6. Tonęłam, nie licząc nawet na ratunek.




Mimo, iż książka jest oznaczona ''Dla dorosłych'' tak postanowiłam uprzedzić, że w rozdziale pojawia się scena przemocy seksualnej. Jest to niesamowicie ciężki, jak i poważny temat, który dotyka większość kobiet, jak i równie mężczyzn. Owy fragment zostanie zaznaczony ''***'' Osoby, które nie są w stanie go przeczytać, mogą śmiało pominąć.

Pov Nero :

Rozglądałem się dookoła, widząc resztki palącego się wagonu. W powolnym tempie skanowałem teren, który został pokrytymi białymi tabletkami. Gdzieniegdzie byłem w stanie dostrzec szczątki naszych ludzi, którzy zginęli w wypadku.

— Ilu straciliśmy? — Zwróciłem się w stronę Lorenzo, na co głośno westchnął.

— Trzech nie żyje. Mamy kilku rannych, ale nie są to poważna obrażenia.

— Zawiadomiłeś rodziny?

— Jeszcze nie — Odpowiedział chłodno, przyglądając się najmłodszej ofierze.

Oderwana ręka, jak i wbita część z wagonu w jego głowę, przyprawiały nawet mnie o dreszcze. Wpatrywałem się w puste spojrzenie chłopaka, który miał przed sobą jeszcze tyle życia. A jednak zdecydował się sam wstąpić w nasze kręgi, by pomóc rodzinie.

— Pojadę do rodzin każdej ofiary i przekażę im kondolencje.

Lorenzo spojrzał na mnie, by po chwili skinąć głową. Widziałem po mimice jego twarzy, że pragnie powiedzieć coś jeszcze, jednak w efekcie końcowym zrezygnował.

— Robisz słusznie — Usłyszałem znajomy głos zza moich pleców. Odwróciłem się, by napotkać za sobą Dimę.

Dima od najmłodszych lat trwał o boku Antonia. Ojciec Dragona przygarnął go z ulicy na której mieszkał i wyszkolił do perfekcji, dzięki czemu był w stanie kroczyć u naszego boku. Odkąd Lorenzo ucierpiał w jednej z akcji jaką przeprowadzaliśmy, Dima był chętny przejąć po części jego obowiązki. Ufaliśmy mu, gdyż Dragon również mu ufał.

Mężczyzna był szczupły, dzięki czemu zwinność, jak i szybkość była jego ogromną zaletą. Niebieskie oczy potrafiły z lekka zmrozić, gdy patrzył nimi wprost na ofiarę. Jego tęczówki przeszywały wszystko na wskroś, a cwaniacki uśmiech prosił się o zadanie ciosu prosto w szczękę. Zmierzwione blond włosy, świadczyły o tym, iż zerwał się tu w ostatniej chwili, przez co kącik moich ust z lekka drgnął.

— Zawiadomisz Hiszpanię? — Zmienił temat, chowając dłonie do kieszeni garniturowych spodni.

— Z pewnością wiedzieli o tym jeszcze przede mną.

— Wkurwią się.

— Już się wkurwili Dima. Będzie kolejna rzeź. Znów trzeba będzie płacić policji, jak i mediom za uciszenie sprawy.

— Myślisz że to Vegas? — Uniósł brew ku górze, by następnie zlustrować otoczenie — Dużo straciliśmy.

— Myślę że tak. To się kurwa nie skończy dobrze.

— Dragon gdy stracił chociaż jednego człowieka, reagował jak psychopata.

Zacisnąłem szczękę, ponownie patrząc na przestrzeń, która mnie otaczała.

— Dragon zmiata z powierzchni ziemi, tylko tych, którzy nie są niczego warci. Ludzie to zysk Dima. A przede wszystkim nasi ludzie, którym ufamy. Wystarczy, że umrze jeden od nas i to jest kurwa ogromna strata.

— Jesteś dobrym zastępcą Nero — Powiedział twardo, patrząc na mnie z powagą — I nie dziwie się, że to właśnie ty zająłeś to stanowisko. Jeżeli będziesz chciał rozlewu krwi, to ją dostaniesz. Dla Dragona — Dodał, na co przytaknąłem.

— Dla Dragona.

— Co kurwa?! — Krzyknął Lorenzo do słuchawki, krzątając się w tę i we w tę — Pieprzony kretynie, miałeś tego dopilnować! — Jego dłoń zaciskała się w pięść, a mięsień szczęki z lekka drgał. Lorenzo stanął tuż naprzeciw nas, po czym się rozłączył, chowając urządzenie do kieszeni.

— Nie spodoba ci się to.

Nie musiał mówić nic więcej, wystarczyło bym na niego spojrzał i wiedziałem, że to co do zaraz usłyszę, wmuruje mnie w ziemię, pokrytą szczątkami naszych ludzi, jak i prochów.

Pov Cindy :

Krzyki dziewcząt zza drzwi, przyprawiały o niekontrolowane dreszcze. Przez całe dnie, jak i noce, wraz z Samantą leżałyśmy na brudnych, przepoconych materacach. Przez dłuższy czas milczałyśmy, lecz też spekulowałyśmy na temat obecnej sytuacji.

Noc, jak i dzień zdawały się nie mieć znaczenia, gdyż pośród kamiennych ścian nie zdołałam dostrzec panującej pory dnia. Moje włosy stały się wręcz sztywne, a ciało lepkie, przez brak prysznica od dłuższego czasu. Samanta również nie wyglądała najlepiej. Jej włosy zostały związane w wysoki kok, który tworzył nieład na głowie, a rozmazany makijaż, powoli znikał z jej twarzy.

— Ta dziewczyna, którą zabił mężczyzna pilnujący nas... Co właściwie zrobiła? — Zapytałam niepewnie, zerkając w jej kierunku.

Samanta siedziała na materacu, opierając się plecami o skamieniałą ścianę. Jej twarz z lekka się wykrzywiła, ukazując to, z jakim ciężarem powróciła do wcześniejszego wspomnienia.

— Była najodważniejsza z nas, ale też najgłupsza. Prawie uciekłyśmy — Zaczęła, ponownie wyginając nerwowo swoje palce, jak kilka dni wcześniej — Ogłuszyłyśmy go. Musiałyśmy skakać z jadącego samochodu. Otworzyłyśmy drzwi i wtedy powstało zamieszanie. Chciałyśmy cię zabrać ze sobą, ale Riki kłóciła się że zginiesz, gdy cię wyrzucimy.

