11#Sąsiedzi i ciocia

Wyglądało na to, że wracali po wakacjach do domu. Popatrzyłam się na samochód, które było zwyczajnym, czarnym autem marki Skoda. Wtedy zauważyli mnie sąsiedzi. Podeszli do mnie, a pani wyciągnęła rękę przez płot.

- Nigdy wcześniej cię nie widziałam! Jesteś krewną pani Ani? - Zapytała nieznajoma.

Wahałam się odpowiedzieć. Nie nawykłam do takich rozmów z nieznajomymi, ale z drugiej strony, to przecież moja sąsiadka. Postanowiłam, że odpowiem, jednak nie miałam zamiaru dotykać jej dłoni.

- Tak, jestem jej córką. Nazywam się  Kate. - Odpowiedziałam.

Pani wiedząc, że nie dam jej ręki do przywitania, cofnęła ją. Zamiast tego się uśmiechnęła i już miała się przedstawić, gdy w fartuchu wybiegła moja mama.

- Cześć, już wróciłyście? Jak minęła podróż? - Zapytała sąsiadkę.

- Cudownie! Szkoda, że z nami nie byłaś! Mamy sobie tyle do odpowiedzenia! - Odpowiedziała jej nieznajoma.

- To chodźcie do nas. Mam ciasteczka, które wcześniej upiekłam i sernik. Odpoczniecie chwilę i pogadamy, a nasze dzieci się poznają. - Zaproponowała mama.

- Dobrze, ale nie będziemy długo. - Odparła sąsiadka.

Weszliśmy do naszego domu i usiedliśmy wokół stołu.

- Poznaliście już moją córkę? To jest... - Zaczęła mama, ale jej przerwałam.

- Tak, już się przedstawiłam.

Mama nie wie, że używam innego imienia, a nie chcę na razie używać swojego prawdziwego. Od wielu lat jestem Kate i tak niech zostanie. Przynajmniej na razie. Postanowiłam nie zmieniać imienia pomimo odejścia z organizacji, bo imion Kate jest setki, a ja już się do niego przyzwyczaiłam. Poza tym nazwisko zmieniłam.

- Okej, córeczko to jest pani Marry, a to jej mąż Edward i syn Mickey. - Przedstawiła mi sąsiadów moja mama.

- Wolę jak mówią na mnie Michael, ale przyjaciele mówią na mnie Mike, więc ty też możesz tak mówić. - Powiedział chłopak.

Był o głowę wyższy ode mnie i szczupły. Miał średnie, brązowe, kręcone włosy i niebieskie oczy. W porównaniu do jego skóry, moja, choć też opalona, była dosyć blada.

Nie odezwałam się. Gdybyśmy byli sami odpowiedziałbym mu, że nie jesteśmy przyjaciółmi. Zresztą chyba go nie lubię. Wydaje się zbyt grzeczny.

Po chwili ja i Michael poszliśmy na dwór. W sumie nie znam go, ale już wolę przebywać z nim sam na sam, niż słuchać nudne historyjki. A on poszedł za mną.

- Nieśmiała? - Spytał się mnie.

- Na twój pech nie. - odpyskowałam.

Oboje chcieliśmy pójść na hamak, ale on widząc, że i ja chcę, przepuścił mnie. Dżentelmen? Obrzydliwość.

- Wiem, że nie jesteś przekonana co do mnie, ale powinniśmy być dla siebie przyjaźni. W końcu jesteśmy sąsiadami. Może poznajmy się bliżej. Jak długo tu zostaniesz, ulubiony kolor, jedzenie, masz chłopaka? - Powiedział.

- Nie musimy, Jak długo zechcę, nie mam zamiaru ci na to odpowiadać i powiem tylko, że jestem singielką, choć mogłabym każdego w sobie rozkochać. Nie potrzebuję chłopaka. Jestem niezależną, samodzielną osobą. - Wyjaśniłam.

Po chwili sąsiedzi pożegnali się mając zamiar wrócić do domu, jednak kiedy już mieli iść, mama Michaela zaproponowała, żeby syn pomógł nam wnosić meble, a mama się zgodziła. No super.

Tak więc przez prawie cały dzień spędziłam czas z synem sąsiadów. Im bliżej go poznawałam, tym bardziej nienawidziłam. Był grzecznym chłopem, który oddawał ludziom zagubione portfele, ja kradłabym kasę w środku lub nie oddawałabym, jeśli niechcący zapomniał o czymś zapłacić nawet coś, co kosztuje bardzo mało, on się wraca i płaci, podobno często przygarniał na jakiś czas, bezdomne lub chore zwierzaki. W skrócie
był moim przeciwieństwem.

Na szczęście jutro będzie pewnie lepszy dzień. Poznam moją ciocię i nie mogę się doczekać! Dlatego szybko zasnęłam już na moim nowym łóżku.

Obudziłam się wcześnie gotowa już rozpocząć nowy dzień. Ubrałam się w tym razem skromną, długą kwiecistą suknię i pantofle. Pomalowałam lekko tylko oczy i usta, i wybiegłam na śniadanie, czyli jak się okazało, na naleśniki.
   Po zjedzeniu wsiadłyśmy do srebrnej mazdy i pojechałyśmy do cioci. Mama prowadziła, ponieważ ja nie znałam drogi. Jak się potem okazało, siostra mamy nie mieszkała wcale tak daleko. Droga zajęła nam tylko piętnaście minut. Ponieważ ciocia mieszkała w bloku, a nie w domku rodzinnym, który był na czwartym piętrze, auto zaparkowałyśmy na parkingu. Wysiadłyśmy z auta, wzięłyśmy ciasto czekoladowe autorstwa mojej mamy i weszłyśmy po schodach do mieszkania cioci Zosi.
   Zapukałyśmy do drzwi i otworzyła nam kobieta nie wiele wyższa niż moja mama, ale niższa ode mnie, miała brzuszek, ale jeszcze nie miała nadwagi, była podobna do mamy, miała zielone oczy i także, brązowe włosy, ale jaśniejsze niż nasze. Wyglądała na sympatyczną.

