#26

- Co w związku z tym?

Wszyscy, oprócz Diany i Anji znajdowali się w jadalni. Peter postanowił poinformować ich o swoich domysłach, podejrzeniach. Mogą one nie być prawdziwe, ale lepiej dmuchać na zimne.

- Ci, których wymieniłem, musicie na siebie uważać najbardziej - mówiąc to spojrzał na Niemców z Patrycją, Domena z Alice, Anze i Kevina. - Tak naprawdę przekonamy się o tym. Nie chce, żeby znowu ktoś zginął, jednak...

Zawiesił głos. Zgromadzeni wiedzieli o co mu chodzi. Ktoś będzie następny. Morderca nie odpuści. Nie teraz. Start miał dobry, to teraz musi dokończyć to co zaczął. Dotrzeć na metę. Jako pierwszy. Zwyciężyć.

- Mówimy o tym cały czas - odezwał się Daniel. - I co z tego? Nie da rady zapobiec tragedii.

- Musi się dać! - Piotr spojrzał na Norwega.

- Jak niby? - prychnął blondyn i podniósł się z miejsca. - Teraz to nie czas na przyjaźnie. Jesteś zdany tylko na siebie.

- Przyjaciel przyjacielowi pomoże - Maciek stanął w obronie Piotrka. - Nie moja wina, że straciłeś przyjaciół. Inni ich może mają.

Te słowa zabolały Daniela. Z krzywym uśmiechem na twarzy spojrzał na Polaka. 1-0 dla niego. Został sam. Nie to co oni. Anja się od niego odwróciła. Johann z Celiną zginęli.
A Diana... O niej nawet nie chciał myśleć. Nie teraz.

- Masz rację. Życzę wam wszystkim powodzenia.

Po tych słowach jako pierwszy wyszedł z jadalni. Każdy spoglądał na niego. Niektórzy ze współczuciem, inni z radością. Krótka wymiana własnych zdań nikomu nie zaszkodzi. Może w szczególnych przypadkach nawet i pomóc.

- Dzięki Peter za ostrzeżenie - jako drugi wstał Andreas. - Na pewno zachowamy jak największe bezpieczeństwo.

- Na to liczę - Peter westchnął.

Każdy po kolei wychodził z jadalni. Peter został, z podbródkiem opartym na dłoni, zamyślony. Czy to coś może dać? Tande ma rację. Przed przeznaczeniem się nie ucieknie. Prędzej czy później co ma się stać, stanie się. Jeśli cudem ujdą z życiem, nie będzie już takie samo jak wcześniej. Wyjadą stąd z całkiem innym nastawieniem. Zmienią się. Przede wszystkim psychicznie. On da sobie radę. Jest silny psychicznie, wytrzymały. Ale oni? Domen? Przecież to im może zrujnować przyszłość. A nawet życie, którego jeszcze sporo przed nimi.

- Hej.

Ocknął się dopiero, gdy usłyszał czyjś głos. Stefan z nieśmiałym uśmiechem usiadł na krzesło obok Petera. Mocno zaciskał ręce. Denerwował się.

- Wiesz może, gdzie jest Michael?- zapytał niepewnie, a słysząc odpowiedź Słoweńca umilkł.

- Przykro mi, ale naprawdę nie mam pojęcia gdzie może być - wzruszył bezradnie ramionami.

- Martwię się o niego... - wyszeptał Kraft.

- Musisz być przygotowany na najgorsze - Peter przyjacielsko poklepał Austriaka po plecach. - Jest szansa jednak, że nic mu się nie stało
i jest bezpieczny.

- Ja wiem - przytaknął. - Czuje też, że... On żyje. Naprawdę. Czuje to.

- Wierze ci Stefan.

Spojrzał na twarz Austriaka, która z sekundy na sekundę jaśniała. On ma nadzieję. Nie stracił jej. Wierzy, że Hayböck żyje. Tylko gdzie może być? Teren jest rozległy. Może mogliby poświęcić czas na poszukiwania. Nie wszyscy. Podzielić się na dwie grupki trzyosobowe i przeszukać teren. Może akurat coś więcej się dzięki temu dowiedzą?

- Możemy zorganizować akcje poszukiwawczą - Stefan ze zdziwieniem spojrzał na Petera. Uśmiechał się szeroko.

