#3

- Zbliżają się pierwsze osoby!

Peter oderwał wzrok z nad telefonu
i popatrzył w miejsce, które wskazywał Lanišek. W ich kierunku jechała duża, elegancka przyczepa kempingowa. Za kierownicą siedział Forfang i się do nich uśmiechał. Po jego lewej stronie miejsce pasażera zajmował Daniel. Był przeraźliwie blady. Prevc pomyślał, że może ma chorobe lokomocyjną. Przekonał się po chwili, że nie miał racji. Gdy tylko Johann zaparkował, jego przyjaciel wyskoczył z przyczepy i padł na ziemie.

- Nigdy więcej nie pozwolić Johannowi prowadzić... - wyszeptał do siebie.

- Daj spokój - drugi Norweg wysiadł
z kabiny i poklepał Daniela po plecach. - Nie było aż tak źle.

- Wcale -Tande usiadł po turecku. - Trzy razy zboczyłeś z kursu, prawie spowodowałeś wypadek i zostawiłeś Celine na stacji. Przecież to nic takiego.

Lanišek przysłuchujący się całej rozmowie starał się nie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Peter tak samo nie dałby mu w ogóle prowadzić. Wolał być pewny, że dojadą bezpiecznie do celu. Wiedział, że Anze czasami przychodzą do głowy dziwne pomysły.
W złym czasie lub momencie. Czułby się dziwnie, dając mu kluczyki do samochodu i oznajmić, że to on dzisiaj prowadzi. Nawet większe zaufanie najstarszy Prevc miał do Cene.

- Gdzie zgubiliście Domena? - zapytał Johann i rozglądnął się na około. - Nie wierze, że nie zabraliście go ze sobą.

- Przyjedzie jeszcze - westchnął Peter. - Umówił się z Czechami.

- Żartujesz?

- Chciałbym, ale nie.

Peterowi nadal brzmiły w głowie słowa Domena, kiedy zapytał go, czy jedzie razem z nimi. Najmłodszy Prevc odparł mu, że umówił się już z Viktorem i Vojtechem. Peter nie miał odwagi zadać kolejnego pytania i wyszedł wtedy z jego pokoju. Czuł się odpowiedzialny za niego. Troszczył się. Dbał o jego bezpieczeństwo. Mimo, iż Domen był już pełnoletni, Peter chciał, aby informował go o wszystkich jego wyjściach, wyjazdach. Zależało mu na tym, żeby młodszy brat nie wpadł w złe towarzystwo, ani tarapaty.

- Śliczne miejsce!

Z przyczepy wyszła uśmiechnięta Celina z aparatem fotograficznym przewieszonym przez ramie. Jej błękitna sukienka powiewała na wietrze. Odgarnęła włosy z twarzy i podeszła do swojego chłopaka. Tuż za nią podążała Anja. Ubrana w czerwony top i czarne dżinsowe spodenki pomachała Słoweńcom. Na oczy założyła ciemne przeciwsłoneczne okulary.

- Już mi się tu podoba - uśmiechnięta Celina oparła dłonie na ramieniu Johanna. - Macie cudowny gust, chłopaki. Cieszę się, że mogłam tutaj przyjechać.

- Nie ma sprawy - odparł nieco zakłopotany Anze.

- My śpimy w przyczepie, tak? - zapytała bardziej siebie, niż Johanna Anja.

- No po to tutaj nią przyjechałem - Norweg objął Celine. - O której otwierają tą bramę?

- O 15.30 przyjedzie właścicielka i nam ją otworzy - Peter wyprzedził odpowiedzią Anze. - Czyli jeszcze 20 minut.

- Wiecie, co mnie zastanawia? - Lanišek skrzyżował ręce na piersi. - Przy ustalaniu dni pobytu itp. powiedziano mi, że przez te 12 dni brama będzie zamknięta. Nie wiem dlaczego.

- Trochę creepy... - wymamrotała Anja.

- Nie creepy, tylko bez sensu - Daniel otrzepał swoje spodenki z trawy
i podszedł do nich. - Jakby się bali, że wyjedziemy wcześniej.

Wszyscy przyznali Norwegowi rację
i pomiędzy nimi zapadła cisza. Tande wbił wzrok w ziemie, udając, że przygląda się swoim butom. Jednak słowa Anze go zaniepokoiły. Musi się mieć na baczności. A przede wszystkim chronić Anje, aby nic jej się nie stało.

- Nie spóźniliśmy się?

Daniel poniósł głowę i zobaczył biegnącego w ich stronę z walizką Vojtecha. Kroku dotrzymywała mu niska brunetka w okularach. Mimo, iż jej bagaż wyglądał na dwa razy większego od Czecha, radziła sobie z nim lepiej.

