Rozdział 2

Czy powinnam się uczyć teraz do egzaminu w piątek? Tak.

Czy idę jutro i w czwartek do pracy i nie będę miała czasu się uczyć? Być może.

Czy siedziałam dzisiaj i pisałam ten rozdział? No cóż...

Miłego czytania :D

___________________________________

— Po pierwsze, chcę, abyś konsultowała ze mną wszystkie swoje wyjścia poza moje mieszkanie — powiedział Ivan, spokojnie wykręcając z parkingu. Zmrużyłam oczy, posyłając mu wściekłe spojrzenie, ale udał, że go nie zauważa. Palant. — Mówię poważnie. Mam ci ochronić tyłek i zamierzam to zrobić. Wychodzisz gdzieś, to ja muszę o tym wiedzieć. Zrozumiałaś?

Och, rozumiem doskonale. Jednak on powinien zauważyć, jak już ciążą mi te kajdany, którymi próbuje mnie skuć.

— Oczywiście, panie władzo — prychnęłam. Nie zamierzałam się ze wszystkiego spowiadać, chociaż pewnie miał rację. Powinnam zachowywać jakiekolwiek pozory bezpieczeństwa, które on był w stanie mi zapewnić, ale... taka uległość nie leżała w mojej naturze. Nigdy. — I tylko tyle? Mogę wysłać ci wiadomość, jeśli będę miała zamiar gdzieś wyjść...

— Skarbie, nie zrozumiałaś mnie. — Posłał mi szybkie spojrzenie, które po chwili znów zwrócił na drogę. Miał przepiękne oczy, a ja chyba przeszłam chyba jakiś uraz głowy, że to w tej chwili zauważałam! — Moim obowiązkiem jest utrzymanie ciebie przy życiu. Nie będziesz nigdzie wychodzić sama. Musisz mieć obstawę.

— Kogo niby? — Uniosłam zadziornie brwi, chociaż nie był w stanie tego zauważyć. Prowadził pewnie, poświęcając praktycznie całą swoją uwagę jezdni i ruchowi na drodze. — Mam mieć więcej "mężów"? Czy może wymyślonych kochanków?

Parsknął, kręcąc powoli głową. Pojedyncze kosmyki włosów opadły mu na czoło, nadając jeszcze bardziej niegrzecznego wyglądu.

— Żadnych kochanków, żono — odpowiedział, wyjeżdżając ze Seattle. No to teraz czekała nas wspaniała podróż. Już nigdzie nie ucieknę. — Są dwie policjantki, które będą mieć na ciebie oko. Oprócz tego, żona porucznika zgodziła się pomóc i tobą zająć, bo chyba jej się już za bardzo nudzi na macierzyńskim i za dawno nie przeżyła żadnej przygody.

Świetnie to brzmiało.

Znudzona mamuśka, która pragnęła rozrywki. Zapowiadała się cudowna zabawa w tym zapomnianym przez Boga mieście.

— I może mam być jeszcze niańką na pełen etat? — Wbiłam wzrok w okno, oglądając mijany krajobraz. Drzewa, drzewa, skała, drzewa. Super. Coraz bardziej to wszystko mi się podobało. — Nie lubię dzieci.

— Bo sama zachowujesz się jak dziecko?

Odwróciłam się jego stronę oburzona, zauważając lekko uniesione kąciki ust Ivana. Świetnie, jeszcze teraz zamierzał mnie obrażać!

— A kiedy tak niby się zachowywałam, według ciebie? — syknęłam, czując w sobie narastającą złość. Mam nadzieję, że mu nie zrobię żadnej krzywdy, a rozprawa szybko się zacznie.

— Weszłaś pomiędzy dwa gangi niczym nieświadome dziecko, które nie było sobie w stanie wyobrazić konsekwencji. — Kolejne szybkie spojrzenie, ale tym razem pełne wyrzutu. Czy on naprawdę uważał, że ma prawo do posiadania do mnie pretensji?! — Jak inaczej mam cię postrzegać? Mając takie dowody, o których wspomniała Georgia, mogłaś iść na policję. Jesteśmy przeszkoleni do takich akcji, a nie ty!