Pokręciłam w niedowierzaniu głową, otwierając z lekka usta.

— Mogłyście być wolne, gdyby nie ja...

— Ja byłam za tym żeby wyrzucić cię z samochodu, ale Riki, ta która zakazywała mi z tobą rozmawiać, powiedziała że skaczemy bez ciebie. Kurwa Cindy może to zabrzmi bezlitośnie, ale wolałam cię wyrzucić i zabić, niż skazywać na to, co teraz przeżywamy. 

— I słusznie byś zrobiła

— Samochód gwałtownie się zatrzymał i wszystkie się przerwróciłyśmy. Ten który nas pilnował, obudził się — Przełknęła z trudem, wydychając drżący oddech — I wymierzył prosto w jej czoło — Skrzywiła się, po czym przymknęła powieki.

— Przykro mi, że to wszystko się wydarzyło. Powinnyście mnie zostawić w takim wypadku. Czasami warto pomyśleć o sobie. Nie byłabyś tu, gdyby nie ja.

— Byłyśmy na jakimś odludziu. Było ciemno... Matko, ja nawet nie wiem gdzie my jesteśmy.

— Masz bliskich, którzy mogliby zgłosić twoje zaginięcie? — Zapytałam niepewnie, gdyż wiedziałam, że nieodpowiednie jest pytanie o rodzinę nieznajomej.

— Nie — Odparła, po czym otworzyła oczy — Nikt nie będzie mnie szukał — A ty? Masz kogoś?

Skinęłam głową, a do moich oczu ponownie napłynęły łzy. Nie było godziny, bym ich nie uroniła. Moja głowa tonęła w morzu myśli intensywnej, niż zazwyczaj. Chwytałam się każdego najprzyjemniejszego wspomnienia, by mieć dalej powód by żyć, czy chociażby oddychać.

— Chłopak? Rodzina?

Nawet myśl o Colinie zdawała się nie być już tak bolesna. Dostałam za swoje. To właśnie jego odejście było początkiem zła, za każde utracone przeze mnie życie.

— Rodzina — Uśmiechnęłam się z lekka, gdy przed oczami zobaczyłam pulchną mamę, jak i niebieskookiego anioła, stojącego za mną, niczym głaz nie do ruszenia.

— Szczęściara.

Dźwięk zamka jak zawsze od dłuższego czasu przerywał nasze rozmowy. Obie gwałtownie przyciągnęłyśmy nogi do kolan, obejmując je najmocniej, jak tylko potrafiłyśmy. Świadomość, że mógł ktokolwiek mnie dotknąć, czy chociażby musnąć swoim spojrzeniem, wywoływała odruchy wymiotne. Ta naiwna cząstka mnie miała nikłą nadzieję, iż po otworzeniu drzwi ujrzę ogromnego Dragona, wyciągającego mnie ze szponów ludzi, którzy mnie tu przetrzymywali.

Uczucia do niego w dalszym ciągu były dla mnie jedną, wielką niewiadomą. Nie potrafiłam określić czy czułam ulgę względem jego śmierci, czy też tęsknotę, która kawałek po kawałeczku rozrywała mnie na strzępy. Moje myśli zawsze krążyły wokół niego i choć zawsze miałam go za bezlitosnego potwora, tak to właśnie owy potwór, odciągał mnie od zła. Zasłaniał mnie samym sobą, by nic z zewnątrz nie było w stanie chociażby drasnąć mojego ramienia.

Nic nie zdołało mnie drasnąć, gdyż to on mnie kąsał. Po pewnym czasie zdołałam zrozumieć, że mógł to robić nieświadomie. Lecz nie zmieniało to faktu, iż to co wydarzyło się między mną a Dragonem, nie było normalnie.

Gdy tylko ciemne, jak i masywne drzwi rozchyliły się, nie ujrzałam w nich Bruna, a mężczyznę, który pilnował nas w pojeździe. Tuż u jego boku pojawił się drugi człowiek, który trzymał w dłoni tacę z jedzeniem, jak i dwoma niedużymi butelkami wody. Oboje byli wysocy, jak i nieco postawni, a twarze, dłonie i każdą inną część ciała, prócz oczu została zasłonięta. Zatrzasnęli za sobą drzwi, po czym stanęli przy nich.

— Żarcie — Syknął mężczyzna, jednak w dalszym ciągu nie ruszył się nawet o krok.

Wraz z Samantą spojrzałyśmy na siebie niepewnie czując, że coś wisi w powietrzu.

— Musicie przyjść same, nie jestem pierdolonym kelnerem — Syknął, na co pierwszy się zaśmiał.

Samanta podniosła się jako pierwsza, jednak mężczyzna trzymający pożywienie zatrzymał ją, każąc jej ponownie usiąść.

— Blondi przyniesie ci jedzenie — Każda para oczu zwróciła się w moją stronę, przez co z lekka rozchyliłam wargi.

Przełknęłam z trudem, po czym niepewnie uniosłam się do góry, na co oboje prychnęli.

— Nie tak. Na kolanach, albo koleżanka będzie głodna.

Moje oczy się rozszerzyły, a Samanta zabrała głos.

— Więc będę głodna. Nie rób tego.

— Zamknij się — Warknął pierwszy z mężczyzn, zwracając na mnie ponownie swoją uwagę — Dalej blondi, klękaj i ruszaj.

Spojrzałam w stronę Samanty, która dyskretnie kręciła głową. Patrząc na nią, powoli zaczęłam klękać.

— Patrz na nas — Syknął mężczyzna z tacą, na co momentalnie zwróciłam swoją głowę w ich stronę — Dalej, klękaj.

Nie spuszczając wzroku z ciemnych, brązowych tęczówek, uklęknęłam. Nie miałam zamiaru spuścić choć na chwilę swojego spojrzenia, by nie ukazać nawet cienia zwątpienia. Powoli kroczyłam na czworaka, czując jak posadzka wbija się w moje kolana.

Pamiętam jak walczyłam z Dragonem i przeważnie to ja poniosłam klęskę. Jednak mimo próby walki i strachu jaki czułam wobec niego, mój instynkt nie pozwalał się poddać. W głębi duszy wiedziałam, że nie skrzywdzi mnie w sposób, jakiego obawiałam się co do mężczyzn stojących tuż przede mną.

— Amir będzie wniebowzięty — Prychnął jeden z nich, na co drugi się zaśmiał.

