#41

Siedząc przed lustrem wpatrywał się we własne odbicie, starając się znaleźć w tym chłopaku dawnego siebie. Ta sama blond grzywka opadająca na czoło. Figlarski błysk
w oku, do którego przyzwyczaił innych. Smukła twarz, z wystającymi kośćmi policzkowymi. Szczupła, ale wysportowana sylwetka. Ubrany w elegancką, czarną koszule i granatowe  dżinsy. Chociaż z wierzchu nie odbiegał wyglądem od siebie sprzed kilka lat, jego wnętrze się zmieniło.

Pewność siebie zmalała, nie mówiąc, że praktycznie zniknęła. Cały entuzjazm, radość, zamieniła się w niepokój i smutek. Te kilkanaście dni  znacznie wpłynęły na jego psychikę
i samopoczucie, ale wracając do swojego rodzinnego kraju chciał zacząć życie na nowo. Skupić się na pasji, którą były skoki. Jego miłość od najmłodszych. Determinacja pozostała. Wysokie ambicje, realizacja postawionych celów
i marzeń dodawała my skrzydeł
i chęci. Tylko to pozwalało mu uwolnić myśli od tragicznych wydarzeń i... Jej.

Nie wiedział dlaczego. Nie wiedział po co. Nie wiedział jak. To przyszło tak nagle. Niespodziewanie. Próbował sobie wmówić, że nic nie czuje. Przyjaciółka to przyjaciółka. Bliska, jednak nie najważniejsza osoba
w jego życiu. Rozstając się z nią, poczuł pustkę. Pustkę, która stała się dla niego nieprzyjemna i uciążliwa. Brakowało mu jej ciepłego uśmiechu, delikatnego zapachu perfum, szczerego śmiechu. Zasypiając myślał o niej. Co właśnie robi, jak się czuje, czy też o nim myśli. Chciał ją ponownie zobaczyć. Może wydawać się to proste. Zarezerwować bilet na lot do Polski, spakować się i lecieć. Chciałby, żeby wszystko potrafiło wydarzyć się tak szybko jak o tym myśli.

Odłączył naładowany telefon od ładowarki i wsunął do tylnej kieszeni spodni. Podniósł z szafki nocnej swój ulubiony zapach perfum, w szklanej, srebrnej buteleczce i kilka razy psiknął się nim. Po pokoju rozniósł się ostry zapach. Daniel uśmiechnął się do siebie i odkładając perfum ostatni raz zerknął na swoje odbicie
w lustrze. Nadszedł czas, aby się wyluzować i cieszyć. To właśnie ta noc, kiedy może zaszaleć. Ten moment, w którym nic nie będzie się liczyć. Miał nadzieję, że impreza
w klubie z przyjaciółmi będzie dla niego udana. Wychodząc upewnił się kilkukrotnie, czy zamknął drzwi domu. Chciał mieć pewność, że wszystko to co robi, robi dokładnie.

- Tande!

Słysząc ryk silnika podjeżdżającego auta wiedział, że już nie może się wycofać. Przyjaciele jak zawsze byli na czas. A może nawet kilka minut przed ustaloną godziną. Zauważył Andersa, który wysiadł z auta. Miał na sobie miętową koszulkę w grochy, do tego szare, poszarpane dżinsy. Na nogach czarne vansy, które idealnie komponowały się z resztą stylizacji. Jasne włosy zaczesane do tyłu. Niczym lokaj otworzył tylnie drzwi pojazdu, zapraszając go do środka. Uśmiechnął się przy tym jak dziecko, co rozbawiło blondyna. Unosząc głowę do góry, wsiadł z największą gracją, jaką potrafił. Fannemel parsknął śmiechem, zamykając za nim drzwi
i siadając obok kierującego Roberta. Odwrócił się do tyłu i puścił oko Danielowi, który głośno się roześmiał.

- Jak tam nastrój? - zadał pytanie Robert, przekręcając kluczyk
w stacyjce.