Zacisnęłam usta, na co prychnął cicho.

— Nie...

— Prawda w oczy kole, prawda, kochanie?

Dureń. Nie będę mu odpowiadać.

Odwróciłam się ponownie w stronę okna, przymykając oczy. Nie mogłam mu w żaden sposób ulec. Nie będzie dominował w taki sposób, jak sobie wyobrażał.

Już nikt nigdy nie będzie miał nade mną takiej władzy.

* * *

Wchodząc do domu Ivana nie spodziewałam się, że będzie on taki... schludny. Byłam raczej przygotowana na to, że spotka mnie tutaj bałagan albo typowa męska jaskinia. Ale jasne meble? Poduszki na kanapie?

— Czy jakaś kobieta urządała ci mieszkanie? — Nie umiałam się powstrzymać. To pierwsza rzecz, której chciałam się dowiedzieć, gdy tylko przekroczyłam próg.

Zesztywniałam, kiedy położył mi dłoń na lędźwiach, a kuszący, męski zapach dotarł do moich nozdrzy. Przesunął sugestywnie palcami po linii mojego kręgosłupa, po czym delikatnie popchnął mnie w stronę salonu.

— Moja przyjaciółka, Jenn, bardzo lubi się zajmować takimi rzeczami, a po pewnych wydarzeniach szukała czegokolwiek, aby zająć swój umysł — odpowiedział spokojnie, rzucając mi nieodgadnione spojrzenie. — Poznasz ją. Jest dziewczyną oficera z naszego posterunku. Również zgodziła się dotrzymywać ci towarzystwa.

Świetnie. Teraz poznam więcej ludzi niż przez cały rok!

— Ktoś jeszcze był na tyle uprzejmy, aby dotrzymywać mi towarzystwa? — zapytałam słodko, krzyżując przedramiona na piersiach. Coraz mniej podobał mi się ten cały pomysł; jakby kiedykolwiek mi się podobał! — Naprawdę zamierzasz mnie tak traktować?

Uśmiechnął się krzywo, przyglądając mi się uważnie. Wsunął dłonie do kieszeni spodni, pozostawiając we mnie dziwny niedosyt.

Jeśli by nie był tym, kim był, to chętnie bym z nim spędziła przyjemną noc. Może nawet nie jedną, a więcej, ale to, że zaczął się zachowywać jak moja opiekunka...

— Mam cię chronić — powiedział spokojnie; coś w jego głosie mówiło mi, że brał to śmiertelnie poważnie. Tak, jakby był w stanie ryzykować swoim zdrowiem. — Martwa na nic się nie przydasz, a oni pójdą dalej truć samotne dzieciaki.

— A dorosłym już tak nie współczujesz? — Schyliłam się, rozpinając buty, które po chwili odstawiłam na wycieraczkę, aby topniejący śnieg nie pozostawił mokrych plam na panelach. Spojrzałam na niego ponownie, kiedy mi nie odpowiedział. — No więc?

— Dorosły, który bierze narkotyki, ma świadomość z czym to się wiąże — stwierdził, mrużąc oczy. Zsunęłam z siebie kurtkę, nie spuszczając wzroku z Ivana. Miałam przeczucie, że jeszcze nie skończył. — Wie, że jeśli zacznie ćpać, to podupada zdrowie, budżet czy samokontrola. Dzieciakom jednak się wydaje, że dadzą radę. Że są silniejsze.

W salonie zapanowała chwilowa cisza, podczas której cały czas się w siebie wpatrywaliśmy. Tak, jak wtedy u mnie w mieszkaniu, gdy spotkałam go pierwszy raz. Powstała jakaś magiczna nić porozumienia, której nie chciałam stracić. Ale też nie chciałam jej czuć; nie mogłam lubić osoby, mającej nade mną kontrolę!

— Dzieci są niewinne — dodał po chwili tak cicho, że prawie go nie usłyszałam. — Dorośli im nie tłumaczą, że kupując prochy mogą stracić zdrowie czy wpaść w nałóg. Straszy się je.

