#34
- Witam ponownie!
Michael niechętnie podniósł głowę do góry. Czuł się źle. Bardzo źle. Jego nogi zupełnie zesztywniały od grubego sznura, podobnie jak ręce, które starał się oswobodzić. Nie udało mu się. Przez szamotanie czuł, że jego nadgarstki są poharatane od liny. Pieką, a on nie może nic na to poradzić. Jedynie zacisnąć zęby i liczyć na szczęście, bądź ratunek.
Widząc po raz kolejny mężczyznę poczuł złość. Nienawidził go. Za to, co zrobił i ma zamiar zrobić. Cały czas ma plan, nie wycofuje się z gry, którą sam rozpoczął. Jest królem i to on decyduje o losie innych. Jakby zupełnie nie odczuwał współczucia. Bez jakichkolwiek emocji, z zimną krwią pozbawia tego, co dla człowieka jest najcenniejsze - życie.
Mężczyzna wyciągał z kieszeni telefon. Ponownie odwrócił do niego, wskazując wskazującym palcem drugiej ręki fotografie. Jedną, przedstawiającą leżącego bezwładnie Laniška, głową zwróconą w stronę ziemi z posiniała szyją. Udusił go.
Bez pytania przesunął palcem i Michaelowi pokazała się druga fotografia. Dawida Kubackiego, z raną postrzałową. W głowie. Austriak wzdrygnął się, na chwilę spuszczając wzrok. To co widział, przyprawiało go o ciarki na ciele. Zbrodnie, do których posuwał się morderca wydawały się coraz bardziej okrutne.
Kolejna fotografia. Tym razem Veronica, dziewczyna Sturšy. Ją także nie oszczędził. Zginęła w młodym wieku, z ręki tego psychopaty.
- Na razie to tyle - na chwilę zabrał sprzed twarzy Michaela telefon. Chłopak widział, ponownie przejeżdża palcem po ekranie, tym razem pisząc coś. - Ostatnie nagranie.
Włączył. Hayböck zobaczył kamerę skierowaną na Andreasa, za którym ktoś się ukrywał. Stwierdził po drobnej posturze, że może być to Patrycja. Mężczyzna odezwał się do Wellingera, jednak na nagraniu głos był niewyraźny i zniekształcony. Odpowiedzi Niemca nie było słychać. Celowe zagrania mordercy. Nie chciał mu pokazać wszystkiego. Za dużo by wiedział. Po chwili Michael zobaczył, że mężczyzna szybko się przemieszcza, biegnie. Andreas został pchnięty przez niego. Austriak już miał odetchnąć, widząc, że skoczek utrzymał równowagę i nie runął w przepaść. Za wcześnie. Stojąca za nim dziewczyna pociągnęła go w dół. Na tym filmik się kończył.
- Jeszcze mam nagranie Kamila, ale tego ci nie pokaże - roześmiał się, a Hayböck ze zrezygnowaniem pokręcił głową.
- To ci sprawia taką radość?
- Trafiłeś w dziesiątkę - roześmiał się.
- Dlaczego? - jedno nurtujące pytanie, które tkwiło w jego głowie i chciał poznać odpowiedź. - Dlaczego to robisz?
- Od czegoś musiało się zacząć - odparł mężczyzna. Zupełnie spokojnie. Podszedł do Michaela od tyłu i przejechał dłonią po jego ramieniu. - To sposób, w jaki mogę się uspokoić. Tak naprawdę... Zdradzę ci coś, co tak nie powinienem. Ale czy coś ci to da? Wątpię. Jestem jednym z was. Należę do świata skoków. Nie powiem, odgrywam w nim znaczącą rolę.
Zboczył z tematu. Hayböck był teraz czujny i starał się po każdym wypowiedzianym słowie mordercy poskładać wszystko w jedną całość. Skoro jest to skoczek, to też osoba, która wiedziała o tym obozie od początku. Ktoś z osób zaproszonych przez Petera.
Może odliczyć Johanna i Celinę, którzy zginęli jako pierwsi. Z tego co widział, Gregora, Andreasa, Veronice i Patrycje również. Śmierci Kamila nie zobaczył, chociaż podobno morderca miał nagranie. Nie pokazał mu. Może to część planu? Nie wiedział. To były tylko podejrzenia, które siedziały w głowie Michaela i nikt ich nie poznał. Na razie nie mógł.
- Musze już iść - odszedł kilka kroków do tyłu. Już nie uśmiechał się. Wyglądało to tak, jakby jego pewność siebie nagle zmalała.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Michael ponownie został w pomieszczeniu sam. Ta samotność mu już doskwierała. Zupełna cisza, brak jakichkolwiek dźwięków z zewnątrz. Nie wiedział co się dzieje, nie mógł w żaden sposób pomóc. Ani sobie, ani innym. To go bolało najbardziej.