Mężczyzna z jedzeniem przykucnął, przez co nie musiałam unosić głowy zbyt wysoko.

— Lubi takie blondwłose i mądre dziewczynki — Materiał na jego twarzy napiął się, a oczy z lekka zmrużyły, przez co zdołałam zlustrować, iż się uśmiecha.

Zagryzłam policzki od środka, by nie wypowiedzieć ani słowa. Wiedziałam, że gdy to zrobię, to będzie nasz ewidentny koniec.

Męska dłoń chwyciła plaster sera, który następnie pojawił się tuż przede mną.

— Gryź.

— Nie rób tego! — Krzyknął kobiecy głos, na co pierwszy mężczyzna ruszył w jej stronę.

— Stój proszę — Mój głos drżał, gdy zwróciłam się w ich stronę. Facet przykucnął tuż przy niej, łapiąc ją za włosy

— Stul dziób i patrz, bo będziesz następna — Szarpnął jej głową, na co Samanta skrzywiła się.

— To jak blondi? Gryziesz, czy koleżanka siedzi o suchej mordzie, a ty razem z nią?

Spojrzałam ponownie na faceta przede mną. W dalszym ciągu tkwiłam w tej samej pozycji. Moje kolana boleśnie wbijały się w nierówną posadzkę, a oczy zaszkliły się, przez co człowiek kucający przede mną, zaczął się rozmazywać.

Przełknęłam z trudem, po czym zbliżyłam się do plastra sera by go ugryźć, jednak ten rzucił nim w przód, przez co wylądował prawie przy moim prowizorycznym łóżku, jaki tworzył zaledwie brudny materac.

— No dalej. Idź po to.

— Mam aportować jak pies? — Wysyczałam, czując jak cała wściekłość przejmuje nade mną kontrolę.

— A czym niby jesteś?

— Z pewnością czymś znacznie bardziej ludzkim od ciebie.

Prychnął, po czym postawił tacę na podłodze.

— Jeżeli mnie masz za ''coś nieludzkiego'' — Zacytował kąśliwie — To poczekaj, aż poznasz Amira — Nachylił się ku mojego ucha, by wyszeptać zaledwie te trzy słowa — Padniesz z zachwytu.

Wyprostował się, po czym uniósł na równe nogi. Ciężki but kopnął tacę, przez co butelka wody, wleciała wprost do jedzenia, jakim był jedynie chleb z plastrem sera.

— Smacznego — Rzucił oschle.

Nim zwróciłam się w stronę Samanty mężczyzna, który ją krzywdził znalazł się tuż przy mnie, by wymierzyć cios stopą, prosto w mój brzuch. Pulsujący ból rozszedł się praktycznie po całym moim ciele, a kolana boleśnie zawyły, gdy poruszyłam z lekka nogami. Upadłam, na co mężczyzna kopnął w tacę.

— Smacznego — Powtórzył po towarzyszu, po czym oboje opuścili pomieszczenie.

~ . ~

Każdy następny dźwięk otwieranych drzwi, wywoływał w nas uczucie, które paraliżowało od stóp do głów. Nie wiedziałyśmy czego możemy się spodziewać po mężczyznach, którzy przynoszą nam pożywienie. Ostatnia sytuacja nie wydarzyła się już ani razu, jednak komentarze rzucane w naszą stronę, nie były ani trochę przyjemne.

— Za każdym razem, gdy słyszę jakieś kroki, albo krzyki, to mam ochotę rozwalić sobie głowę o ścianę — Wydukała Samanta, która w pozycji leżącej była skierowana twarzą do mnie.

— Ja gdy słyszę zamek, obawiam się że wymyślili coś nowego.

— Z tego co zauważyłam, to zależy od ich humoru — Powiedziała, owijając wokół palca swój kosmyk włosów — Nie sądziłam, że kiedykolwiek prysznic stanie się moim największym marzeniem.

Uśmiechnęłam się lekko, chwytając w dłoń końcówki włosów.

— Moje zmieniły już kolor — Powiedziałam z niesmakiem — Jestem pewna, że jesteśmy tu około tygodnia. To wyda ci się śmiesznie, ale poznałam to jedynie po moich włosach. Są w tragicznym stanie.

Samanta spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.

— Na początku byłaś jasną blondynką, teraz masz ciemny blond.

Kolejny dźwięk zamka tego dnia sprawił, że obie spojrzałyśmy na siebie. Poderwałyśmy się z materacy w momencie, gdy do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Już zdołaliśmy  odróżnić tych, którzy zawsze to nas przychodzą. Oboje byli postawni, jednak ten, który zawsze trzymał tacę, był znacznie mniejszy i posiadał nieco skośne oczy. Natomiast mężczyzna, który nas pilnował miał gęste brwi, które zdołały przejść przez materiał. Mężczyźni, którzy pojawili się w pomieszczeniu, wyglądali znacznie inaczej.

Już z daleka zdołałam dostrzec jasne oczy i szczupłą sylwetkę, jak i nieco grubszego mężczyznę z taką samą barwą oczu.

— Wstawać — Jak na zawołanie i nieco chwiejne stanęłyśmy na równe nogi. Szczuplejszy podszedł do nas, stając między mną, a Samantą.

— Blondynka jest dla Amira — Powiedział, na co mężczyzna zwrócił się w moją stronę.

Chwycił dłonią mój podbródek, oglądając twarz z każdej możliwej strony.

— Ładna — Z ukazanych oczu nie byłam w stanie wyczytać niczego, ani dostrzec poruszającego się materiału, gdyż mężczyzna wyglądał jakby został wykuty z lodu — Zabierz ją, niech się umyje — Powiedział do mężczyzny w dalszym ciągu przyglądając się mojej twarzy — Tą drugą też zabierz, tylko później. Nie mam ochoty dzisiaj biegać za kolejnymi szczurami.

Nieco grubszy mężczyzna ruszył w naszą stronę, po czym ze zdwojoną siłą chwycił moje ramię, ciągnąc ku drzwi. Spojrzałam z ukradka na Samantę, która zdawała się być przerażona bardziej ode mnie. Gdy tylko przekroczyłam drzwi, moje nagie stopy dotykały tej samej zimnej, jak i nierównej posadzki. Kroczyliśmy długim korytarzem, w którym znajdowały się liczne drzwi z numerkami. Pospiesznie lustrowałam je oczami, dostrzegając iż numery sięgały aż do 45. Syknęłam z bólu, gdy mężczyzna wzmocnił uścisk, ciągnąc mnie mocniej, niż na początku.