— Ale nie tłumaczy — dopowiedziałam szeptem, czując ucisk w sercu. Miał rację; ile razy prowadziłyśmy sprawy nieletnich, którym nie wytłumaczono konsekwencji pewnych działań? Jasne, straszenie skutkami też przynosiło swoje efekty, ale części było trzeba po prostu wytłumaczyć. Porozmawiać.

— Zrobię kolację — odchrząknął, odwracając ode mnie spojrzenie. Wyglądał tak, jakby poczuł się nagle niekomfortowo; ciekawe czemu. Chyba, że po prostu miałam zbyt bujną wyobraźnię. — Sypialnia jest tuż za tobą. Ja będę spał w salonie... tu wszystko usłyszę.

Skinęłam głową, odprowadzając go wzrokiem do kuchni, która znajdowała się w kolejnym pomieszczeniu. Westchnęłam cicho, łapiąc walizkę i ciągnąc ją do sypialni. Chciał być dżentelmenem? Proszę bardzo. Nie będę się kłócić o to, że oddał mi łóżko.

Chyba nie nadawałam się na romantyczkę.

— Och — szepnęłam zaskoczona, patrząc na ogromne łoże małżeńskie w centrum sypialni. Wyglądało tak, jakby mogło pomieścić co najmniej trzy osoby, a na upartego nawet cztery, jeśli by się do siebie przytulały. Miało nawet na każdym rogu drewnianą kolumnę, ozdobioną na końcu w głowę lwa, podczas, gdy reszta mebli w pokoju nie posiadała żadnych zdobień.

Dlaczego więc tylko łóżko się w taki sposób wyróżniało?

— O czym tak myślisz?

Podskoczyłam w miejscu, odwracając się w gwałtownie w stronę wejścia do pokoju. Ivan stał tam, oparty ramieniem o framugę, a dłonie miał wsunięte do kieszeni dżinsów. w Jasnych oczach zobaczyła lekkie rozbawienie, zwłaszcza, gdy wskazał brodą na łóżko.

— Wpatrujesz się w nie niczym w ósmy cud świata. Czemu? — zapytał, nie kryjąc w żaden sposób złośliwości.

— Wyróżnia się — odpowiedziałam krótko, przekrzywiając głowę. Dałam mu się zaskoczyć, ale nie pozwolę mu zyskać żadnej przewagi. O ile próbował takową uzyskać. — A ty nie miałeś zrobić kolacji?

— Niestety, ale muszę się zapytać czy jesteś chętna na pizzę. — Nie mogłam nie zauważyć jak się lekko spiął. Musiało mu być głupio! — Okazało się, że nie mam nic w lodówce, a...

— Nie przewidziałeś mojej wizyty?

Nie hamowałam szerokiego uśmiechu. Jednak parsknęłam śmiechem w momencie, kiedy się skrzywił. Naprawdę myślał, że przyjmę to spokojnie, z pokerową miną?

— Przewidziałem, ale nie byłem pewien, że zjemy coś po drodze. — Nieprzyjemny grymas nie schodził mu z twarzy. Chyba niezbyt podobał mu się mój szeroki uśmiech. Przynajmniej mnie rozbawił! — Dlatego teraz przyszedłem. Więc jak z tą pizzą?

Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Co za człowiek!

— No to chodźmy ją zamówić, mój ty bohaterze. — Z niemałą satysfakcją zauważyłam jak zacisnął mocniej szczęki. Chyba znalazłam nowe hobby w postaci wyprowadzaniu Ivana z równowagi. Wyglądał wtedy jeszcze bardziej... apetycznie i groźnie. Niczym dziki drapieżnik, trzymający się na uboczu. — Kiedy poznam tych twoich znajomych?

— Jutro ma wpaść Deborah z Jamesem, a potem pójdziemy na spotkanie z Sophie, która pracuje w kawiarni — odpowiedział powoli, odwracając się do mnie tyłem. Ruszył w kierunku salonu, nawet nie sprawdzając czy idę za nim. — Tylko mam jedną prośbę. Wstrzymaj trochę swoje komentarze, bo dziewczyny są po dużych przejściach. Jennifer też.