- Myślę, że dobry - Daniel przełożył pas przez prawe ramię i przypiął się. Oparł głowę o siedzenie i głośno westchnął. - Nie wiem, z jednej strony chce jechać, a z drugiej coś mnie trzyma.

- Będziemy się dobrze bawić. Po to tam jedziemy. Trochę zabawy nam się przyda.

Usłyszał ryk silnika i auto ruszyło. Klub znajdował się kilka kilometrów od domu Daniela. Nie był jego stałym bywalcem. Starał się unikać głośnych imprez, zabaw. Poza skocznią chciał odpocząć. Wracając z zawodów nie miał ochoty wybrać się do klubu. Nawet świętować zwycięstwa. Bał się, że mógłby wpaść w wir, z którego trudno byłoby mu się wydostać. Człowiek może łatwo się uzależnić, natomiast trudno później się od tego uwolnić.

- Wysiadka.

Daniel momentalnie podniósł głowę do góry. Rozejrzał się wokół. Jasno światło, jakie podało na auto sprawiało, że miał ochotę zostać
w nim na dłużej. Jednak dźwięk otwieranych drzwi przez przyjaciół sprawił, że również i on musiał opuścić pojazd. Położył rękę na klamce, po czym delikatnie pociągnął. Wyciągnął po kolei nogi. Czując pod nimi grunt, zamknął za sobą drzwi.

- Chodź.

Anders poklepał go po plecach, zachęcając do zrobienia kolejnego kroku wprzód. Daniel uśmiechnął się i ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Przed nim pewnie kroczył Robert, pogwizdując.

- Hej Olivier - Wąsacz przywitał się z masywnym mężczyzną, stojącym przed wejściem. Założoną miał na głownie czapkę z napisem ''security''.

Wyglądał jak typowy ochroniarz. Napakowany mężczyzna, łysy, wysoki, po czterdziestce. Na pierwszy rzut oka wzbudzał niepokój. Jego surowy wzrok sprawiał, że po plecach spokojnie mogły przebiec nam ciarki. Niespodziewany uśmiech na twarzy dezorientował. Ręce dotychczas złożone na piersi prostowały się i wyciągały ku klientowi. Ściskały jego dłoń, po czym Olivier ucinał krótką pogawędkę, dołączając pytanie o wejściówkę. Lubił swoją pracę, nie ukrywał tego. Może nie była to ta wymarzona, ale sympatia i otwartość dla nieznajomych sprawiała, że miło został zapamiętywany. Często oni wracali, a klub cieszył się dobrym powodzeniem. 

- Dawno się nie widzieliśmy - odparł mu, otwierając drzwi do lokalu. - Trener wam pozwolił?

- Otóż dlatego tu jesteśmy - zaśmiał się Anders. - Nawet Daniel. Tą datę powinieneś zapisać w swoim kalendarzu.

- A ty jak się czujesz? - spojrzenie przeszło na Daniela, który zupełnie nie spodziewał się, że może ono paść. Zmusił się do uśmiechu.

- Jest okej.

- Bawcie się dobrze - jego słowa zagłuszyła głośna muzyka, która buchnęła w nich zaraz po wejściu do środka. Była ona spora głośniejsza, niż przed klubem.

Kilkadziesiąt osób tańczyło do piosenek, które były chwytliwe i szybko wpadały w ucho. DJ odpowiadał za dobrą zabawę i było widać, że jak na wczesną godzinę ludzie bawią się dobrze. Daniel rozejrzał się po sali. Po prawej stronie były usytuowane czerwone kanapy i  czarne stoliki, okrągłe lub prostokątne, przy których można było odpocząć. Na każdym z nich leżała ulotka, należąca zapewne do klubu. Miejsce to było oddzielone od parkietu lekkim podestem. Na środku sali znajdowało się miejsce dla DJ-a i jego całego sprzętu. Za obsługę odpowiedzialny był młody mężczyzna. Na uszy założone miał czarne słuchawki, co chwile się bujając i podnosząc wzrok na bawiący się tłum.