— Chodzić nie umiesz?!

Nie potrafiłam na niego nawet spojrzeć, gdyż skupiałam się jedynie na otoczeniu, jak  dźwiękiem kroków człowieka, kroczącego za nami.

— Gdybyś jadł tyle co ja, z pewnością nie biegałbyś sprintem.

Mężczyzna zatrzymał się, by następnie przycisnąć mnie do ściany. Jego przedramię spoczęło na mojej szyi, dociskając ją do ściany za sobą. Oddech niemal ugrzązł, gdy wściekłe spojrzenie, potęgowało siłę faceta.

— Będziesz biegać, skakać, a nawet się tarzać, jeżeli będziemy tego chcieli — Warknął i w momencie, gdy szczuplejszy odepchnął go ode mnie, upadłam wprost na kolana, próbując złapać oddech.

— Będzie miała siniaki. Popierdoliło cię?!

— Mam to w dupie.

Smukły mężczyzna chwycił za kołnierzyk większego, delikatnie nim wstrząsając.

— Więc z dupy wyjmiesz też pieniądze, które Amir będzie chciał z powrotem za uszkodzenie jej. Wypierdalaj stąd, sam ją zaprowadzę.

Stałam przy ścianie, obserwując dwóch kłócących się mężczyzn i nawet na sekundę nie przeszło mi przez myśl, aby uciec. Byłam zbyt słaba by biec, a gdy kolejny raz usłyszałam to imię, zaczęłam się zastanawiać, kim właściwie jest ten człowiek?

— Wstawaj — Mężczyzna chwycił mnie za rękę, by podciągnąć do góry — Nie mam ochoty biegać, więc tylko spróbuj, a uwierz mi nie będzie miło. Uderzę tak, że siniaki będą mało widoczne, a nawet wcale.

Miałam ochotę w obecnej sekundzie rzucić się na niego i wydrapać mu oczy. Wiedziałam, że stara Cindy by się tak zachowała. Zużyłaby resztki sił, by powalić napastnika i w drodze ucieczki paść, niczym zagłodzone zwierzę. Nie miałam siły uciekać, ani rozmawiać. Ilość jedzenia, jakie nam dostarczali, była niewystarczająca. Bochenek chleba z serem, jak i wodą utrzymywały nas jedynie przy życiu.

Z trudem kroczyłam wraz z oprawcą, lustrując dyskretnie otoczenie. Korytarz w mojej wyobraźni był niczym labirynt, ciągnący się w nieskończoność. Mężczyzna zatrzymał się, puszczając moją rękę, przez co z lekka się zachwiałam.

— Utrzymasz się?

Skinęłam głową, choć przed oczami zaczynałam dostrzegać kolorowe, jak i liczne plamy. Mężczyzna wyjął z kieszeni klucz, by następnie otworzyć drzwi, które nie posiadały żadnego numeru. Brzęk zamka sprawił, że podskoczyłam na co zmarszczył brwi.

— Bawią się z wami, że tak reagujesz?

— Poniżanie, to nie zabawa — Wychrypiłam, masując obolałą rękę.

— Niektórzy mają inne zdanie. Właź — Mężczyzna skinął w stronę pomieszczenia, przez co zdołałam postawić niewielki krok ku niemu.

Gdy tylko stanęłam w progu dostrzegłam łazienkę. Jej ściany, jak i podłogi zostały usłane tymi samymi, białymi kafelkami. Znajdował się w niej jedynie prysznic, jak i niewielkich rozmiarów okienko. Spojrzałam w nie, dostrzegając, iż na dworze panował dzień.

— Myj się.

Spojrzałam na zamaskowanego mężczyznę z niesmakiem. Zmarszczyłam brwi i zagryzłam wewnętrzną stronę policzka, aby nie powiedzieć o kilka słów za dużo.

— Przy tobie?

— A wolisz przy grubym?

— Wolę sama — Gorycz jaka sunęła się na język, była wręcz nie do przełknięcia.

Wyobraźnia szalała ukazując przed moimi oczami urywki, w których obezwładniam oprawcę i uciekam stąd wraz z Samantą.

— Albo się rozbierasz teraz, albo idę po grubasa.

— Nie — Zaoponowałam, chwytając skrawek dolnego materiału bluzki — A ręcznik? — Zapytałam, na co na jego twarzy ukazał się jadowity uśmiech.

— Myj się — Odpowiedział szorstko.

Ruszyłam w stronę słuchawki prysznicowej. Poza nią w pomieszczeniu nie znajdowało się absolutnie nic. Przełknęłam z trudem palącą gulę, po czym spojrzałam spod byka na mężczyznę, zamykającego drzwi łazienki.

Moje ciało drżało, nie od zimnych kafelków, ale z obawy przed tym, co mnie czeka. Nie chodziło o samo wzięcie prysznica przed nieznajomym, lecz o tym co dla mnie zaplanowali.

Trzęsącymi się dłońmi chwyciłam znacznie mocniej materiał, po czym ściągnęłam go przez głowę. Choć nie powinnam okazywać strachu wobec sprawców, tak w tym momencie nie potrafiłam poskromić skrępowania, jak i obaw, jakie nasuwały się do mojej głowy. Mężczyzna ze skrzyżowanymi dłońmi wpatrywał się z uwagą na każdy mój ruch. Jego spojrzenie nie było przepełnione pożądaniem, lecz pogardą. Niepewnie chwyciłam gumkę spodenek, by następnie zsunąć je wzdłuż nóg.

— Złóż ubrania, nie wiem czy ktoś zdąży przynieść ci coś na zmianę.

Zagryzałam boleśnie wargę, słysząc pełen gorszy, tembr głosu. Czułam się, niczym ukarane zwierzę, które nie potrafiło się odezwać. Coś w znacznym stopniu mnie blokowało i nie potrafiłam określić, czy powinnam czuć wdzięczność, czy też złość wobec samej siebie.

— Bielizna też chyba, że chcesz siedzieć w mokrej.

Z uniesioną głową spojrzałam mężczyźnie w twarz. Czarna postać wyraźnie odznaczała się na tle jasnych kafelków. Spoza czerni jedyne co dało się dostrzec, to niebieskie oczy, jednakże chociażby najmniejszy skrawek skóry, został skryty pod czernią materiału, podczas gdy ja stałam przed nim prawie naga.