- Nawet za wcześnie jesteście - przywitał się z nimi Anze. - Może byś nas tak przedstawił koleżance?

- Jasne - na twarz Czecha wkradł się rumieniec. - Veronico, to moi, hmm... Przyjaciele ze skoczni z partnerkami. Poznaj Anze, Petera, Daniela, Johanna, Celine i Anje.

- Witam wszystkich - szeroko uśmiechnęła się Veronica, tym samym ukazując apart ortodontyczny.

- Miło mi cię poznać - jako pierwsza podeszła do niej Celina i uścisnęła ją. - Zapewniam cię, że w naszym gronie będziesz się świetnie czuła!

Robertson wzięła ją pod ręke i podeszła do Anji. Skinięciem głowy poprosiła ją, aby odeszły od reszty. Norweżka wyszeptała coś Danielowi do ucha
i pobiegła do przyjaciółki, która zdążyła wejść już do kampera. Po ich odejściu zapanowała cisza. Peter podenerwowany wysyłał coraz więcej SMS-ów do Domena. Jego brat na żaden z nich nie odpowiedział. Jeśli umawiał się
z Vojtechem, powinien już tu być. Nie przyjechał jednak z nim. Pozostała mu jeszcze nadzieja, że brat go nie oszukał
i bezpiecznie dotrze do nich z Viktorem. Peter zamknął oczy i zaczął powoli liczyć do dziesięciu. Jego dziwne zachowanie zauważył Vojtech.

- Stało się coś?

- Mój brat miał z tobą tutaj przyjechać,
a go nadal nie ma - odparł mu spokojnie Peter.

- Ze mną? - zdezorientowany Czech pokręcił głową. - Ze mną się nie umawiał. Może z Viktorem.

- Mógłbyś zadzwonić do niego i spytać? - bardziej niż prosząc rozkazał mu Prevc.

Vojtech pokiwał głową i wybrał numer do przyjeciela. Przyłożył telefon do ucha i stał, czekając aż Polašek odbierze. Czuł na sobie spojrzenie Petera, które przewiercało jego ciało na wylot. Jakby najstarszy Prevc obwiniał go o to, że nie przyjechał tutaj z Domenem. Szkoda, że on o planach młodego Słoweńca nie został poinformowany. Domen wybrał Viktora, a z kolei Polašek, jako bliski przyjaciel Vojtecha powinien mu powiedzieć. Nie zrobił tego, co zabolało Czecha.

Z Viktorem są jak bracia. Znają się od dzieciństwa. Jego mama opowiadała mu, kiedy to pierwszy raz się spotkali
w wieku pięciu lat. Już wtedy powstała między nimi silna więź, którą zauważyli dorośli. Utrzymała się ona do dnia dzisiejszego. Chłopców zbliżył nawet sport, który wspólnie zdecydowali się trenować. Nie byli jak typowi chłopcy, którzy szli na boisko i grali w piłkę. Oni ten czas poświęcali treningom na skoczni. Ich rówieśnicy nie rozumieli, co w tym sporcie jest takiego ekscytującego. Viktor i Vojtech wiedzieli jednak swoje
i nie dzielili się spostrzeżeniami z nimi.

- Cześć Viktor - kiedy Sturša miał zamiar się rozłączyć, po drugiej stronie usłyszał znajomy mu głos. - Jest tam z tobą może Domen?

Czech skinięciem ręki przywołał do siebie Petera. Prevc przystanął przy nim i przysłuchiwał się jego rozmowie. Zdenerwowany chrząknął i poprosił Vojtecha, aby ten spytał Viktora, czy może dać mu do telefonu Domena. Polašek zgodził się i chwile później Słoweniec przejął telefon Sturšy.

- Dlaczego mnie okłamałeś?! - krzyknął zdenerwowany do słuchawki Pero. - Mówiłeś, że przyjedziesz z nimi dwoma, a nie jednym! Gdzie ty w ogóle jesteś? Daleko?

Wszyscy w milczeniu słuchali burzliwą rozmowe braci. Co prawda nie słyszeli odpowiedzi Domena, ale po minie Petera mogli wyczytać wszystko. Prevc krążył
w kółko, wymachiwał jedną ręką. Twarz miał całą czerwoną z gniewu. Nikt mu teraz nie chciał naskoczyć.

Słoweniec obrócił się tyłem do nich
i oparł o drzewo. Przyglądał się krajobrazowi, który rozciągał się za bramą pola kempingowego. Długi pas lasów, ciągnący się kilkanaście kilometrów, poprzeplatany małymi sadzawkami. W oddali szczyty gór sięgające nieba. Ćwierkające ptaki, latające nad ich głowami. Wręcz idealne miejsce na odpoczynek.

- Gdzie jesteś?! - burknął Peter do telefonu.

- Stoję tuż za tobą braciszku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top