Po prawej stronie znajdował się niewielki bar, przy którym stało kilka krzesełek. Niektóre z nich były zajęte. Za barem mężczyzna w eleganckim garniturze z niebywałą precyzją wykonywał zamówienia. Popisywał się swoimi umiejętnościami, czasami otrzymując za nie gromkie brawa od przyglądających się temu osobom. Można było poprosić różne trunki, które on by wykonał. Cała sala sprawiała wrażenie miłej i przytulnej. Z sufitu zwisały kryształowe lampy, z których co chwile błyskało kolorowe światło, oświetlając grafitowe ściany.

Daniel razem z przyjaciółmi dołączył do zabawy. Na początku nie potrafił się wpasować, jednak po jakimś czasie w pełni oddał się tańcu. Roześmiany bawił się, nie zważając na swoje ruchy. Po chwili dołączył do tego śpiew. Zupełnie zapomniał o wszystkim, co dobrze na niego wpłynęło. Tego luzu mu właśnie brakowało.

- Idę do baru. Chcecie coś? - zapytał Tande, starając się przekrzyczeć głośną melodię.

- Co? - Robert wykrzywił usta w dziwny grymas. On zdążył się już poczęstować, podobnie jak Anders. Jednak wyglądał znacznie lepiej od swojego kompana.

- Pytam, czy chcecie coś z baru - powtórzył, jednak widząc minę przyjaciela zrezygnowany pokręcił głową.

Przeciskając się przez ludzi, dotarł do baru i usiadł na krześle. Wyciągnął z tylnej kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Równa północ. Z nadzieją sprawdził wiadomości, jednak skrzynka pozostała pusta. Głośno wypuścił powietrze.

- Podać coś panu? - mężczyzna za barem nalał do trzymanego w ręce kieliszka trunek i podał go kobiecie siedzącej niedaleko Daniela.

- Poproszę Long Island Iced Tea - odparł, a barman przytaknął skinięciem głowy.

- Widzę, że pan całkowicie trzeźwy - Norweg uśmiechnął się, spoglądając na mężczyznę wyciągającego shakera i wlewającego do niego po kolei składniki. Na prawej piersi ujrzał małą przyczepioną plakietkę, na której znajdowało się imię Lars.

- Jak widać da się dobrze bawić bez promili - przyglądał się uważnie, jak Lars wlewa mieszankę do szklanki i dorzuca lód.

- Jakieś poszukiwania partnerki?

- Raczej próba relaksu. Wybranka już jest.

- I bawi się tutaj z tobą? - zupełnie nie wiedział dlaczego wypowiedział to zdanie. Przecież wie jaka jest prawda.

- Nie, u przyjaciela w szpitalu - podziękował za drinka i upił z niego łyk.

Spojrzał na parkiet, w poszukiwaniu swoich przyjaciół. Od razu mignęła mu miętowa koszula Andersa. Tańczył on właśnie z niską brunetką, ubraną w ciemną, dopasowaną sukienkę sięgającej jej nieco przed kolano. Widział wzrok Norwega, który z zaciekawieniem przyglądał się partnerce w tańcu.

- Hej przystojniaku.

Daniel raptownie odwrócił się, omal nie wylewając zawartości z szklanki. Obok niego siedziała atrakcyjna blondynka, szeroko uśmiechająca się. Miała mocny makijaż, który podkreślał jej duże, szare oczy i mocną czerwoną szminkę. Starał się nie zwracać uwagi na jej atut - spory biust, który mocno podkreślała czerwona, dopasowana sukienka z sporym wycięciem na plecach, którą założyła. Już na początku zauważył szczupłą sylwetkę i długie nogi. Posłał dziewczynie uśmiech.

- Jestem Anna - wyciągnęła rękę, a Daniel delikatnie ją uścisnął.

- Miło mi cię poznać. Daniel.

- Przepraszam! - Anna podniosła się z miejsca, błądząc wzrokiem w poszukiwaniu barmana. - Czy mogłabym prosić Mohito?

Lars pokiwał głową, a dziewczyna poprawiając swoje długie, proste włosy ponownie spojrzała na Daniela. Chłopak nie wiedział czemu, ale czuł się niekomfortowo. Anna wydawała się bezpośrednia, a za takim typem dziewczyn nie przepadał.