Uniosłam z zaciekawieniem brwi. Brzmiało to interesująco. Czyżbym mogła się czymś zająć w tym zapomnianym przez Boga mieście?

— A potrzebują może jakieś pomocy prawnej? Chętnie się tym zajmę — zaproponowałam szybko, podbiegając do niego. Znowu miał pokerowy wyraz twarzy, który zauważyłam, kiedy tylko skierował na mnie swój wzrok. Co z nim było nie tak? W zeszłym roku okazał mi zdecydowanie większe zainteresowanie!

To był jeden pocałunek!

— Już wszystko mają załatwione z sądowych spraw — odpowiedział wymijająco, a mi serce szybciej zabiło. A jednak ktoś tutaj miał problemy z prawem! — Nie proponuj im niczego. Nie pytaj. Jeśli będą chciały, to same ci o wszystkim opowiedzą, dobra?

Ta jedna nuta w jego głosie mnie odrobinę zaniepokoiła. Czy to był... smutek? A może jakiś żal?

— Czy to było coś poważnego?

Ivan nie odpowiedział od razu. Podszedł do jednego z ciemnych kuchennych blatów i oparł się do niego, po czym uważnie mi się przyjrzał. W ostatniej chwili się powstrzymałam przed przestąpieniem z nogi na nogę; to nie w moim stylu! Jestem pewną siebie prawniczką, która nie ugina się pod spojrzeniem przystojnego gliny!

— Tak. W sumie, na pewno słyszałaś historię o poruczniku z Horsetown, który oszukiwał i bił swoją żonę — powiedział powoli, mrużąc oczy. Jedynie przekrzywiłam głowę, próbując sobie cokolwiek przypomnieć, ale... nie moglam. Coś mi się kojarzyło, jednak szczegółów kompletnie nie pamiętałam. — To było chyba dziesięć lat temu. Został skazany, a potem... uciekł.

— O tak! — Wykonałam triumfalny gest ręką. To już pamiętałam! — On chyba zginął od strzału kobiety, która porwał? W ogóle nie kojarzyłam, że to stało się tutaj!

Widząc minę Ivana, zamilkłam. Coś było nie tak, a fragmenty układanki bardzo szybko wskoczyły na swoje miejsce.

O Chryste.

— Która była ofiarą? — zapytałam już cichym i spokojnym głosem. Ivan przetarł twarz dłońmi, po czym rzucił mi smutne spojrzenie, przez które ścisnęło mi serce.

— Porwał Sophie, a Deborah była kiedyś jego żoną. — Skrzywił się, gdy zasłoniłam dłonią otwarte usta. — Dlatego nie chcę, abyś...

— Rany, drugi raz się widzimy, a ty już masz o mnie tak złe zdanie? — przerwałam mu, niezbyt chcąc, aby dokończył. To na pewno nie byłoby przyjemne. — Wiem, że dużo mówię, ale naprawdę potrafię się zachować w towarzystwie, panie władzo.

Poczułam się... fatalnie. Nie zasłużyłam na taką szybką ocenę. Jasne, może poznał mnie jako raczej bardziej narwaną, ale nigdy bym nie palnęłaaż takiej okrutnej bzdury! Z jakiego powodu on mnie uważał za...

— Willow, trochę źle mnie zrozumiałaś — powiedział stanowczo, odrywając się od blatu. Uniosłam przekornie brodę, rzucając mu niemo wyzwanie. Raczej spodziewałam się przeprosin, a nie, że zacznie takim tekstem! — Nie chcę, abyś powiedziała coś, przez co obie strony poczują się niezręcznie.

Prychnęłam pod nosem. Też coś!

— Tylko winny się tłumaczy — odpowiedziałam wyniośle, mrużąc oczy. — Jestem kulturalna w towarzystwie i zapewniam, że nie będziesz się mnie musiał wstydzić. I nigdy więcej nie próbuj mi sugerować, że jest inaczej.

Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami i żadne z nas nie chciało odpuścić.

Dobrze. Jeśli chciał wojny, to będzie ją miał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top