VIII

Spod biurka wyleciał długopis, a ja od razu skierowałem się w tą stronę. Uklęknąłem i zobaczyłem roztrzęsionego brata, który kurczowo trzymał się ramion. Głowę miał schowaną w kolanach i lekko się trząsł. Dosiadłem się obok niego i przytuliłem. Uspokoił się, gdyż ludzki dotyk działa kojąco, co mnie dziwi. Muszę to dokładniej zbadać, ale narazie liczy się tylko Bill.

- Ja cię przepraszam... N-nie chciałem ci zrobić krzywdy, a tym bardziej zabić! To on mi każe...

- Wiem bracie, nic się nie stało... Masz, to ci pomoże - podałem bratu 3 tabletki - Dzięki nim, nie będziesz go słyszeć, ale pamiętaj, że musisz brać je gdy poczujesz, że chce namieszać ci w głowie, inaczej znów przejmie nad tobą kontrolę

Demon wziął do ręki leki i połknął wszystkie naraz. Źrenice wróciły mu do naturalnego, kociego kształtu, a sam rozluźnił uścisk na ramionach. Podziałało.

- Ja... Nie wiem co powiedzieć...

- Nie musisz nic mówić - wyjąłem z kieszeni opakowanie i podałem bratu.

- A tobie nie są potrzebne?

- No cóż, mimo, że jesteśmy braćmi, różnimy się. Ty jesteś demonem snów, a tym demonom, dłuższy pobyt w ludzkim ciele szkodzi. Ja jestem demonem wiedzy, nam nie szkodzi ludzka powłoka, ale cały czas musimy być demonami tej samej rangi.

- Czyli ja, w każdej chwili mogę stać się innym demonem, a ty musisz kisić się w tej samej randze całe życie?

- Nie powiedziałbym tego w taki sposób, ale tak. Będę się kisić przez całą wieczność, w demonie wiedzy

~~***~~

Nie mogłem się ruszyć, miałem nogi jak z waty... Bill? Chłopak, którego zaprosiłem do domu wujka, chorował na psychozę i schizofrenię?!

Muszę ostrzec innych - to słowo natychmiast uświadomiło mi, że nie mogę tracić czasu na rozmyślanie. Natychmiast pobiegłem do chaty.

- Gdzie poszedł blondyn!? - spytałem Wendy, która stała oparta o futrynę salonu

- Na górze - odpowiedziała rudowłosa - Co tu się dzieje?

- Nie czas na pytania! - chciałem pobiec na górę, ale dziewczyna mnie zatrzymała

- Dipper do cholery! Co tu się dzieje!? Masz mi w tej chwili wyjaśnić! Kim są ci goście i dlaczego Bill wyglądał, jakby kogoś zamordował!

- Ja...

- Mów jak na spowiedzi! Martwię się! - Wendy złapała mnie za ramiona i lekko mną potrząsnęła

- Jakby to powiedzieć... Byłaś kiedyś pod jednym dachem z gościem chorującym na psychozę i schizofrenię, który próbował zabić swojego brata?... - zaśmiałem się nerwowo. Nie wierzę, że powiedziałem to tak otwarcie

- Żartujesz sobie?! - 19- latka puściła mnie, ale nie ulżyło mi gdy spojrzałem w jej przerażone oczy

- Chciałbym... Weź nóż - zacząłem mówić jej plan, który przed chwilą wymyśliłem - Ja też wezmę. Muszę iść na górę po Willa, nie wiadomo, co się z nim teraz dzieje

- Nie ma mowy, że pójdziesz tam sam!

- Oni mnie znają dłużej, ciebie tylko z widoku. Skąd wiesz jak Bill może zareagować?

- Mam to w dupie! Nie puszczę cię tam sama! - dziewczyna podała mi broń i złapała nadgarstek, za który pociągnęła mnie ma górę

Bałem się. Bałem się jak nigdy w życiu. Wiedziałem, że Wendy też się boi.

- Gdzie oni mogą być?

- Podejrzewam, że tam - wskazała na poszarpane drzwi, za które złapała - Zamknięte

- Szlag by to! - Kopnąłem podirytowany w drzwi

- Dippciak spokojnie, pamiętaj, że to chata Stanka, a ja, jako ulubiona pracownica, mam klucze do wszystkich pokoi - dziewczyna wyjęła z kieszeni owy przedmiot i wsadziła do dziurki, po czym kilka razy przekręciła - et voilà

Weszliśmy po cichu do pokoju. Nigdzie nie było ich widać, czym bardziej się zdenerwowałem

- Awww - powiedziała Wendy, a ja zdezorientowany tym co właśnie zaszło, spojrzałem w stronę gdzie się patrzyła.

