Jedyny vol. 2
Siedzę pod ścianą i cały się trzęsę. Jak galaretka na stole, którym ktoś ciągle szarpie. Ten facet szarpie moim życiem. I jej życiem.
Bardzo bym chciał, żeby te łzy tak nie piekły, a krzyki zza ściany nie bolały. Ale słowa docierają do mnie za każdym razem i nie potrafię się na nie znieczulić. Zagłuszają nawet tępe walenie serca i ten głupi, głupi płacz, który sam się ze mnie wyrywa i brzmi jakbym miał zaraz umrzeć. A ja tak bardzo boję się śmierci.
Tylko że życia tutaj też się boję. Każdego wieczora ściska mnie w środku na myśl, że przyjdzie kolejny niepewny dzień. Albo zanim przyjdzie, jakiś straszny hałas obudzi mnie w nocy, znów będę płakał i się trząsł pod uderzeniami rozhukanych wrzasków.
Zawsze czuję wewnątrz siebie echo tych krzyków, jakbym był jaskinią, w której najgorsze zmory szukają kryjówki. Ale ja nie mogę ich wszystkich chować. Są za głośne i zbyt straszne. Jak je wszystkie pomieszczę?
Wstydzę się czasem przed sobą, kiedy zaczynam płakać głośniej, bo dłużej już nie mogę tego hamować.
Wreszcie trzask drzwi przenika mieszkanie i wszystkie ściany, rozrywa mnie na strzępy i kończy awanturę. Słyszę, że mama też płacze. Zrywam się do niej, jednak nogi mam miękkie, a policzki sztywne od łez. Żołądek długo jeszcze nie będzie mógł się rozluźnić.
W pokoju śmierdzi dymem i alkoholem. Nie znoszę tego smrodu. Jest i ostry, i dziwnie mdły, wciska mi się sam w płuca i zawsze wyobrażam sobie lepkie, ohydne palce, które chcą... Wolę nie wiedzieć, czego chcą. Nie chcę wiedzieć, dlaczego mama ma spuchnięty policzek, a ten okropny człowiek robi jej krzywdę, chociaż ona nosi w brzuchu jego dziecko.
Będzie miało strasznego ojca.
Mama wyciąga do mnie ręce i widzę, że nie tylko ja się trzęsę. Widzę ją jakby była namalowana. Ma śliczne oczy i włosy trochę rude, a trochę mysie, bo już robią jej się odrosty. Ma na sobie za ciasną bluzkę, która podwija jej się na wystającym brzuchu, i cera jej usycha, bo musi robić w domu wszystko i jeszcze ten człowiek wysyła ją do pracy.
To nigdy nie będzie mój ojciec.
Nie daję się przytulić mamie. Boję się potwornie i chcę krzyczeć, że mam tylko dziesięć lat, że już więcej nie chcę, że możemy uciec, że chciałbym mieć prawdziwego tatę.
Chciałbym jej powiedzieć, że podjęła złą decyzję. Tylko jak mógłbym jej to powiedzieć, skoro ona jest cała zapłakana i szlocha na głos, a ten szloch wbija mi się w uszy? Kogo boli bardziej?
Jak przez mgłę pamiętam tego mężczyznę z ulicy. Wiem, że palił papierosa i patrzył na mnie i mamę. Wiem, że odszedł, a ja patrzyłem za nim. Tylko tyle. Ten jedyny obraz. Może to nie mój tata. A może tak? Może on nam pomoże?
Kiedy jest już spokój, szukam w szafce notesu, który mama schowała przed wszystkimi. Ma tam numery telefonów i kilka adresów. Serce mi znowu wali i rozglądam się ciągle, chociaż ona śpi, a jego nie ma. Nie wiem, który to może być numer. Nie wiem, czy w ogóle jeszcze tu jest.
Przypominam sobie swój strach i kulę się bardziej, ale zdaję sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy zaczynają boleć mnie ramiona.
Jest. Zamazany, ale dam radę. Muszę dać radę.
Ktoś musi uratować mamę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top