować uczciwie. Wystarczy jeden poważniejszy wybryk i trafią do więzienia. Co do reszty to pracę jako agent zwalniała ich z obowiązku prac społecznych, choć na początku byli pod czujnym okiem policjantów. Innym ludziom z innych zespołów w organizacji przejrzano dokładnie. Wszyscy zmuszani lub ci, którzy nie mieli z jakiejś przyczyny wyboru, ułaskawiano. Tych, którzy sami chcieli wstąpić do organizacji bez żadnej poważnej czy jakiejkolwiek przyczyny, trafiali za kratki. Co do mnie, to i ja spotkałam się z częściowym ułaskawieniem. Może nikt mnie nie zmuszał i sama podjęłam tę decyzję, ale nie miałam takiego wyboru, bo nie dość, że byłam sama, to przez dłuższy czas jeszcze niepełnoletnia, przez co nie mogłam zarabiać legalnie. Oczywiście wszystkie winy nie zostały mi odpuszczone. Ludzie dalej się mnie boją, dostałam karę pieniężną za wykroczenia niezwiązane z pracą oraz jakieś prace społeczne. Ponieważ ja tak naprawdę wychowałam się w organizacji, prawo uznało, że to niekoniecznie jest moja wina, ponieważ byłam tylko dzieckiem, który został wychowany w złym towarzystwie. Jedyną rzecz, którą wszyscy mieli to wymóg chodzenia na terapię lub w przypadku więźniów - na resocjalizację.

Ja mam terapię dwa razy w tygodniu. Nie pracuję w agencji. Chcę mieć na razie wolne od jakichkolwiek zleceń. Moja terapeutka także stwierdziła, że może to dobry pomysł, chociaż nie podobało jej się to, żebym przesiadywała całymi dniami w domu. Według niej powinnam mieć pracę niezwiązaną z agentami, ale mieć. Co do Mike'a to widujemy się codziennie i stał się moim najlepszym przyjacielem. Parę razy odwiedziłam sąsiadkę z prawej strony. To miła staruszka, która szybko stała się dla mnie jak babcia. Ona nie zawsze mnie rozumie, ale bardzo się stara i pragnie mi pomagać. Rozpieszcza mnie.

Może los jednak nie jest taki wredny?

Bo jakby nie patrzeć, teraz otaczam się w gronie pomocnych, dobrych ludzi, którym nie obchodzi moja przeszłość, którzy są dla mnie wsparciem i chcą jak najlepiej. Nawet wnuczka sąsiadki, którą sądziłam, że będzie nie miła, okazała się dobrą, naiwną, roześmianą, łatwowierną z poczuciem humoru i potrafiąca trzymać język za zębami przyjaciółką, która jest w moim wieku! Niestety dosyć rzadko ją widuje, ale kiedy tak jest to miło spędzamy czas. Kolejnym szczęściem jest fakt, że Mike i Caroline ( Bo tak się nazywa wnuczka sąsiadki) także się lubią.

Ale jak potem się okazało, los lubi płatać nam figla i robić życie bardziej skomplikowanym. Kiedy już jest dobrze, nagle życie zaczyna nam utrudniać. Bowiem, pewnego dnia do okolicy przeprowadziła się nowa osoba. W zasadzie to dla mnie stara. Tym człowiekiem był Mark. On, jako jeden z niewielu, nie porzucił wyznawanych idei. I możliwe, że prawnie wydaje się, że stał się dobrym, to w rzeczywistości tak nie jest. Z czego co wiem, wymigiwał się nawet ze spotkań z terapeutą. I choć był zawsze zawodowcem w swej dziedzinie, nie wiem jakim cudem, opuszczanie terapii poszło mu płazem. Przecież jest pod obserwacją! Ale pewnie nigdy się tego nie dowiem.