- Naprawdę mógłbyś ja zorganizować? - zapytał niepewnie, ale z nadzieją.

- Nie mamy nic do stracenia - odparł Słoweniec. - Tylko dopiero jutro, dobrze?

- Dziękuję! - Kraftem poniosły emocje. Z całych sił przytulił zaskoczonego chłopaka. Prevc po chwili wybuchnął śmiechem.

- Do zobaczenia jutro! - pożegnał się Stefan i wyszedł z jadalni.

***

Daniel kierował się do przyczepy. To spotkanie nie miało sensu. Po raz kolejny uświadomienie ich, że są w niebiezpieczeństwie. Dobrze o tym wiedzieli. Sam starał się skontaktować z policją. Pierwszy raz po śmierci Johanna. Nikt nie odebrał. Spróbował następnego dnia. Brak zasiegu. Rozumiał, że to są góry, ale ciągły brak zasiegu irytował go.

- Hej!

Wellinger. Idzie za nim. Nie miał ochoty na rozmowę. Przyspieszył. Niemiec za nim również.

-Czemu przede mną uciekasz? - padło pytanie.

Daniel nie reagował. Nie musi. Poczuł szarpnięcie i stanął twarzą w twarz z Andreasem.

- Co jest?

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - Wellinger nie dawał za wygraną. Podążał za Danielem.

- Zostaw mnie! - zdenerwowany Norweg założył kaptur na głowę.

- Chce ci pomóc!

Podziałało. Daniel zatrzymał się w miejscu i odwrócił. Ściągnął kaptur, podciągnął rękaw do góry i pokręcił głową. Andreas spoglądał na niego i nie odzywał się. Takiej właśnie reakcji spodziewał się Tande.

- Nic mi nie pomoże - zmarszczył brwi, spuszczając głowę w dół. Nie chciał pokazać łez, które gromadziły się w jego oczach. - Nikt mi już nie pomoże. Uważają, że to ja zabiłem Celinę. Nie upilnowałem Johanna. Gdybym tam był, nie popełniłby samobójstwa. Anja mnie zostawiła. Nie odzywa się do mnie, unika mnie. A Diana?

Wzruszył ramionami i otarł lewa ręka twarz. Nie wymaga od Andreasa zrozumienie. Nawet pomocy. Chce po prostu, aby się od niego teraz odczepili. Co mu da teraz przyjaźń? Nawet nie poczucie bezpieczeństwa. Rozmowa nie była mu potrzebna. Musi sobie to wszytko przemyśleć. Poczucie winy rosło. Nie miał teraz ochoty na nic.

- Nie jesteś sam - Andreas zrobił krok w przód. - Jeśli chcesz, pomogę ci. Masz we mnie wsparcie.

- Nie rozumiesz - pokręcił głową. - Nie mogę się z tym pogodzić co się stało. Zaczęło się od tego głupiego spotkania! Namieszała w moim życiu. Wplątała mnie w to całe zamieszanie. Komu się oberwało? Oczywiście mi! Nie chcę płacić za czyjeś grzechy. Nie wiesz co jest jednak najgorsze. Tak cholernie mi na niej zależy i nie chce jej stracić! Nie mogę się przezwyciężyć. To jest za trudne. Wiesz Andreas? Za trudne!

Niemiec podszedł na tyle blisko Norwega, aby móc położyć mu dłoń na ramieniu. Gdy to jednak zrobił, Daniel przelotnie spojrzał na niego i odsunął się. Następnie odwrócił i odbiegł do przyczepy. Zatrzasnął drzwi za sobą.

Andreas czuł się źle. Nie pomógł mu. Tande zamknął się w sobie. Ma dystans do ludzi. Po tym, co go spotkało nie potrafi spojrzeć im w oczy. Czy jednak słusznie się obwinia? Każdy mógł się znaleźć na jego miejscu. Mogła spotkać go taka sama sytuacja. Ucieczka od problemów to nie jest słuszne rozwiązanie. Słabość jest teraz najgorsza. A okazywanie jej jeszcze bardziej. Czy można temu zapobiec? Chęci są najważniejsze. Znalezienie teraz odpowiedniej osoby również. To może trwać. Tutaj czasu nie ma. Liczy się każda sekunda, minuta i godzina. Do końca pozostało już niedużo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top