Siedzieli, a raczej spali pod biurkiem. Will miał głowę opartą o ramię Billa, który trzymał coś w dłoni, a ja poczułem ciepło na policzkach

- Oj Dippciu, jeżeli chciałeś podglądać Billa, wystarczyło poprosić o klucz, a nie wymyślać historię o psychozie - potargała mi włosy

- O czym ty mówisz?

Wendy nie odpowiedziała, a wskazała na moją twarz, przez co zarumieniłem się jeszcze bardziej, na szczęście tego nie widziała

- Czy oni brali maryśkę? - spytała po chwili dziewczyna, przyglądając się przedmiotowi

- Nie wydaje mi się - podszedłem bliżej braci, i nadal, z nożem w ręce, ostrożnie wziąłem opakowanie, po czym wróciłem do Wendy - Jakieś tabletki

- Może antykoncepcyjne? - zaśmiała się

- Nic nie jest napisane - otworzyłem opakowanie, w którym jak się okazało, były same białe tabletki

- Antydepresanty?

- Oby nie - odłożyłem leki na miejsce

- Dobra Dippi - Wendy spojrzała na zegarek - Ja już lecę do domu, ale ty możesz tu zostać i popatrzeć na Billa~

- No wiesz co! - Szturchnąłem ją lekko w ramię i wyszliśmy z pokoju - A tak w ogóle to gdzie Mabel?

- W waszym pokoju. Śpi. - zeszliśmy na dół, a że bałem się zostać sam z tym psychopatą, zaproponowałem dziewczynie spacer, zaprowadzając ją do tartaku.

~~***~~

Obudziłem się obok brata. Kiedy zasnąłem? To nie istotne.

- Bill wstawaj - próbowałem go obudzić, gdy zorientowałem się, że siedzimy pod biurkiem, a co gorsza, wyczuwałem, że ktoś tu był

On tylko mruknął niezadowolony

- Bill, there is a discount on wine

- Where?! - natychmiast wstał, to zawsze działa

- W sklepie, a teraz rusz tyłek, jeżeli chcesz zdążyć

Blondyn nic nie odpowiedział. Przez chwilę analizował moje słowa, a po chwili był już na nogach.

- Zaraz wracam! - powiedział, ale go zatrzymałem

- Nigdzie mój drogi sam nie idziesz - wstałem z podłogi, przy okazji biorąc pudełko z lekami - A teraz chodź, bo wszystko wykupią i tyle z tego będzie

Wyszliśmy z pokoju, a następnie skierowaliśmy się do wyjścia.

- No to prowadź - powiedział Bill, puszczając moje ramię

- A tobie co?

- Skoro mam tu przeżyć 20 lat, muszę nauczyć się chodzić - dumny z siebie chłopak zaczął iść, i o dziwo dobrze mu szło

- 20 lat? Kto ci tak powiedział?

- Rada. Zostawiła mi kartkę z informacjami jak żyć i ile, by odbyć karę - mówił blondyn, który z gracją szedł na murku

- I nic mi o tym nie powiedziałeś?!

- A po co? - przechylił głowę na bok, zatrzymując się

- Chcesz mi powiedzieć, że przez ten cały czas, doskonale sobie radziłeś, ale udawałeś głupka?!

- Brawo Sherlocku, wpadłeś na to szybciej niż przypuszczałem - zaśmiał się Bill, zeskakując z murku

Jak on mógł mi zrobić coś takiego?! Czyli to wszystko było kłamstwem?

- Nie wierzę, że zrobiłeś to własnemu bratu

- To odwet za to, co zrobiłeś mi w młodości

- A co takiego ci zrobiłem? - spytałem podejrzliwie. Może w tej chwili, znów mną manipuluje?

- Zrobiłeś ze mnie kota! - naburmuszył się demon

- Serio nadal masz o to problem? - parsknąłem śmiechem

- Wiedziałbyś, gdybyś musiał lizać se tyłek!

- No już nie gniewaj się - przytuliłem brata - Muszę przyznać, że zemsta ci się udała

- Jak zawsze!

- Muszę też przyznać, że twój Dipper jest o niebo lepszy od mojego

- Sosenka? To zwykły dzieciak, a ja nie rozumiem, jak twój, może cię tak wykorzystywać!

- No cóż

- Nie pozwolę ma to! Jak wrócimy do swoich wymiarów, złożę wizytę temu Pines'owi















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top