Dzień, który był początkiem problemów, zaczął się dosyć niewinnie. Pogoda była ładna, a ja, Mike i Caroline siedzieliśmy na drzewie rodziców Michaela i plotkowaliśmy o różnych tematach. Głównym tematem u nas, ale i w całej okolicy był nowy człowiek w mieście. Miasteczko nie było duże, dlatego każdy każdego znał, niektórych znało się tylko z widzenia i imienia, a niektórych bardziej. Tak czy inaczej gadaliśmy, gdy nagle przejechało ulicami auto i zaparkowało przy nie zamieszkanym jeszcze domu. Chcieliśmy go powitać, więc jak najszybciej tam pobiegliśmy. Wtedy zauważyłam, że kojarzę ten samochód, ale zignorowałam to, ponieważ wiele ludzi ma takie. To było czerwone BMW.

- BMW - Będziesz miał wydatki. - przypomniał półgłosem Mike i zaczął się śmiać, a Caroline z nim.

- Weźcie nie śmiejcie się. - Zwróciłam im uwagę.

Michael się opanował, ale przyjaciółka nie zamierzała na tym poprzestać.

- Pasowałoby do tego Biedny Mały Wóz, albo Bardzo Makabryczny Wózek. - Powiedziała chichocząc.

Mickey dzielnie starał się powstrzymać śmiech, ale nie wychodziło mu to najlepiej.
Lyn przestała dopiero, gdy posłałam jej zimne spojrzenie. Wtedy chłopak wyszedł z auta.

Zamarłam, gdy go zobaczyłam. O nie... To jakiś żart!

- Cześć Kate. - Przywitał się.

Zignorowałam przywitanie i to jak mnie nazwał, zamiast tego oschłym, lodowatym tonem z nutką irytacji zapytałam - Co ty tutaj robisz?!

Carolyn i Michael mimo, że nie raz o nim słyszeli, to nigdy go nie widzieli, ale zauważyli moją zmianę tonu i zachowania, i stwierdzili, że nie będą się wtrącać.

- A co? Chcę żyć nowym życiem i przyszłością z dala od problemów w moim nowym domku tam, gdzie jest spokojnie. - Stwierdził siląc się na słodki i miły ton.

Ja jednak wiedziałam, że kłamie.

- Nie oszukuj mnie. Wiem, że ściemniasz. Łgasz jak z nut. - Stwierdziłam.

Wtedy na moje nieszczęście, w złym momencie wtrącił się Mike.

- A co jeśli mówi prawdę? Przecież ty też byłaś zła, ale już nie jesteś! Sama mówiłaś, że każdemu trzeba dać drugą szansę! - Przypomniał niepotrzebnie Michael.

Na szczęście Mark nie zamierzał dalej grać.

- Och. Jakie to smutne, byłaś świetną agentką, otaczałaś się wśród najlepszych, kąpałaś się w bogactwie... A teraz? Otaczasz się wśród debili i naiwniaków. Co więcej, sama się taka stałaś. - Stwierdził Mark.

- Uważaj co mówisz. Może i porzuciłam dawną ścieżkę i zło, ale umiejętności szpiega nie zapomniałam i swojego ciętego języka także nie. Tobie najwidoczniej nie tylko potrzebna terapia, na którą zresztą nie chodzisz, ale też i lekarz.- Stwierdziłam.

- Zauważyłaś, że nie chodzę na terapię. Ale co ci z tego przyjdzie? Nie masz jakichkolwiek dowodów. To są tylko słowa przeciwko moim słowom. A wiesz, że oni wiedzą o naszych chłodnych relacjach. Wiedzą, że mnie nie cierpisz i, że byłaś zła. Pomyślą, że kłamiesz, ponieważ mnie nie lubisz. - Powiedział szczerząc się szeroko i olewając mój lekko złośliwy komentarz skierowany w jego stronę.

Niestety miał rację, bo nie miałam dowodów. Pierwszy raz czułam się taka bezsilna.

- A poza tym, gdzie wasze maniery? Dlaczego się nie przedstawicie? - Zapytał Mark.

Westchnęłam.

