VI

Drżącą dłonią mocno zaciskał coś, co również lekko krwawiło. Gdy chłopak się na mnie spojrzał, lekko się uśmiechnął i wyciągnął do mnie dłoń w której trzymał oko.....

Przerażony patrzyłem na chłopaka, który najwyraźniej był zdziwiony moim zachowaniem.

- Coś ty sobie myślał! - krzyczałem zdenerwowany

- Ch-chciałeś zobaczyć j-jak wygląda o-oko, jak smakuje, j-jakie jest w d-dotyku

- Nie mówiłem na serio! W sensie mówiłem, ale nie chciałem żebyś to robił! A teraz tu stój, a ja idę po apteczkę!

Odwróciłem się tyłem do blondyna i chcąc wybiec z pokoju w poszukiwaniu apteczki, ale zostałem zatrzymany. Obróciłem głowę i zobaczyłem Billa, który trzymał się mojego ramienia. Chłopak delikatnie podał mi oko, co mnie obrzydziło i bezwładnie opadł na moje plecy. Will szybko zainterweniował i położył swojego brata na łóżku, a ja uwalony krwią zbiegłem na dół po opatrunek

- Boże, co się tam dzieje?! - podbiegła do mnie Mabel, najpewniej zauważając krew na moich plecach i dłoniach - I co ty trzymasz w dłoni?! Z tego cieknie krew!

- To długa historia! Po prostu nie wchodź na razie do pokoju i powiedz gdzie jest ta gówniana apteczka! - wkurzony prrzetrzepałem kolejną szufladę, jednak po apteczce ani śladu

- Jest w dolnej szafce po twojej prawie

Złapałem za drzwiczki i omało ich nie wywarzając, rzuciłem się na opatrunki. Spojrzałem na moją dłoń, a po chwili namysłu wziąłem też sól fizjologiczną

- Mabel, masz tu sól fizjologiczną - spojrzałem na zdziwioną siostrę, dając jej płyn - Nie jestem lekarzem i nie znam się za bardzo na oczach, ale - wziąłem jej dłoń i położyłem na niej gałkę oczną - musisz wlać tu 3 krople soli fizjologicznej i tak co 5 godzin rozumiesz?

- C-czy to prawdziwe o-oko? - wymamrotała blada szatynka padając bezwładnie na mnie

- Świetnie!

Odłożyłem opatrunki na blat, a siostrę ostrożnie położyłem na podłodzę. Zdjąłem jej sweter i położyłem jej pod głowę Zamoczyłem ścierkę w zimnej wodzie i położyłem dziewczynie na głowie. Z góry dobiegł hałas, po czym zobaczyłem Willa

- Bill stracił przytomność! - krzyknął niebieskowłosy

- Mabel też!

- Zajmę się nią, a ty idź do Billa!

Nie byłem pewny czy to dobry pomysł zostawiać Mabel samą z obcym gościem śpiącym na drzewie, ale teraz liczył się blondyn. Nie żebym się o niego martwił, ale nie chce mieć trupa w swoim łóżku.

Złapałem za opatrunki i mijając się z chłopakiem pobiegłem na górę. Tak jak mówił Will, blondyn leżał nieprzytomny na moim łóżku. Nie wiedziałem od czego zacząć, w końcu nie codziennie ma się w swoim domu kogoś, kto wydłubuje sobie oko długopisem. Wyjąłem telefon z kieszeni i odpaliłem pierwszy lepszy tutorial, jak opatrzeć ranę w oku. Po długiej walce z bandażami w końcu udało mi się opatrzeć ranę.

Nie żeby coś, ale wyglądało to okropnie. Trzeba to będzie czymś zakryć... Może opaską na oko? Sorka Bill, ale będziesz musiał wytrzymać w opasce hello kitty o ile ją znajdę, ale narazie muszę sprzątnąć po tobie ten syf.

Zawołałem Willa, by pomógł przenieść blondyna na dół, a ja zająłem się sprzątaniem. Wszystko uwalone we krwi!

- Dobra, najpierw podłoga, potem koc, poduszka jest czysta... Trzeba jeszcze schować długopisy, bo nie wiadomo do czego ten debil się posunie, a ja nie zamierzam znów sprzątać

~~***~~


Obudziłem się w salonie, a obok mnie leżała Mabel... Nie, nie mówcie, że do czegoś doszło!

- Do niczego nie doszło, zemdlała, zresztą ty też - wytłumaczył Will, zapewne widząc moją minę

Rozejrzałem się dookoła. Na stole nadal stał mój kieliszek i to do połowy pełny. Nie mogłem patrzeć, jak to wino czeka na mnie, więc chcąc się napić spróbowałem wstać.

- Gdzie ty się wybierasz - spytał demon, przyciskając mnie do kanapy

- Będę rozmyślał nad życiem - popatrzyłem na kieliszek

- Które trwa nie całe dwa dni

- Te dwa dni są jak dwie wieczności!