Starałam się odepchnąć strach, który pragnął zawładnąć moim ciałem. Skierowałam dłonie do tyłu, by następnie odpiąć stanik, który z echem opadł na białe kafelki. Następnie delikatnie się pochyliłam, przez co mroczki momentalnie przysłoniły rzeczywisty obraz. Moja dłoń wylądowała na ścianie, dzięki czemu zdołałam nie upaść. Mężczyzna w dalszym ciągu stał w bezruchu. Zdawało się jakby nie oddychał, przez co wyglądał jak posąg. Z moich ust wydostał się drżący oddech, gdy chwyciłam za dolną część bielizny, ściągając ją w znacznie wolniejszym tempie, niż pozostałą część garderoby.

— Jestem gejem — Odpowiedział ze znudzeniem, opierając swoje plecy o drzwi — Myj się i wyłaź, bo nie chce mi się już dłużej na ciebie czekać.

Uniosłam głowę, patrząc z konsternacją na mężczyznę. Moje wargi z lekka się rozchyliły, na co prychnął śmiechem. Milczeliśmy oboje, póki nie chwyciłam kurka, by odkręcić wodę. Lodowate krople wody opadły na moje ciało, niczym gwoździe. Krzyknęłam z zaskoczenia, by następnie z lekka odskoczyć.

— Zapomniałem wspomnieć, że nie ma ciepłej wody.

— O mydło też się nie pofatygowaliście — Wychrypiałam, próbując zbliżyć się do lecącego strumienia wody ze słuchawki prysznicowej.

— Może jeszcze balsamu potrzebujesz?

Spojrzałam na mężczyznę, powstrzymując chęć rzucenia mu się do gardła. Odwróciwszy wzrok, postawiłam krok w przód, a lodowaty strumień opadający na moją nogę, w natychmiastowym tempie wywołał gęsią skórkę, która pojawiła się na całym ciele. 

Zacisnęłam zęby, po czym weszłam pod strugę wody, która paraliżowała całe, moje ciało. Przenikliwe, jak i oziębłe krople niemal kaleczyły skórę, która stawała się sztywniejsza. Włosy również zostały zmoczone, przez co i moja twarz pokryła się strumieniem. Czułam jak krew zamarza w moich żyłach, a zaciśnięta szczęka traci na sile. Jej głośne drżenie spowodowało, iż dolne zęby, uderzały o górne.

— Przyniosę ci ubranie — Odparł oschle, po czym odwrócił się. Gdy tylko drzwi zostały otworzone, do pomieszczenia wszedł grubszy mężczyzna, przez co momentalnie zakręciłam wodę, próbując zakryć się własnymi rękoma.

Moje spojrzenie powędrowało na ubrania, które były niemalże trzy kroki ode mnie. Jego spojrzenie również skierowało się w ową stronę, przez co na jego twarzy zawitał rekini uśmiech.

— Nie dotykaj jej. Zaraz wracam — Skinął palcem w stronę znacznie większego od siebie mężczyzny, by następnie opuścić pomieszczenie.

Czułam się niczym zwierzyna, bez drogi do ucieczki.

Bezsilność była czymś, czego nie potrafiłam znieść. Poradzenie sobie z tym uczuciem, niemal szargało mój umysł. Strach dało się pokonać. Smutek w pewien sposób zaleczyć, a radość pogłębić. Natomiast bezsilność sprawiała, iż czułam jedynie pustkę, której nie potrafiłam wypełnić dosłownie niczym.

— Więc zostaliśmy sami — Zwrócił swoją głowę do tyłu, po czym chwycił klamkę, by zamknąć drzwi.

Z uwagą obserwowałam każdy jego ruch. Mężczyzna był tęgi, przez co powalenie go z pewnością sprawiłoby mi trudność. Zrobiłam krok w stronę swoich ubrań, w momencie gdy stał twarzą do mnie. Dzieliło nas zaledwie kilkanaście metrów, a jednak w moich odczuciach zdawał się być zbyt blisko.

— Chcesz się ubrać? — Uniósł brew ku górze, a jedna strona maski znacznie się napięła.

W dalszym ciągu obejmowałam swoje ciało, zakrywając każdą swoją część ciała, jak tylko potrafiłam. Wpatrywałam się w drzwi za nim, mając nadzieję, że pojawi się w nich oprawca, który oznajmił, iż nie interesują go kobiety. Jakaś drobna cząstka mnie wyobrażała sobie, że do pokoju wchodzi Dragon, który wyciąga mnie z bagna, w które znów zostałam wpakowana.

Zawsze był potworem, by stać się czymś w rodzaju ukojenia...

Ratunku...

Nim mężczyzna postawił krok w moją stronę, do środa wszedł ten, który jako pierwszy mnie pilnował. W dłoni, trzymał skrawek materiału, przypominający ubranie.

— Idź stąd. Musi się ubrać.

— Już mnie wyganiasz? Dopiero przyszedłem — Tęgi oparł się o kafelkową ścianę, by następnie rzucić mi jedynie przelotne spojrzenie — Daj chociaż popatrzeć.

— Chyba nie jesteś, aż tak głuchy — Mężczyzna wyminął go, rzucając w moją stronę materiał, który nie został przeze mnie złapany, przez co opadł na zmoczoną podłogę.

— Będziesz chodziła w mokrym. Nie dostaniesz nic innego — Odparł, na co z lekka się skrzywiłam.

Obecność drugiego mężczyzny sprawiała, że miałam obawy przed najdrobniejszym ruchem. Jednakże, gdy materiał zaczął nasiąkać znacznie większą ilością wody, przykucnęłam, by ją podnieść.

— Myślałam że to ręcznik — Powiedziałam niepewnie, po czym przyłożyłam sukienkę do ciała. Z lekka przemoczony materiał zdołał mnie osłonić, jednak nie tak, jak moje poprzednie ubrania.

— Wyschniesz sama.

— Co?

— To co kurwa słyszysz.

— Mam tu stać i czekać przeschnę? — Niemal z trudem wypowiedziałam słowa, przez drżące ciało, jak i wargę.

Dźwięki obijanych się o siebie zębów, dudniły mi w głowie, a moje spojrzenie choć stawało się zamglone, tak nie odwróciłam wzroku z mężczyzn w obawie przed atakiem.

— Co za różnica. I tak masz mokrą sukienkę, a drugiej nie dostaniesz. Wkładaj.