- No tak, Jestem Michael, dla przyjaciół Mike. A to jest Caroline, dla przyjaciół Lys. - Przedstawił siebie i koleżankę Mickey.

- Miło was poznać Mike i Lys. - Powiedział Mark.

- Dla ciebie Michael i Caroline. Nie jesteś ich przyjacielem. - Zauważyłam.

- Twoi przyjaciele chyba sami powinni decydować czy nim jestem. Prawda, Kate? - Zapytał retorycznie.

- Angela. - Poprawiłam go.

- Ach tak. Słyszałam, że wróciłaś do starego imienia, jak uroczo. To smutne, że jako twój przyjaciel przez wiele lat nie wiedziałem, jak naprawdę się nazywasz. Ale ci nowi "przyjaciele", już wiedzą po zaledwie paru miesiącach. - Stwierdził.

- Przepraszam, nie wiedziałam, że jesteś moim przyjacielem. - Powiedziałam tonem pełnym jadu i drwiny.

- Oj, Kate... To znaczy "Angelico". Dalej nie masz żadnych manier! Nawet mnie nie przedstawiłaś! No nic, sam to zrobię, Lys, oj przepraszam "Caroline" i "Michaelu", ja nazywam się Marcus, dla przyjaciół Mark i bardzo miło mi was poznać. - Powiedział przedrzeźniając mnie.

Mike i Carolean zamarli. Wreszcie dowiedzieli się kim on jest i zrozumieli moją nienawiść. Michael dopiero teraz zrozumiał swoją głupotę. Niepotrzebnie się wtedy wtrącił. Tak czy inaczej, ponieważ był dobrze wychowany, odpowiedział Markowi siląc się na grzeczny i uprzejmy ton. - Miło mi Cię poznać Marcusie.

- Ależ, po co ta formalność. Przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi. Mówcie na mnie Mark. - Oznajmił.

Ja już wściekła do granic moich możliwości postanowiłam zakończyć tę maskaradę.

- Chodźmy stąd. - Powiedziałam nie zmieniając tonu pełnego jadu i wściekłości, i poszłam ciągnąć moich przyjaciół.

Gdy już byliśmy sami, Michael zapytał się nie kryjąc oburzenia.

- Co ci odbiło! Nie musiałaś być dla niego taka nie miła!

Ja zignorowałam to i poszłam do domu zostawiając moich zdezorientowanych przyjaciół.

                         Michael

Angela zachowywała się inaczej niż zwykle co mnie zmartwiło. Miałem przeczucie, że Mark ma na nią zły wpływ. Nabrałem pewności, gdy Angela olała nas i sobie poszła. Podzieliłem się moim zauważeniem z Lyn. Odpowiedziała mi, że także to zauważyła i nastąpiła chwila milczenia.

- Nie rozumiem, skoro Mark ją tak wkurza, to czemu nie chciała się go stąd pozbyć czy utrudnić mu życie? Miała dużo okazji, a ona jest do tego zdolna. Dlaczego mu pozwala? - Zapytała przerywając milczenie.

- Ponieważ Mark pomógł jej, gdy była w potrzebie. Ona nigdy tego nie zapomni. I zawsze będzie mu wdzięczna. - Wyjaśniłem.

Ponieważ rozmowa z Markiem i odejście Angeli popsuło nasz nastrój, postanowiliśmy wrócić już do swoich domów.
______________________________________
Ciąg dalszy nastąpi!

Powrót jednego z ważniejszych bohaterów! Jak myślicie? Co będzie dalej? Czy pojawienie się Marka wpłynie na sytuację i więzi? Czy coś się z tego powodu zmieni? Jeśli tak to co?

To jeszcze nie koniec przygód Angeli, bo wciąż istnieje przynajmniej jeden niewyjaśniony wątek.

Słów: 1661

Next: ponieważ ten rozdział miałam wstawić wczoraj, ale nie wiem czemu się nie opublikował, to robię to dziś. I dlatego za chwilę wyjątkowo wstawię kolejną część.

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top