30

Arya.

Vincent zaszył się w swoim gabinecie w mieszkaniu gdy powiedziałam, że poradzę sobie z rozpakowywaniem. Dochodził wieczór. Już drugi dzień siedziałam przy tych kartonach i walizkach ale chciałam zrobić to od razu by później mieć wszystko z głowy i nie przekładać wszystkiego z kąta w kąt. Już kończyłam, zostały ostatnie cichy do ułożenia w garderobie.

Vincent wszedł do środka.

- ile ci jeszcze zajmie?

Zapytał.

- myślę, że maksymalnie pół godziny i mam koniec.

Uśmiechnął się od ucha do ucha na tę wiadomość.

- dasz radę iść ze mną dziś do kasyna czy chcesz odpocząć?

Uniosłam brew do góry, nie wspominał o tym wcześniej.

- Damien zadzwonił przed chwilą, że przyjeżdżają.. powiedzmy, że ważni ludzie i chcą zagrać.

Skinęłam głową w geście zrozumienia.

- dobrze, skończę i pójdę się naszykowac.

Przytaknął i już go nie było. Ułożyłam resztę w dwadzieścia minut. Od razu poszłam wziąć prysznic. Wyprostowałam włosy, podkreśliłam oko kocią kreską i tuszem, a na usta nałożyłam czerwoną szminkę. Wybrałam czarną satynową krótką sukienkę z odkrytymi plecami i tylko założyłam majtki. Stanik był zbędny. Na stopy wsunęłam sandałki na szpilce. Vincent wszedł do sypialni już też ubrany. Musiał skorzystać z drugiej łazienki. Zmierzył mnie od góry do dołu i wziął głęboki oddech.

- chociaż powiedz, że masz na sobie majtki.

Zaśmiałam się na jego słowa i skinęłam głową.

- mam chociaż tak się teraz zastanawiam..

Uniósł dłoń do góry i mi przerwał.

- ściągnę je po wszystkim, ta sukienka jest taka krótka, że boje się, że zobaczą za dużo.

Ponownie się zaśmiałam, podeszłam do niego i pocałowałam delikatnie jego usta.

- dobrze, niech ci będzie.

Wyszeptałam. Wpił się w moje wargi, zacisnął dłonie na moich pośladkach. Syknęłam cicho czując mrowienie w miejscu przecięcia.

- jeszcze boli?

Zapytał.

- coraz mniej.

Uśmiechnęłam się delikatnie i znowu pocałowałam jego usta. Chwycił mnie za dłoń, ruszyliśmy w stronę windy. Jeszcze nigdy nie byłam w kasynie. Nie czułam potrzeby, a teraz czuję, że się stresuje. Gdy wsiedliśmy do samochodu, Vincent ruszył. Jechał tak powoli, że aż nie wierzyłam, że to on. W końcu zwykle jest piratem drogowym.

- co się dzieje?

Zapytałam po chwili bo czułam, że coś jest nie tak. Wziął głęboki oddech.

- będzie tam mój ojciec i jego znajomi.. przywitaj się ale nic poza tym, to nie są dobrzy ludzie Arya.

Zmarszczyłam brwi nie do końca rozumiejąc.

- ty też nie jesteś dobry.

Wytknęłam mu. Zaparkował pod kasynem i zablokował drzwi.

- ale ja nie sprzedaje kobiet jak pierdolone warzywa na targu.

Wychrypiał. Zamrugałam kilka razy.

- więc dlaczego chciałeś żebym z tobą pojechała? Skoro..

Spojrzał w moje oczy i odpowiedział pewnie.

- bo przy mnie jesteś bezpieczna ale nie chcę żebyś się rzucała za bardzo w oczy. Frank nie zrobi nic jeśli będzie wiedział, że jesteś moja ale mimo to, proszę żebyś uważała.

Skinęłam głową w geście zrozumienia.

- skąd będę wiedziała że to on?

Wyszeptałam czując jak robi mi się niedobrze.

- Frank to ten najbardziej obleśny, uwierz mi, będziesz wiedziała który to. Mój ojciec to ten siwy z brodą, też będziesz wiedziała który to. A reszta nie jest istotna.

Odpowiedział i odblokował drzwi. Wyszedł z samochodu i po chwili otworzył mi drzwi. Wyszłam niepewnie. Nie wiem czy jestem w stanie to udźwignąć.

- jeśli chcesz odwiozę cię do domu.

Usłyszałam i od razu pokręciłam głową na boki.

- dam radę.

Trzymał moją dłoń, weszliśmy do kasyna i od razu ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Kasyno było ogromne i nie wiem jakim cudem on się jeszcze tutaj nie zgubił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top