- Chciałbyś zaraz zatańczyć? - przejechała paznokciami po jego ramieniu, powodując ciarki na jego ciele. Nie potrafił odmówić.

- Jasne - posłał jej promienny uśmiech, w zamian za to blondynka musnęła jego dłoń.

Otrzymując swoje zamówienie, Anna rozpoczęła rozmowę. Powoli popijali swoje drinki, nie przejmując się minutami, które mijały. Dziewczyna okazała się modelką, co wcale nie zaskoczyło Tandego. Z takim wyglądem mogła by podbijać wybiegi w Paryżu. Jak się dowiedział, od niedawna rozpoczęła się jej przygoda z modelingiem, jednak już dostała sporo propozycji. Chłopak co prawda nie był taki otwarty dla nowej znajomej, jednak opowiedział jej co nieco o sobie. Opowiadając jej, że jest skoczkiem, Anna przymrużyła oczy i odpowiedziała, że wydawało jej się, że właśnie tą twarz skądś kojarzy. Wypili po dwa shoty, po czym udali się na parkiet. Tańczyli osobno do żywej muzyki, ocierając się o innych. Daniel jednak przez cały czas czuł jej wzrok na sobie. Gdy z głośników popłynęła wolna muzyka, dziewczyna zbliżyła się do niego, splatając ręce na jego szyi i wtulając się w jego tors. Jej ruchy stawały się bardziej uwodzicielskie, a chłopak mógłby przysiąc, że w momencie objęcia jej, wydała ciche mruknięcie zadowolenia. 

W pewnym momencie dziewczyna przeniosła wzrok z jego koszuli do góry, a ich spojrzenia spotkały się. Jej szare oczy błyszczały, a od jej twarzy odbijały się promienie kolorowego światła padającego na nich. Daniel poczuł dziwną suchość w ustach. Anna przyciągnęła jego twarz do swojej i chłopak poczuł gorący pocałunek na swoich ustach. Poddał się jej, oddając pocałunek, czując, jak jego ręce zsuwają się w dół jej ciała. Blondynka czochrała jedną ręką jego włosy, drugą dalej przytrzymując jego twarz. Daniel czuł, jak palą go policzki. Jak się okazało, nie tylko one. Sumienie. Wyrzuty sumienia.

Niespodziewanie przerwał pocałunek, odsuwając się od zdezorientowanej dziewczyny. Wsadził ręce do kieszeni po czym wyszeptał ciche ,,Muszę iść'' mijając ją. Przetarł dłonią usta, po czym opuścił klub. Wyciągnął telefon i zadzwonił po taksówkę. Czekał kilka minut, jednak czuł, jakby trwało to wieczność. Jak najszybciej znaleźć się w domu, teraz to był dla niego cel. Widząc najeżdżający transport, szybko wsiadł do środka i poprosił do dojechanie do miejsca, które wskazał. Wysiadając, podał mężczyźnie pieniądze i udał się do środka.

Zamykając za sobą drzwi wydał głośny okrzyk, uderzając dłonią w ścianę. Czemu on to dalej robi. Rani innych, na początku dając nadzieję. Chce zapomnieć, ale nie potrafi. Zrelaksować się, a to mu przychodzi z trudem. Nie umie tak żyć. To staje się trudnością, a on się męczy. Musi się uspokoić i przemyśleć, co chce właściwie zrobić. W jego głowie zrodziła się jedna myśl, z którą nie potrafił walczyć. Może to właśnie lepiej. Właśnie tak powinien postąpić.

Otwierając laptop, sprawdził najbliższe loty. Jeden z nich udało mu się zarezerwować. Klikając ENTER poczuł dziwny ucisk w żołądku, ale również radość. Wyciągnął z szafy dużą, szarą walizkę, po czym zaczął wrzucać do niej ubrania oraz najpotrzebniejsze rzeczy. To już dzisiaj. Za kilka godzin tam będzie.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top