Stałam niczym posąg, mrugając szybciej powiekami. Oddychałam ciężko, podczas gdy moje ciało drżało coraz mocniej. Choć chłód wokół zdawał się niknąć, tak strach powodował dreszcze, przeszywające mnie na wskroś.

— Ubieraj się. Już — Wysyczał większy mężczyzna, przez co drgnęłam.

— Nie.

Smuklejszy się spiął, gdy ten tęższy zrobił kilka kroków w przód.

— Więc ci pomogę blondyneczko.

— Amir też ci pomoże. Wsadzi ci kij w dupę, jeżeli się dowie. A uwierz mi, że będzie wiedział, bo jesteś niepohamowanym, pieprzonym wieprzem.

Mężczyzna przystanął, by następnie zwrócić się w stronę tego, który stanął w mojej obronie.

— A co ty jej tak kurwa bronisz, co?

Zbliżył się o krok, przez co niemal ich nosy stykały się ze sobą.

— Bronię kurwa swojej dupy — Wysyczał — Mam gdzieś co się z nią stanie. To są interesy i nie zepsujesz ich, bo masz chore fantazje. Wyjdź stąd nim oboje zrobimy coś, czego żadne z nas nie chce.

Ciężki oddech większego z mężczyzn, niemal przycinał dźwięk moich uderzających się o siebie zębów. Patrzyłam na nich, nerwowo zaciskając dłonie na materiale sukienki. Dopiero w owym momencie zerknęłam na materiał dostrzegając, iż jest on odwrócony na lewą stronę.

Grubszy spojrzał na mnie, by następnie splunąć pod moje nogi. Odskoczyłam, przez co moje plecy napotkały zimne kafelki. Skrzywiłam się nie widok wydzieliny, by następnie spojrzeć na mężczyznę. Mój wzrok był pełen pogardy, wobec jego, jak i człowieka stojącego nieopodal.

Z jednej strony byłam wdzięczna, że nie mogłam dostrzec nawet skrawka twarzy swoich oprawców. Jednakże ta druga strona żałowała okropnie tego, iż nie mogłam zapamiętać twarzy bestii, które niosą krzywdę niewinnym kobietom.

Z widocznym niezadowoleniem odwrócił się plecami do mnie, po czym wymijając smuklejszego mężczyznę, szturchnął go ramieniem, na co ten z lekka się zachwiał. Ulga niemal przez sekundę przebrnęła przez głowę, gdy z pola widzenia zniknął największy z potworów.

— Moja cierpliwość się kończy. Wyjdziesz na golasa, jeżeli się nie ubierzesz.

Przełknęłam z trudem, po czym odsunęłam materiał od ciała, a lekki chłód owiał moją wilgotną skórę. Choć większość ciała zdołała przeschnąć, tak miejsca w którym zakrywałam się wilgotną sukienką, nie były w stanie się osuszyć.

Mężczyzna zdawał się być znudzony. Byłam w stanie lustrować jedynie jego spojrzenie, które w żadnym stopniu nie wykazywało zainteresowania. Gdy tylko włożyłam sukienkę, na mojej twarzy ukazał się grymas niezadowolenia. Rzucający się w oczy róż, nie był jego powodem, a materiał, który przylegał do ciała, a ponadto ledwo zakrywał pośladki. Uwidoczniony brzuch, jak i odkryte plecy, sprawiały, że w dalszym ciągu czułam się naga. Spojrzałam w stronę ubrań, które leżały zmoczone na ziemi. Bielizna również zdołała nasiąknąć wodą, przez co znacznie się skrzywiłam.

— To ci nie będzie potrzebne — Powiedział szorstko, po czym skinął głową na drzwi — Idziemy.

~ . ~

Wyjątkowo spokojny oddech Samanty sprawił, że i ja zmrużyłam swoje powieki. Cisza spowiła cały budynek, co było dziwnym zaskoczeniem. Odgłosy kroków, krzyków, jak i pisków kobiet, nie wybrzmiały nawet na sekundę.

Smród materaca nie był tak uciążliwy, jak za pierwszym razem. Posklejane włosy, od braku szczotki również zdały się być niczym, w porównaniu do tego, co się w tym momencie działo. Gdy sen zdołał osiąść na powieki, burczenie brzucha momentalnie go odgoniło. Odetchnęłam głęboko, zaczesując splątane włosy. Leżałam na plecach, wpatrując się w światło, które nigdy nie było gaszone.

Zdołałam do tego przywyknąć przez te kilka nocy, jakie tu spędziłam. Nie potrafiłam zliczyć dni, gdyż przebywałyśmy w miejscu bez okien. Ponownie przymknęłam powieki, próbując zignorować dźwięki dochodzące z brzucha, jednakże gdy szczęk zamka rozbrzmiał w cichym pomieszczeniu, poderwałam z lekka swoje plecy do góry, podpierając się na łokciach.

Moje serce momentalnie przyspieszyło, gdy do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Nie mieli tacy z jedzeniem, jednak nie tylko to zdołało mnie zaniepokoić. Przełknęłam z trudem, dostrzegając nieco tęższego, zamaskowanego faceta, jak i postawniejszego.

Miałam nikłą nadzieję, iż jest to jeden z tych, który powiedział mi o swojej orientacji, lecz gdy tylko nieco smuklejszy zbliżył się o krok, zdołałam dostrzec, iż nie ma tam niebieskiej barwy oczu. Poznawałam ich wszystkich jedynie po posturach, jak i koloru oraz kształcie oka. To jedyne, na co było mi dane patrzeć. Resztę ciała pokrywał czarny kombinezon, który zasłaniał ich dłonie, kostki, a przede wszystkim twarze.

Obserwowałam uważnie każdego z nich. Choć w głębi siebie miałam nadzieję, iż za chwilę wyjdą, tak moje odczucia były inne. Czułam, że zdołają dołożyć kolejny ciężar, jak i przywołać demona, który będzie kawałek po kawałku niszczył to, co pragnęłam odbudować.

— Jesteś głodna? — Zaczął jeden z nich. Gdy tylko usłyszałam tembr głosu, wiedziałam kim jest.

To właśnie on kazał mi przyjść po jedzenie na kolanach.

— Ani trochę — Syknęłam, na co kominiarka na jego twarzy napięła się.

Czułam w pewien sposób ulgę, nie mogąc dostrzec jego uśmiechu na własne oczy, jak i twarzy, której widoku z pewnością nie byłabym w stanie się pozbyć.

— Śpiąca koleżanka na pewno by coś zjadła. Masz może ochotę się poturlać?

Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując w owy sposób powstrzymać chęć wstania i rzucenia się na niego. Wiedziałam, że nie mam szans i jedynie to zdołało mnie powstrzymać. Nie to, że mogłabym zginąć, tylko to, że nie mogłam ich skrzywdzić na tyle, ile pragnęłam.

— Nie chcesz wiedzieć na co mam ochotę — Wychrypiałam, na co ich oczy otworzyły się znacznie szerzej.

— W końcu ktoś z kim można porozmawiać — Pomieszczenie wypełniły głośne śmiechy, przez co Samanta drgnęła. Otworzywszy delikatnie oczy, zerwała się do siadu, patrząc z dezorientacją to na mnie, to na mężczyzn.

Oboje spojrzeli po sobie, po czym skinęli głowami. Gdy tylko zerknęłam na wciąż skonsternowaną Samantę, ona już na mnie patrzyła. W jej spojrzeniu zdołałam wyczytać nie tylko strach, ale w pewnym sensie zwątpienie.

Samanta poddała się, a ja nie mogłam pojąć dlaczego. Wpatrywałam się w nią, lustrując jak jej oczy pokrywają się łzami. Jej warga zadrżała, a dźwięk rozsuwanego zamka momentalnie zwrócił moją uwagę. Spojrzałam przed siebie, dostrzegając tęgiego, zamaskowanego faceta, który momentalnie znalazł się tuż nade mną.

****

Krzyknęłam, czując jak jego brzuch naparł na moje ciało, dociskając mnie do brudnego materaca. Zapach papierosów, jak i taniego alkoholu, ugrzązł mi nozdrzach, a ich smak, niemal wkradł się do gardła. Mężczyzna umieścił się między moimi nogami, przez co możliwość zepchnięcia go, czy też kopnięcia zdawał się być niemożliwy. Jedynie dłonie, którymi się szarpałam, jak i tułów, który starałam się oderwać od materaca, był zdolny do walki.

— Blondi nie mam czasu się zbytnio bawić. Amir niedługo tu będzie — Wysyczał, starając wymijać się każdy cios, który pragnęłam mu zadać.

Ostatni z czerwonych paznokci, jaki udało mi się zachować zdołał przejechać po materiale, jaki okrywał jego twarz. Draśnięcie spowodowało, iż z lekka się podziurawił, przez co kilkudniowy zarost mężczyzny zdołał przedostać się przez mikroskopijną dziurkę.

—  Miałaś być bez siniaków, ale bez tego z pewnością się nie obejdzie — Gorycz jaka wypływała z jego ust, niemal była odczuwalna w moim własnym przełyku.

Krzyk Samanty sprawił, że pragnęłam zwrócić się w jej stronę, jednak tęgi mężczyzna więził mnie pod swoim ciałem, zasłaniając cały obraz.

— Zostaw ją! — Krzyknęłam, by następnie poczuć palący ból na policzku.

Po uderzeniu słyszałam jedynie dziwne piszczenie w uchu, a obraz z lekka się zamazał. Momentalnie zamrugałam powiekami, odzyskując z lekka kontakt z rzeczywistością, jednak w dalszym ciągu słyszałam jedynie drażniący dźwięk, który zagłuszał wszystko inne dookoła.

Nie byłam nawet świadoma tego, że w dalszym ciągu szarpałam się z mężczyzną, który znajdował się na mnie. Ciężkość w płucach sprawiła, iż z trudem nabierałam powietrza.

Czułam jak tonę.

Czułam, jak spadam na samo dno i co gorsza, nie chciałam wydostać się na powierzchnię. Pragnęłam w tym momencie zniknąć z powierzchni czując, jak tracę siły w rękach.

Gdy tylko zdołał je unieruchomić nad moją głową, załkałam. Moje łzy, intensywnie moczyły policzki, a gardło z każdym krzykiem, jak i szlochem było zdzierane. Podczas, gdy jedna z jego dłoni obezwładniała mnie, druga chwyciła moją twarz. Zacisnęłam powieki, próbując sprawić, aby rozgrywający się koszmar, stał się niepożądanym snem, jednak gdy poczułam na policzku coś wilgotnego wiedziałam, iż nie jest to koszmar. Język mężczyzny przejechał wzdłuż mojego policzka, zlizując moje słone, jak i wciąż cieknące łzy. Czułam, jak moja twarz się wykrzywia, a przez gardło zdołały przedrzeć się słowa, których sama nie byłam w stanie usłyszeć.

— Uwielbiam smak waszego strachu — Ochrypły głos, przedostał się przez piszczenie w uszach. Choć wciąż słyszałam go tak, jakby był gdzieś w oddali.

Otworzywszy oczy, ujrzałam rozdartą maskę w miejscu ust. Nie byłam w stanie nawet przypomnieć sobie momentu, w którym to uczynił. Mokry szlak, który wyznaczył jego język, niemal boleśnie wypalał moją skórę, a żołądek zaciskał w ciasny supeł. Ponownie podjęłam walkę, szarpiąc się z mężczyzną, jednak on zacisnął znacznie mocniej swoją dłoń, przez co ponownie krzyknęłam. Szum w uszach lekko ustał, przez co krzyk Samanty rozbrzmiał w nich niewyobrażalnie głośno.

Ona również walczyła.

— Nie zapłaciłbym ani grosza za coś takiego — Wycedził, uderzając po raz kolejny w moją twarz.

Nie musiałam patrzeć w lustro, by wiedzieć jak wyglądam. Siarczyste spoliczkowanie, niemal wypalało moją skórę, która z pewnością przybierała czerwone barwy. W ustach zdołałam poczuć metaliczny smak, co oznaczało, iż moja warga została zraniona.

Próbowałam walczyć na każdy możliwy sposób, jednak każda siła uszła z dźwiękiem rozpinanego zamka, jak i jednym mocnym pchnięciem, które wykonał tęgi mężczyzna. Jego ciepły oddech, który mieszał się z zapachem alkoholu, jak i papierosów, palił moją skórę, a kolejny niedbały ruch, był niczym sztylet, który rozrywał od środka.

— Dragon! — To jedno słowo, wręcz zdzierało moje gardło na nowo.