- Cześć! Witaj siostro! O... A ty pewnie jesteś jej córką! Jesteś...? - Zapytała czekając, aż się przedstawię. Z czego to wiem, mama nie gadała za dużo o mnie z nikim, ponieważ rozmowa o mnie, jako o córce, którą urodziła, ale może nigdy nie zobaczy, napawało ją rozpaczą. Poza tym środki bezpieczeństwa. Lepiej nie rozmawiać zbyt wiele o rodzinie w celu ochrony. Dlatego ciocia nie wie, jak się nazywam.

- Kate. - Powiedziałam i kątem oka dostrzegłam zaskoczoną mamę, która wiedziała, że moje imię jest inne, ale tego nie skomentowała.

- Ach tak, Kate. Aleś ty wyrosłaś i jaka jesteś podobna do mamy! Cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać! - Powiedziała ciocia.

- Ja też się cieszę, proszę pani. Jeszcze niedawno myślałam, że już nie mam nikogo z rodziny, a potem dowiaduje się, że moja mama żyję i, że mam ciocię! - Powiedziałam szczęśliwa, nawet nie próbując powstrzymać emocje.

- Ojej, czyli Toma już nie ma z nami? - Powiedziała smutno siostra mamy.

- Niestety. - Stwierdziła mama.

- I nie miał brata?- Zapytała ciocia niepewna, czy powinna dalej drążyć ten temat.

- Nie. Tak jak ja, i on był jedynakiem, proszę pani. - Wyjaśniłam.

- Mów mi ciociu, jesteśmy w końcu rodziną. Przykro mi z powodu ojca. Ale gdzie moje maniery, wejdźcie, proszę. - Zaprosiła nas ciocia.

Weszłyśmy. Dom był dwupokojowy i cały w starych meblach i dekoracjach. Wyglądał staromodnie, ale i piękne.
Usiadłyśmy i rozmawiałyśmy. W zasadzie to głównie mama i ciocia gadały, a ja milczałam i słuchałam. Kiedy nabrałam większej pewności, zapytałam ciocię, co się stało z jej mężem i czemu nie ma dzieci. Mama spojrzała na mnie i po chwili na nią, co sugerowało, że to dla niej drażliwy temat. Wiedząc o tym, zawstydziłam się. Ciocia zauważyła spojrzenia mamy i moją minę.

- Nic nie szkodzi. Powinnaś wiedzieć. Chodzi o to, że... Mój syn i mąż zginęli w wypadku samochodowym. Od tej pory nikogo sobie nie szukam i wolę być sama. Strata boli. - Powiedziała.

Zmieszałam się. Nie wiedziałam czy powiedzieć jej, co uważam za słuszne w tym wypadku. W końcu się odważyłam.

- To smutne, ale nie można zamykać się w sobie i żyć przeszłością. Trzeba iść dalej i chociaż to boli, może tak miało być, może to nie on był ci pisany. Trzeba korzystać z życia. Trzeba żyć tu i teraz. A jeśli nie chcesz, żeby to bardzo bolało, to zakończ ten rozdział, poznaj kogoś i spędź z nim piękne chwile. - Poradziłam.

Mama i ciocia spojrzały na mnie. Ta pierwsza była zaskoczona i wzruszona moimi słowami, druga uśmiechnęła się.

- Może masz rację. Może powinnam spróbować. - Stwierdziła ciocia.

- Mamo, dobrze się czujesz? - Zapytałam po chwili, gdy mama wciąż nie odrywała ode mnie wzroku i patrzyła ze wzruszeniem na mnie przez dobre parę minut.

- Tak, po prostu, jak poradziłaś cioci, tak bardzo przypomniałaś mi tatę.

W końcu musiałyśmy się zbierać. Podziękowałyśmy za gościnę, pojechałyśmy do domu i poszłyśmy spać, bo było już późno. Przed zaśnięciem zastanawiałam się nad słowami matki.
Miło było je usłyszeć. W zasadzie moja porada jest dobra i dla mnie. Stałam się zła, żeby zemścić się na mordercach taty. A potem mi się spodobało to życie. Pełne nieoczekiwania, adrenaliny i bogactwa... Jedynym minusem dla mnie jest to, że zawsze tak naprawdę jesteś sam.
Nasze jedno z głównych mott, brzmiał: ,,Nikt ci nie ufa i ty nikomu nie ufasz".
______________________________________
Ciąg dalszy nastąpi!

Coraz bliżej imię, coraz bliżej imię...
Coraz bliżej, coraz bliżej naas...
(Tak ta piosenka cały czas siedzi mi w głowie)

Poznaliście jej sąsiada i ciocię? Co o nich myślicie?

Co do cioci z początku miało jej nie być, ale zrobiło mi się szkoda Kate, ponieważ jest tylko ona i mama, a rodziny zazwyczaj są duże, więc musiałam dodać choćby 1 osobę.

Słów: 1313

Next: pewnie jutro

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top