7

Arya.

Wróciłam z popołudniowej zmiany, było przed dwudziestą trzecią. Poszłam wziąć prysznic. Rozczesałam długie brąz włosy, umyłam zęby i poszłam do sypialni.

Trzy nieodebrane od Vincenta.

Przełknęłam ślinę wiedząc, że jestem spóźniona na umówioną godzinę już 15 minut. Założyłam satynowy szlafrok i już miałam do niego zadzwonić jednak on był pierwszy. Dzwonił na pierdoloną kamerkę.

Zawał. Umrę na zawał. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Odebrałam i od razu nakierowałam kamerkę tak by nie było widać mojej twarzy.

- co tak długo?

Zapytał i jedyne co widziałam, to była jego wytatuowana klatka piersiowa.

- brałam prysznic po pracy..

Powiedziałam cicho. Sam jego głos doprowadzał mnie do szaleństwa, a co dopiero połączony z tą unoszącą się w rytm oddechów górą mięśni. Wpatrywałam się w jego tors i zastanawiałam się jakby było go móc dotknąć..

- gdzie jesteś na "wakacjach"?

Zapytałam w końcu. Milczał chwilę, jak dla mnie zbyt długą chwilę.

- dlaczego pytasz?

Odpowiedział pytaniem na pytanie co nieco mnie poirytowało.

- Tak się nie robi Vincent, nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

Powiedziałam z wyrzutem. Widziałam jak jego klatka piersiowa przestała się unosić. Albo wstrzymał oddech albo po prostu internet znowu szwankuje i się zacięła.

Położyłam się na łóżku, postawiłam telefon na szafce nocnej tak by tylko miał widok na moje ciało zakryte szlafrokiem.

- powiedz to jeszcze raz.

Wychrypiał głębokim głosem na co przeszły mnie dreszcze i zapomniałam o czym rozmawialiśmy chwilę wcześniej.

- co takiego?

Wyszeptałam i dopiero po chwili dotarło do mnie jak to głupio brzmi. Zawsze byłam cięta w gębie, a teraz zachowywałam się jak ostatnia idiotka. Pisanie to jedno, rozmowa drugie, a rozmowa przez kamerkę? Trzecie i w moim przypadku najgorsze bo zaczęłam wariować.

- moje imię Arya, powiedz jeszcze raz moje pierdolone imię.

Zacisnęłam uda na jego ton głosu. Gdyby jego głos był kolorem byłby czarny jak smoła.

- Vincent..

Wyszeptałam.

- jeszcze raz Arya..

- Vincent..

Powiedziałam niemal od razu. Czułam przyjemne ale uporczywe mrowienie między nogami. Musiałam się tego pozbyć, musiałam sobie ulżyć.

Zapomniałam, że kamerka jest włączona. Zapomniałam, że przecież rozmawiamy przez telefon, że tak naprawdę nie ma go obok. Rozwiązałam satynowy szlafrok i zsunęłam go z ramion zostając kompletnie naga. Słyszałam jak bierze głęboki oddech, jak wypuszcza powietrze z płuc. Miał idealny widok na całe moje ciało.

- Arya..

Znów ten głęboki, mocny głos i znów to mrowienie w podbrzuszu. Zamknęłam oczy. Przejechałam dłonią po piersi, brzuchu aż dojechałam do podbrzusza. Rozchyliłam nogi, wsunęłam pomiędzy uda dłoń i zaczęłam się powoli pieścić.

- Vincent..

Cichy jęk wydobył się z moich ust, wyobrażałam sobie, że to właśnie on mnie dotyka, że to on robi mi dobrze.

- przyśpiesz Arya, zrób to dla mnie.

Nie musiał powtarzać dwa razy. Zaczęłam szybciej masować łechtaczkę, wiłam się. Jęczałam.

- włóż palce do środka..

Wsunęłam palec i zaraz jeszcze jeden.

- właśnie tak Arya..

Poruszałam palcami, kciukiem drazniłam punkt G. Słuchałam jego ciężkiego ale coraz szybszego oddechu i poleceń.

Byłam blisko, tak cholernie blisko.

- dojdź dla mnie.

Wychrypiał i to był punkt kulminacyjny. Jak na zawołanie moje ciało wygięło się w łuk, podkurczyłam palce u stóp, a palce wolnej dłoni wbiłam w materac..

- Vincent..

Wyjęczałam.

- Arya..

Usłyszałam krótki jęk prowadzący z głośnika telefonu. Milczeliśmy dłuższą chwilę. Każde musiało dojść do siebie.

- chciałabym żeby Twoje wakacje się skończyły szybciej..

Wyszeptałam kiedy mój oddech się unormował.

- poczekaj na mnie jeszcze trochę..

Powiedział równie cicho. Westchnęłam, wiedziałam, że to mi nie wystarczy. Jeśli tak dalej pójdzie, zwariuje przez te półtora roku.

- dobranoc Vincent.

- dobranoc Arya.

Rozłączyłam się pierwsza. Próbowałam sobie wszystko poukładać w głowie jednak na marne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top