Rozejrzał się na około, starając znaleźć jakąś drogę ucieczki. Brak okien skreślał jego plany. Pozostawały tylko drzwi a za nimi... Właśnie, nie wiedział co. Nie wiedział, czego ma się spodziewać. Nawet jeśli wyjdzie, to skąd ma wiedzieć, czy zaraz nie wyjdzie zza rogu morderca i ponownie go zamknie?
Przypatrując się uważnie, zobaczył mały przedmiot leżący niedaleko niego. Scyzoryk. Musiał wypaść mężczyźnie kiedy wychodził. Najwidoczniej nie zauważył tego. To może być właśnie szansa dla Michaela. Tylko musi się jakoś do niego dostać.
Starał się pochylić do przodu. Z początku nic się nie wydarzyło. On sam nie miał siły. Resztkami energii, jaka mu pozostało pochylił się do przodu. Krzesło razem z Michaelem runęło w dół, powodując głośny huk. Austriak zamknął oczy. Wpadł. Dźwięk może zwabić mężczyznę. W myślach zganił samego siebie. Zapadła ponownie cisza. Michael przysłuchiwał się, czy nikt nie idzie. Towarzyszyło mu przy tym głośno bijące serce i ciężki oddech. Kropelki potu, które ze zdenerwowania spływały po czole chłopaka.
Postanowił działać dalej. Przekręcił się w lewo, macając w powietrzu ręką. Starał się wziąć do niej scyzoryk, jednak jak na razie mu się nie udawało. Za pierwszym razem ukłuł się w palec. Poirytowany mruknął coś pod nosem, po czym spróbował drugi raz. Tym razem ostrze dosięgało jego kciuk. Głośno nabrał powietrze. Jeszcze raz. Wyciągnął najbardziej jak mógł dłoń i scyzoryk znalazł się w jego ręce. Na twarzy Hayböcka zagościł uśmiech. Zaczął ciąć line. Nie było to proste zadanie. Sznur okazał się grubszy niż przypuszczał, a z każdym kolejnym ruchem Austriak czuł jak słabnie. Mała praca stawała się dla niego uciążliwa i szybko się męczył.
Poczuł, jak lina rozluźnia się i może spokojnie poruszać drugą ręką. Przynajmniej starał się. Palce zupełnie zdrętwiałe, nadgarstek zsiniały. Podniósł lekko do góry i rozciął line, którą był przywiązany do krzesła. Następnie pochylił się i uwolnił nogi.
Przesunął się w bok, głośno dysząc. Połowę planu już spełnił. Rozwiązał się. Pozostaje teraz trudniejsza część do realizacji - wydostanie się z pomieszczenia. Podparł się na rękach, po czym wstał. Nie zrobił nawet jednego kroku, a jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Zaklnął pod nosem. Nie tak to ma wyglądać. Zupełnie osłabiony, nie ma siły nawet na przejście małej odległości. Głód i zmęczenie dawał się we znaki. Nie mógł się jednak poddać. Nie tak łatwo.
Po raz drugi wstał. Tym razem dłużej utrzymał równowagę. W myślach dodając sobie otuchy, zrobił krok w przód. Zachwiał się, jednak nie upadł. Rozkłądając szeroko ręce po bokach szedł do przodu, zbliżając się do drzwi. Gdy odległość malała czuł coraz większą radość, narastającą w środku.
Dotknął klamki. Oparł się o drzwi i spojrzał za siebie. Krzesło i liny leżały na ziemi. Nie były już przeszkodą Michaela, ale zwycięstwem. Do kieszeni schował scyzoryk. Może mu się przydać. Za drzwiami nie wie co na niego czeka. Musi być ostrożny. Nacisnął klamkę i ku jego uciesze drzwi się uchyliły. Pchnął je delikatnie i wszedł do pomieszczenia. Stanął na środku i ze zdziwienia otworzył usta.
Ujrzał przed sobą kilka dużych monitorów, skierowanych na miejsca ich pobytu. Obraz jednej z nich wskazywał domek, drugiej kamper Norwegów, również polane, na której Kraft wyznał mu miłość. Przed nimi na biurku leżała klawiatura i słuchawki, a obok kubek z gorącą kawą. Para unosiła się jeszcze do góry, przez co Michael mógł stwierdzić, że ktoś to niedawno był. I ma mało czasu na ucieczkę.