Nie miałam pojęcia dlaczego je wykrzyczałam i czy aby na pewno nie miałam omamów. Nie byłam również do końca pewna, czy owe słowo zdołało przejść przez moje usta, jednakże gdy mężczyzna wykonał kolejny ruch bioder, poderwał głowę i spojrzał na mnie zdezorientowany wiedziałam, iż krzyk, nie był wytworem mojej wyobraźni. Jego ciężar momentalnie mnie oswobodził, przez co złapałam głębszy oddech. Jak przez mgłę, ujrzałam Niebieskookiego mężczyznę, wymierzającego w jego stronę kopniaka, podczas gdy drugi wstał z materaca Samanty, próbując załagodzić spór.

— Ty pierdolony kretynie! Miałeś jej nie dotykać! — Warknął, uderzając tęgiego mężczyznę bronią w klatkę piersiową — Oboje jesteście już martwi!

Nagle nie byłam w stanie dostrzec niczego, co znajdowało się wokół mnie. Rozmyte plamy, jak i ciężki oddech, był jedynym na czym się skupiłam. Leżałam w bezruchu, czując jak każda część ciała była obolała.

— Wypierdalaj stąd! Wy obaj się wynoście!

Jego krzyk sprawił, że zamrugałam wielokrotnie, by następnie spojrzeć na Samantę, leżącą brzuchem na materacu. Znajdowała się w bezruchu, a jej plecy z lekka się unosiły, co oznaczało, iż oddycha. Materiał żółtej sukienki został rozerwany, przez co jej nagie pośladki zostały wyłonione na wierzch.

Zagryzłam wargi, ponownie zachodząc się płaczem.

****

— Dragon... — Wymamrotałam najciszej, jak tylko zdołałam.

Mój głos brzmiał, niczym najgorszy z dźwięków, zagranych na strunach. Szumiało mi w głowie, a ciało w dalszym ciągu pozostawało odrętwiałe.

Tylko w tym jednym słowie widziałam teraz ukojenie. To on był moim ratunkiem, a teraz go nie było. Nie było nikogo, kto popłynął by za mną na samo dno, by następnie resztkami sił mnie stamtąd wyciągnąć.

Tęgi mężczyzna wyprostował się, po czym zapiął rozporek swojego kombinezonu. Na jego wciąż zakrytej twarzy zdołałam dostrzec chciwy uśmiech, który zdobił srebrny ząb. Oderwałam od niego wzrok, by utkwić spojrzenie w suficie, a następnie przymknąć swoje powieki.

Byłam już na dnie. Skrzydła upadłego anioła nasiąknęły całym złem, bym nie zdołała nawet pomyśleć o smudze światła, jak i wydostaniu się na powierzchnię.

Otworzywszy oczy, spojrzałam na Samantę, która również zdawała się być martwa. Oddychała cicho. Jej ciemne rzęsy delikatnie się poruszały, a warga z lekka drżała. Milczałyśmy, wraz z Niebieskookim mężczyzną, który jako jedyny został w pomieszczeniu. Patrzył na nas nieobecnym spojrzeniem, jakby nie dotarło do niego, co właściwie się stało.

Pod framugą drzwi zjawił się kolejny mężczyzna, przez co momentalnie złączyłam nogi. Nie miałam bielizny, od momentu w którym kazano mi ją zostawić pod prysznicem. Delikatnie się uniosłam, pragnąc wstać do Samanty, jednak Niebieskooki mnie uprzedził. Nachylił się ku niej, przez co moje gardło ponownie zapiekło.

— Zostaw! — Wrzasnęłam, jednak on nie zważał na mój protest. Naciągnął podarty materiał, by zasłonić jej pośladki.

Niebieskie oczy, obdarowały mnie dziwnym spojrzeniem. Nie wyczułam w nim pogardy, jak wcześniej.

— Mówiłem. Jestem gejem — Napomniał, przez nieco zaciśnięte zęby.

— Atakują nas — Wychrypiał stojący w drzwiach mężczyzna — Jesteśmy pewni, że to ludzie brata Amira.

— Kurwa — Syknął.

Samanta jak na zawołanie poderwała się, a na korytarzu zaczynał pojawiać się chaos. Widok biegających licznych mężczyzn, którzy ciągnęli krzyczące kobiety zdawał się być, jedynie obrazem, który widziałam w filmach.

— Musimy ją zabrać.

— Wstawajcie! — Warknął.

Mężczyzna, który przybiegł chwycił Samantę, która z lekka się skrzywiła, natomiast moje przedramię chwyciła dłoń Niebieskookiego, który pociągnął mnie ze znaczną siłą. Nie zdołałam nawet nic powiedzieć w stronę kobiety, która przez pewien czas była moją towarzyszką, ponieważ w sekundowym tempie zniknęła w zamęcie, panującym na korytarzu.

— Musisz biec.

— Nie dam rady — Wybełkotałam, próbując zignorować ból gardła.

Jego spojrzenie gryzło się z decyzjami, jakie próbował podjąć w swojej głowie. Gdy tylko znaleźliśmy się na korytarzu, wypełnionym licznymi krzykami, przed nami pojawił się mężczyzna. Swoją posturą wyglądał znacznie inaczej od poprzedników, którzy nas pilnowali, jednakże ubiór nie różnił się niczym.

Moje kolana ugięły się, przez co Niebieskooki złapał mnie, wypowiadając pod nosem niezrozumiałe dla mnie słowa.

— Mam ją zabrać, ty idź po resztę.

— Kto niby tak powiedział?

Mężczyzna zrobił krok w przód, przez co przewyższał tego pierwszego o głowę. Uniósł wyżej podbródek, po czym chwycił moją dłoń, przyciągając mnie do siebie. Niekontrolowany dreszcz przeszył całe moje ciało. Nie miałam nawet siły postawić kroku w tył, ani uciekać przed osobnikiem, który zdawał się w obecnym momencie być gigantem. Niski tembr głosu sprawiał, że jego słowa nie były żadnym pytaniem. Były wręcz rozkazem.

— Idź po resztę — Powtórzył szorstko, na co Niebieskooki zerknął niepewnie w moja stronę, by następnie zwrócić się na pięcie i zniknąć w zamieszaniu.

Gdy tylko wziął mnie na ręce, do moich nozdrzy dotarł znacznie przyjemniejszy zapach w porównaniu z odorem papierosów, jak i alkoholu, jaki czułam od oprawców. Moje ciało stało się ociężałe, przez co głowa opadła na twarde ramię mężczyzny. Oboje przez sekundę spojrzeliśmy na siebie, a czarne tęczówki sprawiły, iż moje powieki były tym razem nie do uniesienia.


#trylogiaobsession

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top