- No to sobie jeszcze poleżysz mój drogi - Will wstał z fotela i powoli kierował się na górę - idę pomoc Dipper'owi sprzątać, a ty masz tu leżeć! Mam na ciebie oko - wskazał na swoje lewe oko, które przez ułamek sekundy zabłysło niebieskim światełkiem

Gdy brat zniknął mi z pola widzenia, próbowałem wstać, ale każda moja próba, kończyła się porażką. W końcu się poddałem, bo wiedziałem, że to sprawka Willa.

Nie dość, że zostałem pozbawiony wolności, to jeszcze jestem przykryty kocem w kolorowe konie... Spojrzałem na Gwiazdkę - śpi, chyba. Może umarła, albo bocian ją porwał i ją przetrzymuje, a ta tutaj to manekin. Czemu ludzie zgadzają się na to, by bociany kradły im dzieci i rozdawały obcym ludziom. Może taką mają tradycje? Też muszę kiedyś spróbować - skoro bociany mogą kraść dzieci to ja też! Szturchnąłem dziewczynę w głowę, a ta zaczęła coś mamrotać.

- Czyli bocian ją nie porwał, to dobrze, chyba. A jeśli zepsułem jakiś rytuał?! Może właśnie bocian miał ją porwać i miała zacząć nowe życie?! Nie pozwolę na to! Już raz zepsułem im życie, więc postaram się tego nie zrobić drugi raz!

Skoncentrowałem się. Siedziałem nieruchomo i skupiałem się na Willu, a dokładniej by mu przywalić za to, że leżę z kolorowymi koniami. Pisk. Zadziałało. Jednak nie straciłem wszystkich mocy. Głupia Rada, zawsze coś przeoczy. Wstałem z kanapy i wziąłem siostrę sosenki na ręce. Nie pozwolę by przeze mnie przerwała swój rytuał.

Wyszedłem z Chaty i położyłem dziewczynę na ziemi, następnie narysowałem pentagram, w którym był bocian. Położyłem ją na środku i zacząłem wypatrywać bocianów. Co one jedzą? Może dzieci? Ale takie przeterminowane?

Poszedłem jeszcze na chwilę do Chaty, by poszukać czegoś dla tych dzieciojadów. Może w tej lo-dów-ce coś będzie? Will mówił mi, że ludzie trzymają tam jedzenie żeby się nie zepsuło. Wygląda jak długi i wysoki kloc, więc łatwo będzie ją znaleźć, a nawet już znalazłem. Podszedłem bliżej i otworzyłem drzwi, które ukazały jedzenie. Wziąłem coś żółtego, twardego, chyba nazywa się ser, ale mniejsza. Wróciłem na miejsce rytuału i odrywając małe kawałeczki, wymawiałem słowa przyzywające bociany

- Przyzywam żywioły
Wzywam żywioły
Zaklinam je w mojej sprawie
Mur z czterech zalega twe oczy i myśli
Niech stanie się strach, wina i bociany!

~~*~~

- No i gotowe! - powiedziałem zadowolony, patrząc na czysty pokój

Usiadłem na podłodze zmęczony. Zmywanie krwi nie jest w całe takie proste.

- Ktoś idzie - oznajmił Will siadając obok mnie - słyszę kroki

Zza progu wyłoniła się rudowłosa dziewczyna, która na mój widok od razu się uśmiechnęła

- Hej Wendy! Jak dawno się nie widzieliśmy! - wstałem z podłogi i podbiegłem do dziewczyny

- Przecież widzieliśmy się w zeszłym tygodniu! - powiedziała Wendy, tarmosząc mi włosy - A tak w ogóle ktoś ci siostrę ukradł

- Co?! Kto?!

- Jakiś blondyn, podobny do tego za tobą. Ma jakiś opatrunek na głowie. Narysował pentagram na ziemi i położył na nim Mabel. Rzuca serem i przywołuje bociany, świr jakiś. Ale czemu pod wasza Chatą?

Spojrzałem na Willa, który zażenowany sytuacją, wziął nożyczki z podłogi i wyszedł z pokoju.

- Kto to? - spytała Wendy - o ile wiem, jesteś aspołecznym kujonem - zaśmiała się dziewczyna

- Sam nie wiem, spali na drzewie przed domem więc ich przygarnęliśmy

- Czyli to są bracia?

- Tak, Will i....

- I? - spytała zaciekawiona

- Bill...

Wendy położyła mi dłoń na ramieniu.

- Młody, to już przeszłość. Nie możesz chować urazy do imienia, które kojarzy nam się z czymś złym.

- Masz rację... Dobra chodźmy do nich, bo martwię się o Mabel - zanim jednak wyszliśmy zgarnąłem apteczkę - skoro byli zdolni do złamania sobie nosa i podbicia oka, nie wiadomo co mogą zrobić teraz

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top