Miał dwie opcje. Udać się w lewo, skąd dochodziły głośne, dziwne dźwięki, bądź w prawo, gdzie nie nic nie mógł usłyszeć. Zupełna cisza. Z szybko bijącym sercem podejmował wybór. Nie miał czasu na chwilę zawahania. Poszedł w prawo. Podpierając się o szarą ścianę, stawiając delikatnie nogi na podłodze szedł przed siebie, dopóki nie ujrzał jasnego światła. Przetarł oczy, po czym przyspieszył kroku.
- Tak!
Wychodząc upadł na kolana i rozejrzał się. Znajdował się prawdopodobie na samym końcu ich obozowiska. Wysokie i ciemne drzewa przysłaniały domek, z którego się wydostał. Po kilku dniach męczarni, w końcu się wydostał. Chciał iść teraz tylko przed siebie, starając się znaleźć pomoc. Dla siebie, jak i przyjaciół, którzy dalej walczyli o przetrwanie. Ich życie zależało teraz tylko od niego.
Ponownie podniósł się i dysząc ruszył. Nie wiedział gdzie jest, dokąd ma iść dalej. Kierował się intuicją, która jak dotąd go nie zawiodła. Ujrzał przed sobą asfaltową drogę. Uśmiechnął się. To dodało mu nadzieji. Chęci, możliwości.
Dotarł do niej i stanął na poboczu. Zaczął machać do pędzących samochodów, starając się zwrócić na siebie uwagę i zatrzymać któreś z nich. Niestety nie udawało mu się to. Każdy go z obojętnością omijał, niektórzy trąbili, ale nie zatrzymali się. Michael wyczerpany usiadł. Udało mu się tak wiele, ale to nadal jest za mało. Teraz już sam nie da rady. Musi mu ktoś pomóc. Nie wie, ile czasu zajmie mu droga do najbliższej miejscowości, nie ma jak się skontaktować, a najwazniesze - zadzwonić na policje. Jest bezsliny.
Po jego policzku spłynęła łza. Jedna, zupełnie samotna tak jak w tym momencie Michael. Oddalony o kilkaset kilometrów od domu, nie wiadomo ile od przyjaciół. O ile jeszcze ktoś z nich żyje. Usłyszał trąbienie i podniósł głowę do góry. Niedaleko niego zatrzymał się samochód. Austriak poderwał się do góry zapominając o swoim zmęczeniu. Podszedł do auta. Siedziała w nim długowłosa blondynka, trochę po trzydziestce i przyjaźnie uśmiechała się do niego. Odpięła pas i otworzyła drzwi ze strony pasażera.
- Matko, co się panu stało! - zapytała w pierwszej chwili, widząc zakrwawione ubranie Hayböcka, zmierzwione włosy, posiniałe ręce. Chłopak nie zrozumiał jej.
- Proszę zadzwonić po policję! - zwrócił się do niej po angielsku. Kobieta zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
- Nie rozumiem co do mnie mówisz. Kasia, otwórz Panu drzwi z tyłu!
Dopiero wtedy Michael zauważył siedząca z tyłu młodą dziewczynę, wpatrzoną w ekran telefonu. Dopiero po słowach matki przeniosła wzrok z urządzenia na Michaela i przyjaźnie uśmiechnęła się do niego. Założyła kosmyk swoich blond włosów za ucho i poprawiła czarny top.
Przechyliła się w bok i otworzyła tylnie drzwi. Zaprosiła Austriaka do wejścia. Ten posyłając jej wdzięczny uśmiech wsiadł do auta.
- Znasz angielski - kobieta założyła na nos ciemne przeciwsłoneczne okulary. - Porozmawiaj z nim.
- Proszę zadzwonić po policję - powtórzył Michael, tym razem do dziewczyny.
- Dlaczego? - Austriak pokręcił głową. Nie ma teraz czasu na pytania. Muszą działać. I to szybko.
- Na terenie obozu jest morderca. Byłem tam z przyjaciółmi. On chce wszystkich po kolei zabić! Mnie uwięził, ale udało mi się uciec. Błagam, każda sekunda się liczy!
- Dobrze - przytaknęła. Jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Pobladła, wyciągając telefon i wybierając numer 112. Chwilę porozmawiała z operatorem, podała adres, po czym się rozłączyła.
- Mamo - zwróciła się do kobiety siedzącej z tyłu. - Jedziemy do szpitala. Później ci wszystko wytłumaczę.
Blondynka przytaknęła, przekręcając kluczyk. Michael stał się niespokojny. Złapał Kasię za rękę po czym cichym głosem powiedział:
- Musze tam jechać! Muszę mieć pewność, że nic im nie jest!
- Pomoc jest już w drodze - wyjaśniła mu zupełnie spokojnie. - Tobą teraz musi się zająć lekarz. Nie martw się, teraz już sobie poradzimy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top